Artykuły

Imperatrix Mundits

" Carmina Burana" w reż. Roberta Skolmowskiego Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Wiesława Konopelska w miesięczniku Śląsk.

Ostinatowy, rytmiczny motyw z "Carmina Burana" wykonywany przez chór i orkiestrę należy niewątpliwie do najbardziej rozpoznawalnych w najnowszych dziejach muzyki. Zatem już samo pojawienie się tego tytułu na afiszach wywołuje ciekawość melomanów. Wszak to przecież kantata, dopuszczająca nieskończenie wiele interpretacji scenicznych, dająca pole do popisu reżyserom, inscenizatorom, choreografom, scenografom. Wszystko co pojawi się przed oczami widzów, to tylko kwestia wyobraźni twórców spektaklu. Oczywiście tak znany utwór jak "Carmina Burana" może okazać się również pułapką - zatem tylko artystyczna dyscyplina i konsekwencja mogą być gwarantem sukcesu.

Tak też stało się w przypadku Opery Śląskiej, na scenie której, w grudniu ubiegłego roku, "Carmina Burana" zagościła jako spektakl premierowy. Oczekiwanie na zaskoczenie było uzasadnione. Zaangażowanie do realizacji "Carmina..." takich twórców jak Robert Skolmowski - specjalista od megaprodukcji i gigantycznych przedstawień operowych, reżyser 90 pozycji teatralnych, wśród których 70 to realizacje operowe, jak Radek Dębniak - również specjalista od wielkich widowisk, scenograf nie tylko teatralny, ale także telewizyjny, reklamowy, uczestniczący w wielkich festiwalowych i ekspozycyjnych przedsięwzięciach, a także autorka znakomitych kostiumów Małgorzata Słoniowska. Jak ci artyści poradzą sobie na pudełkowej scenie Opery Śląskiej (chociaż pierwotnym zamysłem była realizacja "Carmina Burana" w elektrowni Szombierki w Bytomiu, a więc zgoła odmiennej bo poprzemysłowej przestrzeni, która niewątpliwie byłaby wyzwaniem dla twórców spektaklu). Wyzwaniem okazała się także bytomska scena. Sam fakt, że w zapowiedzi premiery obok solistów, chóru i orkiestry Opery Śląskiej a także artystów Wrocławskiego Teatru Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego i chóru dziecięcego Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Bytomiu, pojawili się niespotykani dotąd wykonawcy: alpiniści, judocy GKS "Czarni" Bytom, zespół Break Dance. Oczywiście pierwsze pytanie: jak się wszyscy pomieszczą na tej kameralnej, bądź co bądź, scenie. Rozmach, z jakim Skolmowski zamierzał przygotować "Carmina Burana" w Bytomiu (w swoim dorobku megaprodukcji ma również tę kantatę), świętując przy tej okazji dwudziestą rocznicę debiutu, co miało miejsce także na bytomskiej scenie ("Rigoletto"), mógł spędzać sen z powiek dyrekcji Opery.

Efekt był imponujący. Megaprodukcja - jak się okazało - może zostać przetransponowana do zgoła odmiennych warunków - i to znów tylko kwestia wyobraźni. Doskonałym rozwiązaniem okazało się ulokowanie chóru na drugim balkonie, po obu stronach sceny, co poszerzyło akustyczny wymiar spektaklu. Zamysł ten sprawdził się również w odniesieniu do sięgającej korzeniami średniowiecznej proweniencji kantaty: jej alegoryczności i poetyckości. Wykonywane "w zaświatach" partie chóralne doskonale korespondowały z rajskimi ogrodami rozkoszy, zmysłowością, z tajemnicą i nieprzewidywalnością Fortuny, wreszcie z nieuchwytnym związkiem między ziemskim "życiem sprośnym" a ulotnym, rozkwitającym niczym róża, niebiańskim uczuciem miłości. Zatem scena pozostała tylko dla solistów i scenografii. Ale jakaż to była scena: już od pierwszych chwil jawiąca się jako świat wyśniony, zgoła baśniowy. Pierwsza i ostatnia partia spektaklu, w której rozlegają się ostinatowe motywy "Carmina Burana", to świat za mgłą, świat szary, ponury choć różnorodny, urzekający, wciągający, wręcz pochłaniający, ale pożądany przez każdego, świat w którym każdy pragnie wspiąć się na szczyt Koła Fortuny - bardziej lub mniej udolnie, by stamtąd spaść na samo dno. Na szczycie Koła Fortuny pojawia się ten, który potrafi kpić ze wszystkiego i wszystkich, chociaż i jego pozycja jest dość chwiejna - do kolejnego obrotu Koła. Jak w tekście hymnu O Fortuno i Rany od Fortuny ciosów wszystko otoczone jest poświatą Księżyca - nieustannie zmienną, a "król im wyżej nad tłum siędzie, tym pewniejsza zguba". Środkowa część kantaty to prawdziwa feeria popisów scenografa - wymyślne kostiumy, najprawdziwsze gołębie, rajskie zwierzęta - cudaki rodem ze średniowiecznych ornamentów, pojawia się biblijny ogród rozkoszy, rajski ptak, łabędzie - alegorie cnoty, uwodzicielski wąż, jabłko Ewy i Adama, amorki (w tej roli świetny chór dziecięcy), kusicielki, poeta - słowem wszystko, czego dusza w raju może zapragnąć. Wszystko to jest nie tylko ozdobą spektaklu, ale świetnie współgra z tekstem - archaicznym, opowiadającym o rozkoszach miłości jak najbardziej ziemskiej, o płodności, o wiośnie i rodzeniu się życia, o Słońcu, które "świat łagodzi" i jest przeciwnością Księżyca Fortuny.

Carl Orff(l 895-1982) - jeden z najwybitniejszych twórców muzyki XX wieku, "Carmina Burana" skomponował w oparciu o XIII - wieczny zbiór świeckich pieśni pochodzący z benedyktyńskiego Klasztoru Beuron. Wybrał pieśni o tematyce miłosnej i biesiadnej i nadał im formę tryptyku - "Carmina Burana" jest jedną z nich. To właśnie w tym utworze Orff zrealizował swoją wizję "teatru totalnego", czyli będącego o syntezą muzyki, śpiewu, tańca, poezji i gry scenicznej, a wywodzącego się z pierwotnego, archaicznego rozumienia tych ele mentów i ich roli w codziennym n; życiu człowieka. Stąd też Orff nadał szczególną rolę instrumen tom perkusyjnym, rytmowi, deklamacji słowa, powtarzalności motywów - jak w zachowaniach pierwotnych bądź prymitywnych ludów. W działaniach tych nie " był odosobniony (w plastyce podobnie postępował Wasyl Kandinsky, którym Orff był zafascynowany).

Popularność "Carmina Burana", rozumiana w kategoriach muzyki popularnej, wręcz rozrywkowej, to wielkie wyzwanie dla reżysera. Znakomicie rozumie to Robert Skolmowski, który wie, że żadna znakomita scenografia, żaden najlepszy zamysł inscenizacyjny nie zastąpią dobrego poziomu muzycznego spektaklu operowego - bo opera to przede wszystkim muzyka i sprawni wykonawcy, ich możliwości nie tylko głosowe ale i aktorskie. O operze powiedział: "Jest cudowna ale tylko wtedy gdy jest bosko śpiewana. Jak muzycznie jest, zadszka" to jest to najkoszmarniejsza ze sztuk.

Angażując do bytomskiej premiery "Carmina Burana" tak znakomitych solistów jak dawno niesłyszanego w Bytomiu Jerzego Mechlińskiego (Stary Poeta), Agnieszkę Dondajewską (Dziewczyna), Michała Partykę (Młody Poeta) i Edwarda Kulczyka (przejmująco wykonał arię łabędzia Niegdyś po stawie pływałem) przy wsparciu znakomicie przygotowanych zespołów: orkiestrowego pod dyrekcją Tadeusza Serafina i chóralnego pod kierownictwem Anny Tarnowskiej pokazał, że nawet największy muzyczny szlagier może stać się wydarzeniem wieczoru. Może oczywiście spotkać się z zarzutami, że miejscami spektakl zmierza w stronę kiczu, ale przecież "Carmina..." zawiera w sobie, chociażby w scenach w gospodzie, elementy prostej ludyczności, rubaszności, a więc i kiczu. Nawet miłosne westchnienia w poszczególnych pieśniach nie są jakąś szczególnie lotną i wyszukaną poezją, lecz prostymi strofami, odnoszącymi się do pewnych stereotypów, symboliki i alegorii. To taki bardzo poważny spektakl potraktowany trochę z przymrużeniem oka, z (niemałą) szczyptą erotyzmu i humoru.

Zatem z pewnością Carmina Burana będzie mocną, bo bardzo atrakcyjną, pozycją repertuaru Opery Śląskiej. Co nie wyklucza, że przydałaby się, intrygująca w samym zamyśle, wspomniana realizacja w bytomskiej elektrowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji