Artykuły

Nie ta Brama

Czy da się powtórzyć sukces z dawnych lat w nowej obsadzie? - o spektaklu "Gaz" w reż. Ewy Ignaczak i Daniela Jacewicza z Teatru BRAMA z Goleniowa i Teatru Stajnia Pegaza pisze Ewa J. Kwidzińska z Nowej Siły Krytycznej.

Ewa Ignaczak i Daniel Jacewicz postanowili powtórzyć atak na emocje odbiorców teatru alternatywnego w piątkowy lutowy wieczór roku 2009 w budynku Stacji Muzycznej RAMPA w Goleniowie. Pięć lat po sukcesie spektaklu zatytułowanego "Gaz", ten reżyserski duet (sopocko-goleniowski) podjął się stworzenia nowej inscenizacji przedstawienia w innej, młodziutkiej obsadzie. Obawiam się, że porwano się jednak z motyką na słońce.

Cały szum wokół spektaklu podniósł się w roku 2003 w Strzelewie - wówczas odbyła się głośna premiera projektu pod nazwą Akcja Zygmuntowa. Pod tym hasłem krył się wówczas Teatr BRAMA z Goleniowa i Teatr Stajnia Pegaza z Sopotu. Rzeczony "Gaz", stworzony przez Ewę Ignaczak i Daniela Jacewicza na podstawie pomysłu i scenariusza Szymona Wróblewskiego (nastoletniego wówczas mieszkańca Gdyni) okazał się być bardzo ważnym spektaklem: w okamgnieniu okrzyknięto go "najważniejszym przedstawieniem polskiego teatru offowego". Wystawiony zaledwie kilka razy, za każdym jednak zdobywał najważniejsze nagrody na uznanych festiwalach (przykładem niech będą Łódzkie Spotkania Teatralne czy gdańskie WINDOWISKO), spektakl zaproszony został także do Berlina. Niezaprzeczalnie sukcesowi przysłużyła się sugestywna gra aktorska Aliny Czyżewskiej, Zuzanny Wojciszke, Pawła Danilewicza, Krystiana Godlewskiego, Marka Kościółka i Mariusza Tarnożka.

Terror, wojna, ich wszechobecność i potęga, niejednoznaczność racji walczących stron, pytania o zasadność cierpienia, od zawsze są impulsem dla powstawania dramatów i inscenizacji teatralnych. Tematy to nieprzebrzmiałe, w kontekście wydarzeń politycznych każdego czasu odczytywane jako współczesne odbiorcy. I "Gaz" też oparty jest na tym motywie, w zamierzeniu swoim paraliżować ma widza potęgą zła, poczuciem lęku i zagrożenia czyhającego na człowieka zewsząd. Wróblewski sięgnął do tragicznych wydarzeń w moskiewskim teatrze na Dubrowce z 23 października 2002 roku, kiedy to 39 czeczeńskich terrorystów opanowało teatralny budynek. Użycie gazu paraliżującego w czasie szturmu rosyjskich służb specjalnych doprowadziło do śmierci około 300 osób, w tym wszystkich terrorystów.

Całe to zdarzenie w dramacie opowiedziane zostało poprzez użycie paraboli - nie ma mowy tu o Rosji i Czeczenach, są za to Spartanie sprzeciwiający się imperium Rzymu i pieśni stylizowane na antyczne. To pojedyncze historie zwykłych ludzi stających twarzą w twarz ze śmiercią, uświadamiających sobie, jak mało znaczące było ich życie. Chwilami zakrawa to wszystko o banał, choć sili się na pozowanie na głęboką refleksję o dziejach ludzkości. Widz w zimnym teatrze zaś miał poczuć się jak zakładnik na Dubrowce. Próba zuniwersalizowania problemu przez oderwanie akcji od współczesności bez wyjątkowych umiejętności gry aktorskiej musiała spalić na panewce. O ile pięć lat temu Kościółek, Tarnożek czy Czyżewska znakomicie poradzili sobie ze swoimi rolami - o tyle młodziutcy jeszcze, niedoświadczeni w pracy z tekstem ("Gaz" był pierwszym tekstem przepracowanym przez dzisiejszy skład Teatru BRAMA, do tej pory zespół działał na polu teatru warsztatowego) nie unieśli ciężaru postaci, w które się wcielili.

Sam tekst Wróblewskiego jest dość płytki w swojej wymowie, siłą spektaklu zatem nie miała być raczej treść (oby!), ale tak skonstruowany przekaz, by wgryzał się w widza, mierził go, obezwładniał i zmuszał do współuczestniczenia w dramacie. Znów powrócę do sukcesu spektaklu sprzed pięciu lat - totalne zburzenie czwartej ściany, ingerencja postaci w terytorium widowni, przekraczanie granic nietykalności widza, sugestywne tworzenie nastrojów niepokoju i terroryzowanie przestrzeni do tego stopnia, by irracjonalnie widz poczuł zapach unoszącego się w teatrze gazu pozwalało na autentyczne przeżycie. We wznowionym spektaklu Ignaczak i Jacewicz wyraźnie próbują oddziałać na widza w podobny sposób. Ale jak zszokować, jak dotrzeć, jak przybliżyć widzowi realność i wagę problemu, jeśli podołać tym zamierzeniom reżyserskim potrafiła jedynie Ida Bocian (aktorka Teatru Off de Bicz z Sopotu) i Marcin Styborski (Teatr BRAMA w Goleniowie), któremu udało się tak operować głosem, by zasiać wśród publiczności odrobinę poczucia irracjonalnego niepokoju.

Trudno jest bez irytacji patrzeć na scenę, na której miast przekazu sensownej myśli, aktorzy wiją się bezzasadnie, rzucają po ziemi, zrywają z siebie ubrania, wykrzykując przekleństwa. Wymiotowanie emocjami bez historii kojarzy się raczej z niejasnym przekazem gimnazjalnego, anarchistycznego teatrzyku niźli z największym wydarzeniem XXI wieku w polskim teatrze alternatywnym. Może, biorąc pod uwagę sposób pracy goleniowskiej załogi, spektakl musi wejść między ludzi, w tłumie zacząć żyć, oddychać i rozwijać się, przepracować, by zaczął być w jakikolwiek sposób wyrazisty. Może w tym składzie musi pozostać "work in progress"? Może jednak było to złe posunięcie, które pokutować mogłoby w najgorszym wypadku zatarciem pamięci o naprawdę świetnym przedsięwzięciu podjętym pięć lat temu. A może po prostu to zbyt wcześnie dla przecież dotąd naprawdę nieźle zapowiadających się goleniowskich młodych aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji