Kartki z kartoteki
TRWA sezon 40-lecia w teatrach warszawskich. Oby jak najdłużej. Bo wreszcie jest sposobność, żeby zdecydować się na powroty, przypomnienia, na żywe wydanie literatury teatralnej powojennej Polski.
Do pełnego obrazu jeszcze daleko. Ale pojawiają się cały czas nazwiska godne, utwory wybitne. Takie jak "Kartoteka" Różewicza.
"A więc sztuka jeszcze żyje, ma dwadzieścia pięć lat. Czy to dużo, czy mało? W czasach, kiedy dzieła sztuki żyją gorączkowym, pośpiesznym życiem... to dużo. Od premiery w Warszawie do premiery w Atenach - notuje Różewicz w 1980 r. mija ćwierć wieku. Tych, którzy oglądają w tym roku "Kartotekę" w Lublinie, Warszawie... nie było jeszcze na świecie, kiedy napisałem ostatnią stronę...
No właśnie. Czym ma być dla nich ta przejmująca biografia - złożona z ułamków losu człowieka z pokolenia autora? Ta skrzętnie pozbierana opowieść o nowym Everymanie - Każdym Człowieku, ten koszmar wspomnień i wspomnienie o koszmarze? Czy tylko teatrem jeszcze czy już legendą?
Różnych odpowiedzi przez lata udzielali różni reżyserzy. Niezmiennie sadowili Bohatera na wielkim łożu, ustawionym na ulicy Historii. A co mówi Ratyński? Czyta "Kartotekę" trochę jak kartkę z lamusa. Oprawia ją w wyraźne ramy lat 50. A jednocześnie Historii unika jak ognia. Wyrzuca wszystko, co dosłowne - obsesję wojny, kompleks niemiecki. Upraszcza, ułatwia zadanie samemu Bohaterowi - będziemy wspominać bezboleśnie. Tekst w rękach reżysera doznał i innych korekt - Ratyński tnie, szatkuje, wprowadza powtórzenia, dopisuje całe sceny (!). Wreszcie nagina całość do pomyślanej przez siebie konstrukcji ronda: oto wszystko się kończy, ale wszystko może się zacząć od nowa.
To zamknięcie "Kartoteki" w obrębie szczelnego koła teatralnego wytrąciło reżyserowi z ręki podstawowy atut - czas. W jego teatrze czas jest skończony, jest wspomnieniem. U Różewicza jest inaczej, czas jest nieskończonością, ruchem, trwaniem. Dalsze konsekwencje takiego spojrzenia są oczywiste. U Ratyńskiego rzecz dzieje się leniwie, z nagła tylko podsycana jakimiś dodatkowymi pomysłami - a to śpiewanką kelnera, a to głosem z widowni.
Na szczęście wszystko to nie zaszkodziło aż tak bardzo Różewiczowi. Młoda publiczność znakomicie reaguje, odbiera tekst i Władysława Kowalskiego jako Bohatera. Kowalski kluczem do tej roli uczynił bardzo pesymistyczne zdanie "nie mogę zamienić się w człowieka". Dzięki temu inni wydają się jeszcze mniej ludzcy - rodzice (Aniela Świderska i Bronisław Pawlik). Tłusta Kobieta (Elżbieta Kępińska), czy Wuj (Franciszek Pieczka).
Tak czy inaczej chwalebne to, że teatr pamiętał o "Kartotece".