Artykuły

Zerwana struna, zagubiona kostka

"Słynny niebieski prochowiec" w Teatrze Piosenki we Wrocławiu. Pisze Małgorzata Matuszewska w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Czasem zamiast umiejętności i talentu artystów widz musi podziwiać ich zimną krew, gdy wszystko sypie się w drobny mak. Triu z Bielska-Białej, goszczącemu w sobotni wieczór we wrocławskim Teatrze Piosenki, opanowania nie zabrakło, choć utrzymanie w ryzach klimatu koncertu songów Leonarda Cohena zawisło na włosku.

Rafał Sawicki (gitara, śpiew i widoczna pasja dla twórczości Cohena), Marta Gzowska-Sawicka (śpiew) i Krzysztof Maciejowski (skrzypce) musieli poradzić sobie z przeciwnościami losu. Ich (właściwie niezawinione) wpadki to: zerwana struna w gitarze Rafała Sawickiego, której wymiana - ze względu na ciemności za kulisami - trwała długo i zagubiona - z tych samych powodów - kostka do gitary.

Na pewno przeżyli chwilę paniki, Rafał Sawicki żartował nawet, że nie podejrzewał, iż z koncertu songów Cohena wyjdzie kabaret. W niezamierzonej przerwie Marta Gzowska-Sawicka zaśpiewała "Dookoła noc się stała" Agnieszki Osieckiej, a potem zaprezentowała swój niezwykły, bardzo niski głos w "Besame mucho" Consuela Velazqueza. Dostrzec można było zdenerwowanie artystów, bo Krzysztof Maciejowski, próbujący akompaniować jej na skrzypcach, wziął za wysoki ton. Świetny zresztą skrzypek zagrał też fragmenty "Skrzypka na dachu". Żartom nie było końca.

Trudno w takiej sytuacji zbudować nostalgiczny klimat cohenowskiego koncertu. Na szczęście artyści w końcu zdołali skupić rozproszoną uwagę publiczności, która - po wymianie struny i odnalezieniu kostki - zasłuchała się w "Słynnym niebieskim prochowcu", "Zuzannie", "Dzisiaj tu, jutro tam", "Wspomnieniach", "Jestem twój" i "Alleluja".

Wieczór był więc klimatyczny i sentymentalny, a publiczność, zgromadzona tłumnie w małej sali Impartu, doceniła artystyczne i organizacyjne wysiłki. Oklaskom nie było końca.

Teatr Piosenki jest swoistym wrocławskim fenomenem. Trudno mu konkurować z większymi scenami, zwłaszcza dramatycznymi. Bo i budżet nie ten, i sala Impartu nie kusi nadzwyczajną wygodą i nowoczesnością. Impart, do którego Teatr został przytulony, mieści się w dziwnej pod względem kulturalnym części miasta. Niby to centrum, ale z boku, a jeśli ktoś zmierza na koncert czy spektakl od strony Muzeum Narodowego, nie uniknie błota i kałuż albo kurzu. Czasem trzeba więc bardzo lubić piosenkę, żeby tam dotrzeć.

Ale zwykle widzom się to opłaca. Teatr Piosenki sięga po różnorodną twórczość, zapraszając artystów z gotowymi produkcjami, lub wystawia coś własnego - jak niedawny "Leningrad", śpiewany spektakl z piosenkami anarchistycznej grupy z Rosji tak oryginalny, że od razu po premierze znalazł się w programie jubileuszowego, 30. Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

Ze sceny można więc usłyszeć i piosenki Cohena, i Osieckiej (zdarza się, że przypadkiem podczas jednego wieczoru), poznać twórczość Andrzeja Waligórskiego. Tu pokazują się śpiewające osobowości z Wrocławia i nie tylko, jak Janusz Radek, Beata Lerach, Andrzej Poniedzielski, Magda Kumorek. Dobrze, że Wrocław ma takie miejsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji