Artykuły

Różewicz załatwiony odmownie?

W ostatnim numerze, "Szpilek" Antoni Słonimski w swoim stałym felietonie pt. "Załatwione odmownie" zajął się m. in. twórczością Tadeusza Różewicza. Analizą poprzedza uogólnienie, utrzymane w duchu właściwej Mistrzowi filozofii zdrowego rozsądku i umiaru. "Czasem... przesadzamy troszkę zarówno w poszanowaniu tradycji, jak i w schlebianiu nowoczesności. Zamiast stabilizacji i równowagi mamy sporo mistyfikacji i braku powagi". Następnie Słonimski od płochych żarcików przechodzi do tonacji poważnej i pisze:

"Niedawno pokazano nam w telewizji "Małą stabilizację" T. Różewicza. Bardzo dobrze, że nam to pokazano, mimo że jest to bardzo niedobry utwór. Różewicz jest uznanym i cenionym pisarzem. Szuka form nowych, trzeba więc mu te próby ułatwiać. Cóż, kiedy w tym wypadku znalazł po prostu sentymentalną taniochę i opowiedział nam ją w pretensjonalny sposób. Mąż przez okno opowiada, jak niedobry chłopiec maltretuje małego kotka, a nieczuła, żona w tym samym czasie obojętnie smaruje sobie twarz kremem. He, he. Małżeństwo prowadzi ze sobą najbanalniejsze rozmowy, ale na stole leżą dwie ogromne obrączki połączone wielkim łańcuchem. To niby znaczy, że są skuci więzami małżeńskimi. Dobre? Co? W drugim akcie tej "Małej Mistyfikacji" dialog jest prawie zupełnie bez sensu, ale autor z uporem podtrzymuje pozory głębi. Same niedomówienia i sama aluzyjność. Zdawało się, że już nas dość wymęczyli tą aluzyjnością bez pokrycia i bez powodu, w różnych studenckich kabaretach. Niedomówienia są przeważnie również nie do wysłuchania. Choć czasem powodują miłe i zabawne efekty.

Pozwalamy sobie na tak kompletny cytat tylko dlatego, aby okazać, że pewne sądy pozbawione niedomówień bywają również nie do wysłuchania. Ich jednoznaczność budzi po prostu zażenowanie. Słonimski pisze w ten sposób o jednej z najciekawszych sztuk polskich ostatniego okresu. Sztuka ta była przedmiotem rzeczowych analiz krytyki literackiej, która dość zgodnie przyznała jej wysoką rangę artystyczną i odczytała ją jako ważną próbę diagnozy moralno-obyczajowej. Różewicz posługuje się krytyką języka jako środkiem do określenia postawy swoich bohaterów. "Nasz język jest niedoskonały jak drabina z powyłamywanymi szczeblami." Nonsensy i "puste miejsca" mowy potocznej służą Różewiczowi do charakterystyki klimatu "niespójności", w którym tkwią postacie jego sztuki. Słonimski czyta dosłownie tekst Różewicza i to, że go nie rozumie, uważa za szczególnie zabawne. Daje temu wyraz okrzykami "He, he" oraz pytaniami retorycznymi typu: "Dobre? Co?".

Z tych okrzyków nie wynika nic więcej, ponad to, że współczesny teatr absurdu znalazł się poza zasięgiem wrażliwości estetycznej Nestora Satyry, tak jak poza jej zasięgiem znalazło się np. malarstwo abstrakcyjne, poezja Białoszewskiego czy Grochowiaka (o czym dowiadujemy się z innych felietonów Słonimskiego, utrzymanych w podobnej tonacji). Oczywiście w fakcie tym nie ma nic groźnego, jest nawet poniekąd zrozumiały, jeśli przypiszemy go zmienności estetycznej "optyki" i "akustyki" różnych pokoleń. Nie chcemy być również mniej tolerancyjni od Słonimskiego i utrzymywać, że Różewicz musi się podobać wszystkim. Osąd krytyki literackiej też nie jest obligujący. Natomiast protest budzi nadawanie własnemu n i e r o z u m i e n i u cech obiektywnych i przenoszenie go na wybitne dzieło z istotnie zdawkową nonszalancją. (Co jest lepszym przykładem "taniochy" jeśli nie ten, pożal się Boże, kalambur, zmieniający Stabilizację na Mistyfikację, He, he.) Protest budzi również owo porozumiewawcze mruganie do masowego widza, schlebiające obskurantyzmowi estetycznemu. Niewyrobiony literacko odbiorca sztuki zaczyna być dumny ze swego "nierozumienia" jeśli je dzieli z kimś, kto przemawia tak autorytatywnie. Pod pozorem wielkodusznej tolerancji ("Bardzo dobrze, że nam to pokazano, mimo że to jest bardzo niedobry utwór") Słonimski zaszczepia w owym naiwnym widzu przekonanie, że jest po prostu "nabierany" przez instytucje upowszechniające kulturę. Budzenie krytycyzmu masowego odbiorcy jest obowiązkiem pisarza; krytycyzm ten jednak winien sprzyjać przyswajaniu istotnych wartości kulturalnych, a nie dezorientować przez wskazywanie fałszywych adresów.

Krytyczny czytelnik dostrzega zapewne, że sposób, w jaki Słonimski "załatwia odmownie" wybitnego pisarza, zwraca się przeciw niemu i że to w końcu sam Słonimski "załatwia siebie odmownie". Zdrowy rozsądek w rzeczach sztuki zbyt często podszeptuje nie lada głupstwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji