Artykuły

O obrotach ciał (nie)ziemskich

II Międzynarodowy Festiwal Improwizacji Tańca Sic! w Warszawie. Pisze Julia Hoczyk w Scenie.

Inteligentna zdolność do inspiracji danym miejscem, przestrzenią, atmosferą, ludźmi. Przesuwanie granic własnej wyobraźni. Rozwój uważności, zdolności skupienia i reagowania, świadomości siebie i swojego ciała w przestrzeni, wsłuchanie się w to, co podpowiadają zmysły. Uwolnienie ze schematów i nawyków krępujących umysł i ciało. Metoda pracy teatralnej i tanecznej, stymulująca potencjał twórczy i kreująca umiejętność spontanicznego współdziałania. Stałe rozszerzanie spektrum środków ekspresji. To tylko kilka prób werbalnego uchwycenia tego, czym może stać się improwizacja. Tej fascynującej metodzie pracy twórczej poświęcony jest Międzynarodowy Festiwal Improwizacji Tańca Sic! w Warszawie (jedyna impreza w Polsce dedykowana podobnym poszukiwaniom w tańcu współczesnym). Pomysłodawczynią przedsięwzięcia jest Ilona Trybuła, tancerka i choreografka wykorzystująca w swojej pracy metodę improwizacji, natomiast koordynatorami - Sonia Nieśpiałowska-Owczarek, prezes Fundacji Kino Tańca oraz Dominik Strycharski, muzyk i kompozytor, współzałożyciel warszawskiego Teatru Bretoncaffe. Festiwal zainicjowany został przed rokiem 1, przyszedł więc czas na jego drugą odsłonę, która miała miejsce w dniach 1-5 października. Obie edycje były wyjątkowo udane. Stało się tak nie tylko dzięki interesującemu i kompleksowemu programowi artystycznemu (spektakle, warsztaty, spotkania z artystami oraz wykłady), ale również dzięki atmosferze sprzyjającej wymianie myśli i twórczej energii. Teatr Wytwórnia oraz Centrum Łowicka (warsztaty) po raz kolejny stały się artystycznym centrum, ogniskującym artystów i publiczność.

Wybitni artyści światowej rangi poddani spotkali się z polskimi improwizatorami tańca i muzyki. Ważnym wydarzeniem były warsztaty z Davidem Zambrano - tancerzem, choreografem, a nade wszystko pedagogiem - niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie improwizacji tańca. Pochodzi on z Wenezueli, 15 lat spędził w Nowym Jorku i choć obecnie mieszka w Amsterdamie, uczy na całym świecie. Improwizację traktuje jak sztukę, widząc w niej także okazję do kulturowej wymiany. Tworzy zarówno precyzyjne choreografie, jak i improwizacje: od strukturalnej poczynając, na "czystej" kończąc. Jest twórcą unikalnej techniki "flying low" oraz systemu pracy w grupie Dance Web. Warszawskie warsztaty z Zambrano trwały tylko trzy dni, lecz przypuszczam, że w większości uczestników pozostawiły trwałe ślady, które mogą wykorzystać w dalszych poszukiwaniach. Tutaj po prostu nie można było sobie "odpuszczać", każdy pracował na pełnych obrotach, stymulowany charyzmatyczną osobowością prowadzącego i jego mobilizującą obecnością. Struktura 3-godzinnych lekcji była stała: pierwsza część to wykonywanie kolejnych sekwencji "flying low", łączących się w ciągi, kolejna zaś - praca z improwizacją (w parach). Tylko pierwszego dnia układ został odwrócony. Mówiąc w dużym skrócie technika "flying low" bada relacje między ciałem a podłożem. Nieustannie ćwiczy się płynne, miękkie "schodzenie" w dół i szybkie, zdecydowane podnoszenie się, w którym bierze udział całe ciało. Wymaga to jego scentrowania. Podstawą są tu nieskomplikowane ruchy o zróżnicowanym tempie oraz ich koordynacja z oddechem. Przepływ energii w ciele zaakcentowany zostaje poprzez jej naprzemienne skupianie i rozpraszanie (wysyłanie w przestrzeń), na którym bazują wszystkie sekwencje. Proste z pozoru ruchy okazują się dość trudne, ponieważ wymagają uważności i precyzji. W części poświęconej pracy z improwizacją kolejne zadania rozwijały umiejętność obserwacji siebie i partnera, skupienia, pamięci, wyobraźni i wielu innych, nieodzownych w pracy artysty: tancerza i choreografa. Ćwiczenia wykonywane były ze zmianami w parach. Po każdym cyklu Zambrano wybierał kilka osób, które symultanicznie lub pojedynczo prezentowały przed wszystkimi rezultaty swojej pracy.

Warto wymienić choć niektóre z zadań:

- partner tańczy z zamkniętymi oczami, druga osoba - obserwuje, a następnie stara się jak najwierniej oddać te ruchy; kolejne ćwiczenie to lekka modyfikacja pierwszego: ruch powinien się teraz układać w wyraziste pozy; następnie: utrzymanie kolejnych ustawień i ich zmiana dzięki sygnałowi obserwatora (dotyk). Osoba, która na końcu prezentuje wybrane pozy, może mówić, z czym jej się one kojarzą, a nawet stworzyć na ich podstawie jakąś historię (mniej lub bardziej abstrakcyjną).

- partner poddaje się osobie działającej, która trzyma go za całe dłonie i poruszając nimi, ciągnąc, przekręcając, "rzeźbi" swojego "modela"; musi tego dokonać za pomocą jednego ruchu, bez przerw i poprawek. Gdy dane ustawienie zostaje na moment zafiksowane, "tworzywo" ma opisać sytuację, w jakiej się znajduje: bez wahań i bez zastanowienia.

- za pomocą jednego palca dłoni (modyfikacja: języka) wyrazić istotę siebie, włożyć w ten ruch wszystkie swoje możliwości (znakomita lekcja budowania scenicznej obecności!)

- osoba bierna podaje osobie czynnej trzy nazwy jak najbardziej zróżnicowanych stylów tanecznych/sztuk walki (ujawniając je dopiero stopniowo), a następnie dowolnie zmienia ich kolejność, wpływając na tempo i dynamikę ruchu partnera, który ma reagować natychmiast, tak, aby przejścia (transitions) były niemal niezauważalne. Ćwiczenie pamięci, gotowości i świadomości ciała.

Warto dodać, że wszystkie zadania (z wyjątkiem ostatniego) stanowiły dla osoby działającej wyzwanie, ze względu na specyficzny wymóg: zamknięte oczy i stabilne ustawienie stóp na ziemi - ich zakorzenienie w podłożu, bez możliwości nawet chwilowego oderwania. Zajęcia z Zambrano z jednej strony zwracały uwagę na zasady i podstawy ruchowej aktywności (podłoże, centrum ciała, przepływ energii, opozycje), z drugiej zaś uczyły artystycznej kreatywności i spontaniczności.

Podobnie zaskakujący i niecodzienny (w porównaniu ze zwykłym doświadczeniem polskiego widza) był występ Zambrano - improwizacja Frozen in the circuit. Choć podczas rozmowy artysta stwierdził, że zdobył w swoim życiu mnóstwo doświadczeń, które mogłyby ułożyć się w grubą książkę, a tego wieczoru sięgnął zaledwie do jednego rozdziału, jego występ był niezwykle różnorodny. W ozdobnym stroju południowoamerykańskim - purpurowo-czarnym ze złoceniami - będącym jego codziennym ubiorem, reagował na każdy detal przestrzeni scenicznej, na spojrzenia i emocje widzów, wreszcie - własne odczucia. Dokonał rzeczy niezwykłej: potrafił znakomicie wykorzystać momenty wahania i niepewności, czyniąc z nich konstytutywne składniki improwizacji. Nie przeszkadzały więc, lecz dynamizowały dramaturgię występu i wzmagały podziw dla umiejętności artysty. Całe ciało i uwaga Zambrano były zaangażowane w taniec, najmniejszy ruch palców dłoni posiadał ogromną precyzję i siłę. Mistrzowsko ukazał ludzkie ciało jako medium, przez które przepływa energia, poddane działaniu wielorakich impulsów. Trudno byłoby porównać artystę z innymi twórcami, choć jego występ świadomością ciała, skupieniem, dokładnością, a przede wszystkim mocą scenicznej obecności, przypominał pokazy wybitnych aktorów-tancerzy z pozaeuropejskich, klasycznych sztuk widowiskowych. Z jedną - ogromną! - różnicą: odtwarzają oni precyzyjne partytury, natomiast Zambrano całkowicie improwizuje (korzystając z rozmaitych technik i pamięci ciała, ale ma to zupełnie inny wymiar). Jak wspominał podczas rozmowy, zajmuje się improwizacją ze względu na radość, jaką z niej czerpie (często bliską euforii). Traktuje ją jako nieustający proces, który nigdy nie może być skończony, ponieważ za każdym razem dowiaduje się czegoś nowego o sobie i przekracza własne ograniczenia (nie mylić z dotykaniem rejonów mrocznych i stabuizowanych - na to nie chce marnować energii, z której nie będzie w stanie zrobić użytku). To także wolność, która rośnie wraz z większą wiedzą (o ruchu, o sobie), dlatego improwizacja za każdym razem przynosi mu radość - podczas występu udzielała się ona wszystkim widzom.

Zupełnie inny sposób pracy zaprezentowała nie mniej słynna Katie Duck - tancerka, improwizatorka, nauczycielka i założycielka Magpie Dance & Music Company. Pełni funkcję kontraktowego pedagoga w AHK Hooge School vorr de Kunsten w Amsterdamie, lecz współpracuje z muzykami i tancerzami na całym świecie. Wraz z innymi twórcami Magpie udało jej się nadać grupowym przedstawieniom improwizowanym rangę skończonych choreografii (nie zaś performansu). Jednorazowo wykonywane spektakle pozbawione są możliwości powtórzeń. Powstaje swoisty paradoks estetyczny: proces i zdarzenie przeobrażają się w skończony utwór, coś w rodzaju dzieła (choreograficznego). Duck ściśle współpracuje z muzykami, którzy towarzyszą jej zarówno na scenie, jak i podczas lekcji warsztatowych. Na SIC! przyjechał Alfredo Genovesi, grający na rozmaicie strojonej gitarze oraz wykorzystujący inne obiekty, sample i konstruujący "wielowarstwowe przestrzenie dźwiękowe". Tancerze i muzycy improwizują, prowadząc ze sobą rodzaj rozmowy, nieustannej, wzajemnej wymiany, w której nie istnieje hierarchia. Podczas warszawskiego występu ruch tancerzy - Duck wraz z Vincentem Cacialano i Sylvainem Meretem - był improwizowany, podobnie jak muzyka. Ustalone zostały zaś światła i projekcje autorstwa córki Duck - slajdy z pejzażami. Artystka zafascynowana jest działaniem ludzkiemu mózgu i ogromnymi możliwościami spojrzenia, tzw. "focusu" - skupienia wzroku na przedmiotach i osobach znajdujących się w zróżnicowanych odległościach - i jego wpływem na jednostkę. Bada również, skąd bierze się potrzeba zmiany, dlatego starała się zapewnić widzom rozmaitość sensualnych doznań i bodźców. Tworzyły one rodzaj odbiorczej synestezji, ułatwiając podążanie za tym, co się wydarza. Slajdy przedstawiające zróżnicowany krajobraz (morze, góry, kamienie i wiele innych), na wiele sposobów oświetlony i ukazany, pomagały otworzyć sceniczną przestrzeń na to, co poza nią, kreując swoisty makrokokosmos. Wpływały także na jakość ruchu tancerzy, stymulowały wyobraźnię i zmysły widzów. Zainteresowanie "focusem" pozwala nie tylko twórczo sterować odbiorem publiczności (naturalnie, widz rzadko ogarnia całokształt widowiska, dokonując swoistego montażu scen i detali), lecz jest podstawowe dla pracy tancerzy-improwizatorów. W zależności od tego, czy wzrok koncentruje się na ciele tańczącego, wykracza poza nie, a nawet zdaje się przebijać ściany, inaczej działa ludzki mózg, inny jest ruch ciała. Nieustanna zmiana "focusu" pomaga ćwiczyć uważność, otwartość, umiejętność reagowania ciałem-umysłem na to, co dzieje się wokół. I właśnie zmienne pole widzenia generowało rozmaitość ruchu w improwizacji Magpie. Zapewniało dramaturgiczne zróżnicowanie i optymalne wykorzystanie twórczego potencjału.

Festiwal zakończyły dwie improwizacje z udziałem polskich tancerzy: duetu Marysi Stokłosy z Marią Mavridu oraz Melba Kolektyw, zespołu tancerzy i muzyków powstałego z inicjatywy Ilony Trybuły, tj. Marysia Stokłosa, Jacek Owczarek, Krzysztof Skolimowski, Dominik Strycharski i Michał Górczyński oraz Rafał Dziemidok (w Warszawie zastąpiła go Maria Mavridu). Melba "jest tworem momentalnym" - jego członkowie spotykają się zaledwie kilka razy przed spektaklem i, podobnie jak Magpie, uznają go za skończoną pracę choreograficzną. Występ grupy podzielony został na dwie zróżnicowane części - znakomicie ujawniające charakter i osobowość poszczególnych tancerzy (ich skłonność do bycia liderem lub - odwrotnie - podążania za innymi, chęć inicjowania działań bądź poddawania się im). Nie mniej udana była o dzień wcześniejsza improwizacja Stokłosy i Marvidu, nie tak widowiskowa, lecz skupiona i nasycona energią oraz otwartością. Tancerki wspaniale dopełniały się charakterologicznie i ruchowo. Stokłosa jest jedną z najciekawszych polskich improwizatorek, co można było podziwiać już nie raz i oby podobnych okazji nie zabrakło.

Ambicją organizatorów jest przypisanie każdej edycji hasła przewodniego - w zeszłym roku była to próba definicji pojęcia improwizacji i uchwycenia momentów, w których się pojawia, w 2008 wątkiem głównym miała stać się rola intuicji w procesie twórczym. Choć doceniam chęć usystematyzowania zjawisk i metod, odniosłam wrażenie, że w tym roku próba ta nie całkiem się powiodła i nie jestem przekonana, czy za każdym razem musi istnieć hasło. O ile zaproszony przed rokiem filozof, Juliusz Grzybowski (przy okazji znakomity naukowiec-performer), zaprosił widzów na wspaniałą wędrówkę aż do czasów starożytnych, nie tracąc jednak z oczu naczelnego tematu - tańca i potrafiąc czytelnie, z odwołaniem do nazwisk i teorii, przywołać wybrane zagadnienia, o tyle tegorocznemu prelegentowi, kulturoznawcy Wojciechowi Micherze tych cech, niestety, zabrakło. Bardziej niż publiczność i tancerze, nie wspominając o podstawach dotyczących tańca (próbując się do nich odwołać, obnażył swoją absolutną niewiedzę) interesowała go własna osoba i przyjemność mówienia dla mówienia (trwało to ok. pół godziny i pozbawione było merytorycznej zawartości). Owszem, stopniowo (za wolno!) z jego słów wyłaniał się ciekawy wywód, bazujący na myśli psychoanalitycznej i jej współczesnych reinterpretacjach, jednak nie wiedzieć czemu, Michera postanowił nie przywoływać żadnych nazwisk, łącząc wiele teorii w sposób nieco zbyt nonszalancki, co sprawiało niekiedy wrażenie metodologicznego chaosu. Mam nadzieję, że w kolejnych latach będziemy świadkami bardziej udanego aliansu teorii z praktyką. Z wyjątkiem tego jednego, słabszego punktu, festiwal był znakomity: tak od strony artystycznej, jak i organizacyjnej. Oby dobra passa towarzyszyła mu również w trakcie następnych edycji.

1 Julia Hoczyk, Odwaga wędrowania, wortal NowyTaniec.PL, 6 grudnia 2007.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji