Artykuły

Pół na pół

Jeszcze "ciepłą" sztukę Stanisława Tyma wystawił warszawski Teatr Kwadrat. "Ciepłą", bo ukończoną przez autora 19 stycznia 1987 r. I, jak czytamy w programie, sztukę tę napisał Tym spe­cjalnie dla Kwadratu. Jak na nasze możliwości i przyzwy­czajenia, to rzeczywiście krót­ka i szybka droga utworu od autora na scenę.

"Fifty-fifty" to - jak cała twórczość Tyma - komedia sa­tyryczna. Jej akcję umieścił au­tor w dość interesującym cza­sie, niejako na przednówku zmian: akt I - kwiecień 1979, akt II - 31 grudnia 1979, o czym zresztą dużymi literami na eksponowanym miejscu informu­je nas program do przedstawie­nia. I dobrze, albowiem bez te­go widz mógłby jeszcze potrak­tować temat aktualnie. A tak...

Miejscem akcji jest dom "po­wiatowego" prominenta, działa­cza, inteligenta z awansu, któ­ry nabywszy dyplom wyższej uczelni za 45 tys. zł oprawił go w ramki i zawiesił na ścianie.

Cała intryga osnuta jest wokół niepowołanego gościa, czyli zło­dzieja, który podczas nieobec­ności gospodarzy włamał się do ich mieszkania, a gdy ci nagle zjawili się u drzwi, schował się do szafy. Motyw z szafą nie no­wy, dość ograny, ale nie o to przecież szło Tymowi, by być odkrywczym. Zresztą, w tematy­ce epoki "żółtych firanek" nie­łatwo być dziś odkrywczym, al­bowiem widz niejedno wie i nie bez powodu określenie: ,,życie przerosło kabaret" przyjęło się, wchodząc do klasyki.

I gdy gospodarze nie podej­rzewając niczego, zupełnie swo­bodnie odkrywają swoje różne tajemnicze sprawy, szczególnie z życia zawodowego małżonka, jego kariery itd. złodziej ukry­ty w szafie wszystko pilnie re­jestruje w pamięci, by później wykorzystać. I wykorzystuje. Zaś widzowie zaczynają zadawać sobie pytanie: kto tu jest naprawdę złodziejem - czy ten, który siedzi w szafie, czy też właściciel mieszkania, który defrauduje, kupuje tytuły za pieniądze, prowadzi fałszywe licy­tacje samochodów i dolarowy zysk dzieli "fifty-fifty" po amerykańsku, czyli "po pałam" z "przyjacielem", takoż miej­scowym prominentem, ale mniej­szej rangi.

Popisową sceną jest sylwes­trowa noc stanowiąca świetny powód do sportretowania tej tzw. elity z awansu (kupującej 1500 książek, po trzy z każdego tytułu; by mieszkanie miało wygląd "inteligentny") Goście prze­brani za Krowę, Świnię, Ko­nia, Górnika tańczą urzy dźwię­kach "Kolorowych jarmarków", "Kaczuszek", a więc przebojach końca lat 70-ych. Całe to qui pro quo sytuacyjne, tu i ów­dzie przetykane wygłaszanymi przez bohaterów "modnymi" ha­słami pełnymi pustych frazesów, prowadzi do dość zaska­kującej pointy, której nie zdra­dzę czytelnikom. Ale czy na newno zaskakującej? "Fifty-fifty". W każdym razie "czarny" finał przedstawienia nie nastraja optymistycznie.

STS-owski rodowód Tyma da­je o sobie znać i w tej najnow­szej sztuce. Specyficzny to hu­mor, trochę trywialny z czytelnymi odniesieniami. Wiele tu zabawnych sformułowań, obna­żających niezbyt zabawne me­chanizmy i absurdy naszej rze­czywistości. Słowem, satyra bli­ska współczesności. Choć, chcia­łoby się jeszcze bliższej. Tego chyba oczekuje widz i z tymi oczekiwaniami pozostaje. Wszak - wiadomo - satyra przynaj­mniej o ten przysłowiowy krok powinna wyprzedzać świadomość widza.

Przedstawienie w Kwadracie, sprawnie, z umiarem i kultu­rą (tego typu komedie aż ku­szą do robienia min i wszelkich przerysowań czy to w konstru­owaniu sytuacji, czy to w poda­waniu dialogów) wyreżyserował Wojciech Pokora, a przemyślana, dość oszczędna w środkach, wyrazu, świetna gra aktorów jest niezaprzeczalnym walorem tego przedstawienia.

Warto dodać, iż prapremiera sztuki Tyma rozpoczyna nieja­ko nowy etap Kwadratu. Odcię­ty od Teatru na Woli przymu­sowo zyskał samodzielność. Czy dobrze na tym wyjdzie? Zobaczymy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji