Artykuły

Bez Gomrowicza

"Pornografia" w reż. Andrzeja Pawłowskiego w Teatrze Capitol w Warszawie. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku - dodatku Kultura.

"Pornografia" w warszawskim Teatrze Capitol w reżyserii Andrzeja Pawłowskiego jest jak kiepski żart. Doprawdy nie wiadomo, czy się śmiać czy płakać?

Z szacunku dla Witolda Gombrowicza, dla wybitnej literatury może byłoby lepiej, gdyby ta recenzja w ogóle nie powstała. Wieczór w Gapitolu powinien zostać przemilczany i zapomniany. A jeśli już, powinnam przyznać temu spektaklowi minus sześć gwiazdek, bo nie znajduję w nim ani jednego pozytywnego elementu i ani jednego momentu, który przypomniałby, że mam do czynienia z "Pornografią". Razi tu absolutnie wszystko, począwszy od scenografii przypominającej szkolne przedstawienie (każdy mebel z innej bajki na tle czarnych kotar), po aktorstwo - boleśnie jednoznaczne. Nie ma też mowy o tajemnicy, erotycznych grach czy dusznym klimacie Gombrowicza. Gdzie gorzka filozofia, budowanie symboli, transcendencja i niepokój? Wreszcie - gdzie kosmos "Pornografii"? Podobne pytania można by jeszcze długo mnożyć. Co zatem proponuje reżyser Andrzej Pawłowski? Tanią, płytką farsę, w której liczą się grepsy. Byle rechotali na widowni, byle do przodu - zdają się myśleć zarówno aktorzy, jak i reżyser. Przede wszystkim trudno mówić tu o Gombrowiczowskich postaciach. Fryderyk w powieści to kreator wydarzeń, aranżer sprytnie modelujący rzeczywistość, chyba najbardziej skomplikowana, niejednoznaczna i tajemnicza postać u Gombrowicza, który pisał o nim: "Bohater tej powieści jest Krzysztofem Kolumbem wyruszającym na odkrycie lądów nieznanych. Czego szuka? Tej właśnie nowej piękności i nowej poezji, utajonych między dorosłym a chłopcem. To poeta o wielkiej, krańcowej świadomości". A Fryderyk Henryka Talara (bardzo dobrego przecież aktora) przypomina poczciwego klauna, który drepcze po scenie w drewnianym obuwiu ortopedycznym z zajęczymi skórkami pod pachą, a jakże. Próbuje ratować rolę tajemniczą miną i zatrzymanym spojrzeniem. Ale to w przypadku takiej postaci tyle co nic, kropla w morzu. Marek Lewandowski w roli Witolda jest jak marny konferansjer w źle skrojonym garniturze, który nic nie rozumie z tego, co musi mówić. Hipolita gra Marek Barbasiewicz - swoją postać sprowadza do stereotypu komedianta erotomana. Chwilami broni się Cezary Morawski jako Siemian, ale wreszcie przegrywa z konwencją spektaklu. Na opis reszty bohaterów szkoda słów. Jedno trzeba przyznać reżyserowi, jest konsekwentny i z uporem wtóruje zasadzie: byle zabawniej. Dlatego co rusz serwuje widowni smaczki rodem np. z cyrku Monty Pythona. Nie wiadomo, gdzie oczy podziać, kiedy bohaterowie w drodze do kościoła udają konie i powóz, rytmicznie przy tym falując. A za chwilę w tle... pobrzmiewa muzyka Nino Roty i wieje Fellinim... Ponadto Pawłowski lekką ręką tnie tekst Gombrowicza, tak że chwilami niektóre wątki (np. epizod Siemiana) stają się niezrozumiałe. Z każdą kolejną minutą ma się wrażenie, jakby "Pornografia" została wrzucona do maszynki i starannie zmielona. W efekcie mamy na scenie mocno niestrawny salceson, który z Gombrowiczem ma niewiele wspólnego. To już nie jest skandaliczne, a raczej strasznie smutne.

PORNOGRAFIA

Witold Gombrowicz, reż. Andrzej Pawłowski

Teatr Capitol w Warszawie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji