Artykuły

Dzika Iwona

Jarzyna to nowe słowo, którego w tych dniach uczą się Francuzi. Chcą wiedzieć, jak wymawia się nazwisko utalentowanego artysty z Polski, reżysera "Iwony, księżniczki Burgunda"

Słyszałem już co najmniej trzy wer­sje nazwiska polskiego reżysera: Żazyna, Dżazyna, a nawet Jarzina. Aby uporządkować sprawy, "Le Figaro", w niedzielnym wydaniu doradza czy­telnikom, aby wymawiali nazwisko Po­laka "Iagenia", ale najwyraźniej nie wszyscy czytają paryski dziennik.

Francuzi łamią sobie języki nie bez po­wodu: już pierwsze z dwóch przedstawień Grzegorza Jarzyny -"Iwona księżniczka Burgunda" ze Starego Teatru - pokazane w głównym programie festiwalu spotka­ło się z bardzo dobrym przyjęciem. Z dnia na dzień publiczności w Teatrze Miej­skim przybywało, a gazety rozpisywały się o utalentowanym uczniu Krystiana Lupy, który dla Francuzów jest obecnie cen­tralnym punktem odniesienia w polskim teatrze po sukcesie "Lunatyków" i "Bra­ci Karamazow" w Paryżu.

Reżysera prasa chwali za inteligentną, klarowną inscenizację, aktorów, przede wszystkim Magdalenę Cielecką, za jas­ną i czytelną grę. Spektakl, w którym Iwo­na jest piękną kobietą, walczącą o swoje prawa na obcym i odpychającym dwo­rze, krytyka francuska odczytuje w kate­goriach społecznych. "W interpretacji Ja­rzyny historia Gombrowicza staje się bli­ska Hamleta - pisze "L'Humanite" i żartem dodaje, że dzisiejszą Iwoną, księżniczką Burgunda, mogłaby być księżna Diana, a księciem Filipem - ksią­żę Karol.,,Nie ma lepszego sposobu opi­sania wolności niż przez dziką Iwonę, która swoim milczeniem potrafi przestra­szyć możnych" - twierdzi lokalny dzien­nik "La Provance". "Chociaż Jarzyna gra tożsamością, przybierając pseudonimy, jego celem w Iwonie jest zdejmowa­nie masek i poszukiwanie prawdy" - pi­sze "Le Figaro".

Aby sukces nie przewrócił Polakom w głowie, do tej beczki miodu recenzen­ci dodają łyżkę dziegciu: jeden narzeka na zbyt tradycyjną formę teatru i za cięż­kie dekoracje, inny zarzuca reżyserowi, że za bardzo zapatrzył się na swego mi­strza. W recenzjach czuje się jednak przy­chylność, a ich autorzy czekają na drugi spektakl Polaka: "Księcia Myszkina" we­dług Dostojewskiego z warszawskiego teatru Rozmaitości. Po nim wahadło kry­tycznych opinii zdecydowanie ruszy na tak albo na nie.

Polskie spektakle są fragmentem wiel­kiej prezentacji wschodniego teatru pod hasłem "Bałtyk i Bałkany". Oprócz na­zwiska Jarzyna Francuzi uczą się w tych dniach także innych trudnych do wymó­wienia nazwisk, takich jak Laszló Hudi z Węgier albo Oskaras Korsunovas z Lit­wy. Najwięcej emocji wzbudzają jednak Rosjanie z Teatru na Tagance, którzy przywieźli do Awinionu spektakl "Marate - Sade" według Petera Weissa w reży­serii Jurija Lubimowa, żywej kroniki ro­syjskiego teatru. Kronika mimo swoich osiemdziesięciu paru lat ma się nadzwy­czaj dobrze, a przedstawienie odsłania no­wą, dynamiczną twarz Rosji. Młodzi ak­torzy i muzycy grąją jazz, rock i blues, ra­pują i stepują tak żywiołowo, że scena na klasztornym dziedzińcu trzęsie się w po­sadach. Lubimow wystawił bowiem sztu­kę Weissa jako prześmiewczy musical o śmierci wielkiego rewolucjonisty. Pod warstwą rozrywki w amerykańskim sty­lu jest jednak coś więcej: ta żywiołowa zabawa odbywa się w końcu w domu wa­riatów. Stary Lubimow z ironią spogląda zarówno na rewolucyjną przeszłość swe­go kraju, jak i na jego kapitalistyczną te­raźniejszość. Dzisiejszą Rosję komentu­ją aktualne kuplety, dopisane do sztuki, w których wariaci reprezentujący rosyj­skie społeczeństwo skarżą się, że obiecy­wano im rozkwit, a tymczasem życie po­zostało tak samo szare jak niegdyś. Tyl­ko rewolucjonista Marate, upozowany na Lenina ze znanych pomników, pozostał taki sam. Gdy się jednak przyjrzeć mu bli­żej, można zauważyć, że rękę wycelowa­ną w świetlaną przyszłość podtrzymują chirurgiczne szyny.

Francuzom ta mieszanka polityki i roz­rywki bardzo się podoba. Oszaleli na pun­kcie Lubimowa do tego stopnia, że na uli­cy nie można odezwać się po rosyjsku, aby nie wysłuchać gratulacji. Kiedy wczoraj rozmawiałem ze znajomą Nie­mką po rosyjsku, rzucił się nam na szy­ję jakiś Francuz z okrzykiem "Russe OK" i nie pomogły tłumaczenia, że ja jestem z Warszawy, a koleżanka z Berlina.

Wschodni teatr w atmosferze triumfu wraca na wielkie festiwale europejskie, a razem z nim wraca teatr polski. W Awinionie obok siebie występują teatry pol­skie, bułgarskie, rosyjskie, rumuńskie, li­tewskie, węgierskie i na powrót zawiązu­ją się związki zerwane po 1989 roku. Cie­kawe, czy z tej koniunktury skorzystają polscy artyści i zamiast nieustannego oglądania się na Zachód rozejrzą się wo­kół siebie. Warto.

Kiosk z gazetami.

Pod znakiem Lupy

Przed występami Starego i Rozmaitości w Awinionie niektóre redakcje francuskie, na przykład "Le Figaro" i "Telerama", wysłały swoich "zwiadowców do Polski". Inne główne tytuły zamieściły recenzje po premierze.

"Le Monde"

Jean-Louis Perrier w tekście pod tytułem "Idealna Iwona Witolda Gombrowicza" pisze, że aktorka grająca tę rolę "powinna wydobyć myśl autora, a zarazem całkowicie poddać się regułom teatru. Jeden krok w tę stronę, a staje się tylko uosobieniem abstrakcyjnych konceptów jeden w drugą a mielibyśmy tylko ciekawą postać na scenie. Magdalena Cielecka potrafiła wspaniale balansować między tymi rafami. (...) Grzegorz Jarzyna uczył się u Krystiana Lupy (...) i przypomina go do złudzenia. Jego Iwona jest od A do Z ze szkoły Lupy. Lupy na najwyższym poziomie. Choć co do Z (chodzi głównie o muzykę) uczeń pozwolił sobie na pewne dowolności w stosunku do nauczyciela. (...) Teraz Jarzyna pokaże w Awinionie Księcia Myszkina według Dostojewskiego. (...) Zobaczymy, czy ten zdolny bez wątpienia młody człowiek znalazł dystans wobec swojego mistrza".

"Liberation"

Maja Bouteillet przypomina, że Iwona u Gombrowicza jest brzydka, nieatrakcyjna. "Jarzyna, powierzając tę rolę pięknej blondynce o fascynującej bladości, Magdalenie Cieleckiej, nie sprzeciwia się jednak Gombrowiczowi, lecz wydobywa głębszy sens jego sztuki. (...) Ta młoda kobieta uderza czystością swojej aparycji, tym bardziej że inni mają tam czarne dusze. Nawiązując do wielkich tradycji teatru polskiego, Jarzyna (...) rozbija utarte perspektywy dzięki efektom dźwiękowym i wizualnym". Nie sprzyja temu sala teatralna, w której grają w Awinionie. "Ale aktorzy do końca demonstrują swój wyjątkowy kunszt".

(Wybrał MR)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji