Mroczna Iwona
Grzegorz Jarzyna zwrócił na siebie uwagę debiutanckim spektaklem "Bzik tropikalny", opartym na motywach "Mister Price'a" i "Nowego Wyzwolenia" Stanisława Ignacego Witkiewicza, który miał premierę 18 stycznia 1997 w warszawskim Teatrze Rozmaitości. Przedstawienie to doczekało się nie tylko obszernych, na ogół entuzjastycznych, omówień i cieszy się nadzwyczajnym powodzeniem u publiczności, ale na Opolskich Konfrontacjach Teatralnych "Klasyka Polska" obsypane zostało nagrodami (Jarzyna otrzymał Grand Prix za reżyserię, uhonorowano też Barbarę Hanicką za scenografię i Bolesława Rawskiego za muzykę oraz Cezarego Kosińskiego i Maję Ostaszewską, odtwórców głównych ról). W dziele Jarzyny - na afiszu figurującego jako Grzegorz Horst d'Albertis - dostrzec można było warsztatową dojrzałość i precyzję, dezynwolturę w traktowaniu materiału literackiego połączoną z dążeniem do całkowicie nowego i samodzielnego odczytania tekstu, wreszcie rzadką umiejętność pracy z aktorami, pozwalającą uzyskać im w grze niezwykłą intensywność, ale i skupienie.
Drugi spektakl Jarzyny, Gombrowiczowska "Iwona" w Starym Teatrze w Krakowie, sygnowana pseudonimem Horst Leszczuk (nawiązującym do nazwiska głównej postaci z "Opętanych"), jest potwierdzeniem jego talentu i umiejętności. Przynosi też nieoczekiwaną interpretację sztuki Gombrowicza, zdawać by się mogło, dzięki rozlicznym egzegezom i inscenizacjom - nie kryjącą już żadnych zagadek. Dość, że znawca twórczości Gombrowicza, Jerzy Jarzębski uznał "Iwonę" Jarzyny za "najlepszą realizację sceniczną tej sztuki" i zwierzył się, iż głęboko go "poruszyła i zmusiła do ponownego przemyślenia dramatu". Jarzyna bowiem, tak jak w "Bziku", nadał Witkacowskiemuu "nienasyceniu" realny i współczesny sens ukazując Europejczyków pragnących się, w zetknięciu z pierwotnymi kulturami, zatracić w ekstatycznych tańcach, orgiastycznym seksie i halucynacjach wywołanych narkotykami, w "Iwonie" odsłonił dramatyczne oblicze Gombrowiczowskiej "niedojrzałości". Jego "Iwona" jest, jak chciał Gombrowicz w "Testamencie", bardziej "rodem z biologii niż z socjologii" i rozgrywa się na bezdrożach "ludzkiego kształtu", gdzie panuje "rozwiązłość" i "wyuzdanie". Mroczne przedstawienie krakowskie, utrzymane w stylistyce thrillera, nasycone obrazami lęków, przeczuć i snów Iwony i Filipa, zakończone mordem, który ma tyleż cechy atawistycznego rytuału, co jest rezultatem dążenia ofiary do samounicestwienia, ukazuje ból człowieka nie mogącego utożsamić się do końca ze swą seksualnością i związanymi z nią społecznymi rolami, zgłębiającego swój erotyzm i z przerażeniem ulegającego ciemnym i destrukcyjnym popędom, nad którymi nie jest w stanie zapanować.
Ten dramat jest przede wszystkim udziałem wchodzących w dojrzałość Filipa, Iwony, Cyryla i Izy, ale dotyka także pozostałych postaci, Króla Ignacego, Królowej Małgorzaty i Szambelana, które stopniowo ujawniają skrywane i tłumione mroczne strony swych osobowości. Porządek społeczny ulega rozkładowi i do głosu dochodzą pierwotne instynkty. Proces ten zapoczątkowuje pojawienie się Iwony, która jest dzika i gwałtowna, nie umie ukryć ani swego strachu, ani pożądania, jakie wzbudza w niej Filip. Grana przez Magdalenę Cielecką Iwona, zgodnie zresztą z tekstem, nie jest ani brzydka, ani ograniczona, lecz dumna i wrażliwa, z tego powodu zamknięta w sobie, odzywa się tylko w momentach, gdy ktoś, jak Filip, gotów jest ją naprawdę wysłuchać. Przede wszystkim jednak kocha Filipa w bezwstydny sposób, rozpoznając w nim podobną do swojej wrażliwość, szukając w jego ramionach ratunku przed okrutnym i usiłującym ją ubezwłasnowolnić otoczeniem, ciotkami, narzeczonym, a potem dworem.
Filip Marka Kality uchyla się od podjęcia ról księcia i mężczyzny; podporządkowany gruboskórnemu ojcu, zdominowany przez nadopiekuńczą i histeryczną matkę, prowokowany seksualnie przez damy, oddaje się chłopięcym zabawom, zaraz po zniknięciu dworu namiętnie grając w piłkę z Cyrylem i Cyprianem. Pojawienie się Iwony pozwala mu wejść w związek z kobietą na niby. Iwona jest niepodobna do innych kobiet i dlatego nie przeraża Filipa. Gdy jednak okazuje się, że Iwona kocha naprawdę, Filip ucieka przed nią i zaczyna sypiać z Izą, zapewniającą związek bardziej konwencjonalny i nie budzący niepokoju.
By ukazać relacje między postaciami, Jarzyna wprowadził kilka scen o charakterze onirycznym. Widzimy Iwonę i Filipa dotykających delikatnie swoich twarzy, jak kochankowie przed pierwszym zbliżeniem. Potem znowu tych dwojga próbuje się pieścić, ale Iwona przewraca się, Filip ją chwyta, lecz w końcu padają na scenę i leżą osobno. W trzecim obrazie Iza leży naga na podłodze, ofiarując beznamiętnie swoje ciało, z prawej klęczy rozebrany Filip wstydliwie skrywający swą męskość, w głębi zaś odwrócona tyłem Iwona wolno zsuwa czerwoną suknię niczym dziewczyna gotowa się oddać ukochanemu, zachowująca się niepewnie i nieco zażenowana.
Iwona, wcześniej umykająca oprawcom jak zaszczute zwierzę, zrywająca się susem i ciężko dysząca, teraz odtrącona i poniżona przez Filipa, który gotów jest uprawiać seks z Izą na jej oczach i usiłuje, jak inni dworzanie, zgładzić ją, dojrzewa do zgody na unicestwienie. W długiej białej sukni, z rozpuszczonymi blond włosami, staje uspokojona na przodzie sceny i powoli, krok za krokiem, cofa się w jej głąb. Gdy dochodzi do pochylonej ściany pałacu, ta unosi się. Rozpoczyna się, zorganizowane przez parę królewską "Barok-Party". Po lewej ustawiany jest stół, a na środku sceny pojawiają się pary w stylizowanych strojach, które tańczą przy dźwiękach barokowej muzyki. Jedna para, Szambelan z Damą Dominantą, wiruje coraz szybciej, aż w końcu zatraca się w Tańcu Opętańcu. Dworski ceremoniał nabiera w ten sposób cech pierwotnych rytuałów, w których szaman przed dokonaniem ofiary wprawia się w trans. Iwona, posadzona za stołem, próbuje jeszcze uciec, wpada z impetem na ścianę, roztrąca krzesła, stara się przeskoczyć przez stół, ale trzykrotnie zostaje doprowadzona na miejsce i wreszcie przytrzymana żelaznym uściskiem dłoni Szambelana. Nie mając wyjścia napycha sobie usta rybą podaną na talerzu i dusi wypluwając resztki jedzenia. Umierając osuwa się pod stół, ale podtrzymuje ją Cyryl. W ostatnim obrazie na przodzie sceny klękają dworzanie, a w głębi ułożone na katafalku zwłoki Iwony zaczynają się unosić.
Spektakl toczy się w zwolnionym rytmie, który tylko czasami ulega przyspieszeniu, rozgrywa się wśród czarnych ścian z szeregiem przezroczystych drzwi, przy dźwiękach arii z barokowych oper czy kantat oraz muzyki dalekowschodniej. Tylko scena uczty ma odmienny charakter. Jarzyna, jak w "Bziku", z niezwykłym wyczuciem buduje napięcia i poetykę przedstawienia. Ogromną wagę przywiązuje, jak zawsze, do pracy z aktorami. Pragnąc zintensyfikować ich pozasłowne środki wyrazu, tak istotne w rolach Iwony i Walentego, ściągnął nawet z Korei nauczyciela treningu Gi. Cieleckiej udało się stworzyć pod okiem Jarzymy wielką i przejmującą rolę; ale znakomicie gra prawie cały zespół: Kalita neurotycznego i chwiejnego Filipa, Mieczysław Grąbka rubasznego i obleśnego, ale gdy trzeba brutalnego Króla Ignacego, Roman Gancarczyk demonicznego i wyuzdanego Szambelana, nerwowo chichoczącego w chwilach wspominania zgwałconej i zamordowanej wspólnie z Królem dziewczyny, Zbigniew Kaleta zdystansowanego, lecz wszystko rozumiejącego Cyryla, czy Beata Fudalej zdradzającą męskie cechy i upodobania Izę. Pękniętą rolą jest Królowa Małgorzata Anny Polony. Pomyślana jako portret starej kobiety, nigdy nie kochanej przez męża i tracącej syna, w kilku scenach, w celu wydobycia komizmu, grana jest zbyt grubymi środkami. Wszystkie, nawet epizodyczne postaci, mają jednak w tym spektaklu wyraziste, często niepokojące, rysy jak Walenty Bolesława Brzozowskiego.
Po warszawskim "Bziku tropikalnym" i krakowskiej "Iwonie" Grzegorz Jarzyna wydaje się, mimo tak niewielkiego dorobku, najbardziej utalentowanym i intrygującym reżyserem młodego pokolenia.