Artykuły

Rozterki samobójcy

W"Ateneum" - prapremiera polska sztuki Nikołaja Erdmana "Samobójca" . Naz­wisko Erdmana, autora sztuk teatralnych "Mandatu" i "Samo­bójcy" nie brzmi całkiem obco dla polskiego widza, bo ma ono związek z bardzo popularnymi, wczesnymi filmami radzieckimi. Jednakże pamięć o tym drama­turgu jest mglista. Był współau­torem m. in. scenariuszy do fil­mów "Świat się śmieje", "Wołga, Wołga". W roku 1950 dostał na­grodę państwową. Niestety na afiszach teatralnych nie spotyka­liśmy w Polsce jego nazwiska. W jego ojczyźnie było podobnie. Cie­szący się powodzeniem "Mandat" znikł ze sceny na całe ćwierćwie­cze. "Samobójcę" napisanego w roku 1928 wystawiono w ZSRR dopiero w r. 1982, dwanaście lat po śmierci autora.

Niespełna trzydziestoletni Erdman - brawurowo, jakby poś­piesznie, z przerysowaniami por­tretował współczesne mu typy drobnomieszczan. Trwał jeszcze NEP! Zastanawiające, że młody, uznany dramaturg (na którego sztukę niecierpliwie czekali ry­walizujący ze sobą - Meyerhold i Stanisławski), w komedii tej, pod warstwami zamierzonego brzydactwa i śmieszności, umieś­cił wątek tragiczny.

Akcja sztuki rozgrywa się w mieszkaniu zajmowanym przez kilka rodzin - m. in. przez głów­nego bohatera, Podsiekalnikowa, jego żonę i teściową. Główmy bo­hater z chwili na chwilę staje się coraz bardziej zabawny, ale i miałki. Gdy nachodzą go myśli samobójcze - banalnie śmieszna postać nabiera rysów tragicznych. W innym też świetle jest pokaza­ne jego otoczenie. Przypadkowi znajomi i sąsiedzi - z różnych motywów - osobistych, ambicjo­nalnych i politycznych starają się zdyskontować samobójcze za­miary desperata. Ba, nawet szy­kują nieszczęśnikowi stypę i poz­walają mu w niej uczestniczyć, chcąc go zdopingować do osta­tecznego kroku. Tymczasem, im bardziej stają się chciwi widoku makabrycznego wydarzenia, tym Podsiekalnikowowi trudniej jest zadać sobie śmierć. Nie ma po­wodów do żałowania życia, ale czuje się coraz mocniej do niego przywiązany. Komedia przemie­nia się w tragifarsę.

Po wyjściu z ,.Ateneum" wrażenia z całości spektaklu zostają zdominowane samą treścią, tekstem sztuki. Tymcza­sem polska prapremiera ukazuje publiczności jednoznaczną kome­dię. Andrzej Rozhin wyreżysero­wał "Samobójcę" bez głębszej analizy tekstu. Niepotrzebnie uwy­puklił niektóre, średniej wartości, dowcipy słowne i sytuacyjne. Przeoczył natomiast wątek reflek­syjny. Nie czuje się też jego pra­cy z aktorami, co szczególnie wi­doczne jest w prymitywnej grze najmłodszych artystek.

W całym przedstawieniu brakuje dobrego aktorstwa. Wpraw­dzie Tomasz Dedek w roli pisa­rka Wiktora Wiktorowicza i Ta­deusz Chudecki jako Głuchonie­my tworzą zindywidualizowane postaci sceniczne - lecz role ich są niewielkie. Jeszcze mniej spo­sobności do grania mają Halina Kazimierowska i Maria Szadkowska w rolach dwóch Staru­szek. Dopiero pojawienie się Je­rzego Kamasa (Aristarch Dominikowicz Grand-Skubik) sprawia, że scena ożywa, nabiera trójwy­miarowości. Jego obecność jak gdyby pobudza ambicje reszty ze­społu. Niestety Kamas nie inter­pretuje głównej postaci: rolę Siemiona Siemionowicza Podsiekal­nikowa gra Marian Kociniak. Gra tak jak trzeba w komedii, której zadaniem i ambicją jest rozśmie­szanie publiczności. Rzeczywiście widownia daje się zachęcić do głośnej wesołości i na ogół wy­daje się być zadowolona z wie­czoru, który nie kłopotał koniecz­nością myślenia.

Scenografię zaprojektował Marcin Stajewski. Należy ona do poprawnych - niby trafnie cha­rakteryzuje miejsce akcji, ale jest mało sugestywna. Podobnie mu­zyka skomponowana przez An­drzeja Zaryckiego. Dyskretnie urozmaica przedstawienie, ale trudno powiedzieć, że je wzboga­ca.

"Samobójcę" Nikołaja Erdmana warto obejrzeć przede wszystkim dla wartości tekstu, który nieste­ty nie został w teatrze "Ateneum" doceniony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji