Artykuły

Witkiewicz czyli konfrontacje wyobraźni

TEATR Stanisława Ignacego Witkiewicza znalazł się po swoich powtórnych narodzinach w okresie dwudziestolecia w poważnym niebezpieczeństwie. Groziło mu zmiażdżenie między scyllą sztywnej i niesprawdzalnej na scenie teorii "czystej sztuki", a charybdą nacierającej hipertrofii wyobraźni inscenizatorów. W zapale dodatkowego udziwniania Witkiewicza, niejednokrotnie konkurowali oni z nadmiarem pomysłów, zawartych w didaskaliach, którymi autor uzupełniał swoje dramaty. Na szczęście nasz widz niewiele się przejmuje rozbieżnością, a nawet niekonsekwencjami Witkacego - teoretyka sztuki i dramatopisarza. Nie czyta po prostu jego "Teatru", zaś sam teatr współczesny znalazł język reżyserski coraz bardziej odpowiadający dzisiejszemu odbiorowi trwałych wartości, tkwiących w tej dramaturgii. Nastąpiło uproszczenie w inscenizacji dramatów Witkiewicza bez ich spłycenia, w czym wielka zasługa Wandy Laskowskiej, która poprzez swoje przedstawienia na scenie Teatru Narodowego stała się swoistym autorytetem w "witkiewiczologii stosowanej" (oczywiście - na scenie). Po "Kurce Wodnej" w jej reżyserii ujrzeliśmy dwie sztuki Stanisława Ignacego Witkiewicza, napisane w najbardziej płodnym okresie jego twórczości: "Mątwę" i "Jana Macieja Karola Wścieklicę".

Dziwne, że tak dalece różniące się w poetyce dramaturgicznej sztuki Witkacego, całkiem zgodnie koegzystują obok siebie w ramach jednego wieczoru teatralnego, choć wyraźnie zyskuje tutaj "Wścieklica". Utwór ten jest obarczony mniejszą porcją nadwyobraźni, a także mniejszym ciężarem werbalnym. "Mątwa" to - mimo wszystko - wyobraźnia, wplątana w wielkość słów i pomysłów. Znajdujemy w tej grotesce wykpienie kabotynizmu rozdartego intelektualisty, groźną w swojej logicznej absurdalności postać Hyrkana, wyśmianą wojnę kokoszek i wampirzycy o uczucie Bezdeki. Artyści miewają zdrowe odruchy i przebłyski trzeźwości politycznej, a strzał z pistoletu, likwidujący tyrana rozwiązuje zawikłaną sytuację.

Wanda Laskowska, wspólnie ze scenografem: Zofią Pietrusińską (pamiętajmy o plastycznej wyobraźni autora "Mątwy"), znalazły właściwą formułę dla teatralnej fantastyki Witkacego, wyzwalając ją z nadmiaru ciasnych i dusznych scenek, pozostawiając jednak postacie i właściwą akcję na pierwszym planie. Dopomogło to do zachowania intymnego, bezpośredniego kontaktu witkiewiczowskich bohaterów z widownią, Mieczysław Milecki i Andrzej Żarnecki wyprowadzili swoich bohaterów z lawiny słów, w niesceniczności których pogubili się pozostali aktorzy. Inaczej bywało ze "Wścieklica". Tu reżyser nie potrzebował hamować fantastyki autora, ale przeciwnie, wzbogacał didaskalia, urozmaicił wizualny aspekt sztuki, oczywiście - wspólnie ze scenografem. Aktorzy - Barbara Krafftówna, Wanda Łuczycka, Jan Kobuszewski - pojawiają się jak postacie z szopki, rozprawiając przy tym o swoich stanach psychicznych, o wielkiej polityce i filozofii. Są doskonale dopasowani do tej świetnej zabawy, którą zgodnie z tekstem zaaranżowała Wanda Laskowska.

Zasadą, organizującą tę część przedstawienia, jest bowiem zabawa. Może to być zabawa w demaskowanie zawijasów psychologicznych, w kpinę z pozorności sukcesu, który zwala się na bohatera, odbierając mu krzepę i kondycję (nie tylko zresztą umysłową). Zabawa w wymieszanie sytuacji realistycznych z fantastycznymi, składającymi się na rzeczywistość, w której wiejski lichwiarz przy wtórze chłopów przemawia językiem dziewiętnastowiecznej filozofii. Zabawowy, ludyczny charakter teatru towarzyszy zresztą większości sztuk Witkacego. Bywa to zabawa normalnych ludzi z potworkami albo igranie potworków między sobą. Bywa i tak, że ludzie stają się nagle potworkami a potworki odkrywają twarz ludzką, co jest jeszcze mniej przyjemne. Zabawa jest więc groźna i niebezpieczna, ale zarazem wesoła. Nie zawsze zresztą wesoła wesołością makabreski. Z rzadka się o tym pamiętało. Usiłowano i usiłuje się nadal, na szczęście nie na scenie, przytłoczyć teatr witkiewiczowski całą naszą wiedzą o późniejszych oświadczeniach filozofii egzystencjalnej, przenoszonej na deski sceniczne przez - tak chętnie wymienianych jednym tchem - współczesnych nam autorów zachodnich, dziś już obrastających w dostojną nudę nieuleżałej jeszcze klasyki. Na szczęście o Witkiewiczu powiedzieć tego nie można. Bywa przegadany i staroświecki w swoich koligacjach nadrealistycznych, modernistycznych, ekspresjonistycznych, ale nie jest powtarzalny i nudny.

"Mątwa" i "Jan Maciej Karol Wścieklica", to sztuki Witkiewicza, uważane za najbardziej - obok "Szewców" - polityczne i aluzyjne jego utwory sceniczne. Na szczęście Wanda Laskowska nie wzięła ich polityczności zbyt dosłownie. Cóż by nam z tego przyszło, gdyby przypomniano, że w "Mątwie" znajdziemy aluzje do małego wówczas jeszcze znanego Hitlera i bardziej już głośnego Mussoliniego - lub że "Wścieklica", to sparodiowana kariera polityczna Witosa, taki sceniczny "Bigda" Kadena-Bandrowskiego? Zresztą i wiedza socjologiczna Witkiewicza, wyrażona poprzez kapitalną parodię środowisk, dziś już słabiej przemawia ze sceny. Istotne jest budzenie niepokoju, splecione w jedno z teatralną zabawą. Niepokój ów nie pozwala na samozadowolenie, zabawa, czasem okrutna, budzi z drzemki, jaka nam grozi w jałowości życia, coraz bardziej monotonnego, grożącego ujednoliceniem wyobraźni. Tę właśnie wyobraźnię pobudza i drażni teatr Witkiewicza, poprzez konfrontacje z innością fantazji uwydatnionej, ale i uporządkowanej przez teatr.

Teatr Narodowy w Warszawie: Stanisław Ignacy Witkiewicz - "Mątwa czyli Hyrkaniczny Światopogląd". "Jan Maciej Karol Wścieklica"; reżyseria: Maria Laskowska; scenografia: Zofia Pietrusińska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji