Artykuły

Rewia w drodze do raju

Recenzja z zrealizowanej w Teatrze Muzycznym rewii pt. "Chciałaby dusza do raju" jest rzeczywiście okropnie spóźniona, ale stało się to głównie z przyczyn natury - rzekłbym - obiektywnej. Sam spektakl przechodził bowiem rozliczne i długie metamorfozy; niektóre "numery" odpadały, inne były dokomponowywane, wreszcie sam tekst, samo "słowo wiążące" zostało gruntownie przerobione.

Nowa wersja jest lepsza, nawet dużo lepsza. Nie ma w niej nużącego gadulstwa, dowcipów robionych na siłę i waty, za to sama akcyjka skonstruowana jest w sposób zupełnie dowcipny i przyjemny. Oddawszy w ten sposób sprawiedliwość autorowi przeróbki możemy już przystąpić do rzeczy.

Cóż to bowiem jest rewia? W wypadku gatunku scenicznego po prostu przegląd, przegląd piosenki, tańca, strojów, dowcipu, muzyki itd. Rzecz polegałaby tedy, po pierwsze - na doborze tekstów, piosenek, układów tanecznych etc., po drugie - na umiejętnym rozmieszczeniu efektów, skontrastowania poszczególnych pozycji programu, po trzecie - na pomysłach inscenizacyjnych, po czwarte - na dyspozycjach aktorskich, wreszcie po piąte - na utrzymaniu typowego dla rewii szybkiego, nieco nawet nerwowego tempa.

Trudno oczywiście analizować wszystkie numery rewii po kolei, można jednak powiedzieć, że dobór większości piosenek i melodii jest raczej szczęśliwy, poniektóre teksty zabawne i trafia się także parę (taniec diabla!) interesujących układów tanecznych. Zresztą wydaje się, że owe "numery" dobierane były pod kątem możliwości wykonawców - stąd spektakl jest zdecydowanie nierówny i obok interesujących napotykamy zupełne niewypały.

Co do reżyserii i inscenizacji - możemy zauważyć szereg dobrych pomysłów inscenizacyjnych (z "zegarynką", z "rybkami", z bardzo dobrym "dziecięcym" rock and rollem. Jedno tylko - ta rewia jest za bardzo na mój gust święta. Brakuje w niej odrobiny pikanterii czy, wręcz już mówiąc, erotyzmu, bez których to przypraw nie ma rewii. Albo albo... Albo nie robimy rewii, albo robimy ją i wystawiamy "z całym dobrodziejstwem inwentarza". Ale - jak się wydaje - ani Janusz Rzeszewski, ani scenograf, p. Barbara Michniewicz, ani obaj choreografowie - Wiesław Głowacki i Jan Marciniak (szczególnie Marciniak) tych spraw zupełnie nie czują. Szkoda - właściwie tylko finał jest pod tym względem nieco ciekawszy.

Strona aktorska rewii jest wielce dyskusyjna. Na pewno dobrym aktorem rewiowym jest Leszek Redo, na pewno brawa należą się Sidorowiczowi. Dobrym nabytkiem jest młody śpiewak Woźniakowski, sympatycznym diabłem Jan Padkowski, a nawet tradycyjna szarża Karola Koszeli wcale tym razem nie razi.

Gorzej troszkę z paniami. Krystyna Tomaszewska ma na pewno jeszcze o dużo za mało obycia scenicznego i chyba nieco przedwcześnie eksponuje się ją w tak trudnym gatunku, jak gatunek rewiowy. Co innego Hanna Dobrowolska. Tej utalentowanej i pracowitej artystce, która przeszła długą i trudną drogę od - jeżeli się nie mylę - chórzystki w ówczesnej "Lutni' po pierwszoplanowe role w "Balu w Savoy'u" czy "Holenderce", dobra Bozia dała wszystkiego aż nadto: urodę, temperament, niezbyt wielki, ale miły głos, zacięcie taneczne. Manier wielkiej gwiazdy i powtarzania się dopracowała się natomiast Dobrowolska już sama i to - zdaje się - grubo przedwcześnie. Bardzo mi przykro, daję słowo.

Z baletu zdecydowanie najlepsza jest Irena Jachówna, bardzo ładnie swojego diabła tańczy również Józef Ignaczak.

Wreszcie jedna z głównych osobistości spektaklu - Władysław Rossa. Muzyk to na pewno utalentowany, orkiestrę przygotował bardzo dobrze, tylko - jeżeli wolno zauważyć - niepotrzebnie "robi z siebie" aktora i uporczywie przebywa na scenie. To nuży. Ale iść na rewie warto. Bo jedno pewne - nudzić się człowiek nie będzie. A że mu się tam jedno czy drugie nie podoba - ha cóż, ha trudno...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji