Artykuły

Rozdrapane emocje

EWA BŁASZCZYK o swojej roli w "Więzi" w warszawskim Teatrze Studio, powrocie na scenę i Fundacji Akogo w rozmowie z Beatą Kęczkowską.

Więzienie. Matka odsiaduje wyrok dożywocia za zabicie swojego męża.

Pewnego dnia odwiedza ją córka. Nie widziały się 15 lat. W Teatrze Studio jutro odbędzie się premiera sztuki Rony Munro "Więź". Wrolach matki i córki Ewa Blaszczyk i Agnieszka Grochowska. Reżyseruje Zbigniew Brzoza.

Beata Kęczkowska: O Fay wiemy ledwie tyle, że ma 45 lat i siedzi w więzieniu za zabicie męża. Pewnego dnia przychodzi do niej córka, o której nikomu nie opowiadała. Kim właściwie jest Fay?

EWA BLASZCZYK: Ona strasznie kocha życie. Ma apetyt na smaki, kolory, widoki, miłość. Wchodzi w bardzo bliskie relacje z ludźmi. Oni ją interesują. Życie ją interesuje. Dzieląc to, co wokół, na mokre i suche, ona chwyta to, co mokre, żywe. To też taka osoba, która zapala się jak pochodnia, wybucha.

Gdyby jej córka Josie nie przyszła do niej, czy sama szukałaby z nią kontaktu?

- Nie. Ona wyrzuciła z siebie poprzednie życie. Broni się przed wspomnieniami. Gdy Josie przychodzi, wszystko się otwiera, rozdrapuje. Do tej pory był spokój, jaki bądź, ale był. Ta wizyta wywołuje w niej zamęt. Początkowo są sobie obce, ich relacje zacieśniają się z rozmowy na rozmowę. W jednej i drugiej coś zostaje rozbudzone, ale ta relacja jest nie do utrzymania. Fay obawia się - ona już jedną osobę, którą kochała, zabiła, boi się, że swoją miłością, zaborczością może zabić i córkę.

Czy ona umie kochać?

- Umie. Kocha może nawet za bardzo. Ale nie kieruje się egoizmem. Fay uważa, że więzienie nie jest miejscem dla jej córki. Prosi:, ,Przyjdź do mnie", ale już po chwili pada: "Idź stąd, nie przychodź do mnie!". Kiedy słyszy, że Josie zrezygnowała z pracy, zaczyna się bać, że więzienie i ją wciągnie. Postanawia więc to przeciąć. Podejmuje decyzję za nią. Josie odchodzi, Fay zostaje w więzieniu, dla niej to miejsce jest odpowiednie. Nie traktuje serio szansy wydostania się na zewnątrz. Przecież zabiła - a jak to się stało, z jakich powodów, to inna sprawa.

Od kilku lat intensywnie zajmuje się Pani Olą, jedną z córek, która po zachłyśnięciu się walczy ze skutkami niedotlenienia. To z myślą o Oli i innych osobach w ciężkim stanie neurologicznym założyła Pani fundację Akogo. To spodowało, że pojawiała się Pani rzadziej w teatrze. Ta rola to powrót na scenę po dłuższej przerwie?

- Ten powrót następuje właściwie już od wiosny, weszłam do obsady "Dybuka" Krzysztofa Warlikowskiego. Wcześniej były rzeczy drobne. Szukałam interesującego tekstu, ten taki jest. To rzeczywiście jest dla mnie skok, przychodzę na próby, odważam się zostawić Olę, fundację. Ale to właśnie fundacja pozwala mi wyjść. I coś dla niej zrobić - 15 grudnia gramy przedstawienie dla Akogo. Zresztą grudzień obfituje w wydarzenia - w Lesie Bielańskim w Podziemiu Kamedulskim w ubiegłą niedzielę odsłoniliśmy szopkę z rzeźbami Józefa Wilkonia i żywymi zwierzętami, w tę niedzielę wystąpią tam teatry dziecięce, 26 grudnia szopkę poświęci kardynał Józef Glemp. Za chwilę wydamy DVD z koncertu, przygotowujemy program telewizyjny. Mamy już dzieci pod opieką, tworzymy wolontariat. To idzie krok za krokiem. Daję sobie na to jeszcze rok, w następnym - 2006 - mam nadzieję, że przyjdzie czas, by zacząć budowę klinki-wzorca dla pacjentów wymagających długotrwałej rehabilitacji neurologicznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji