Artykuły

Świadkowie albo nasza mała stabilizacja

Spektakl stary, nadany w ramach mało efektownej, typowo letniej serii Teatru Wspomnień, nierecenzowanej i niezauważanej, ba! - na dodatek emitowany w II programie i bardzo późno. Ale spektakl, o którym milczeć chyba nie wolno, jeżeli ma być zachowana jakaś proporcja wartościowania pozycji teatru tv.

Świetne, zachwycające przedstawienie, w którym treść sprzęgnięta jest z formą w sposób wręcz idealny. Jego premiera odbyła się 30.1.1963 roku i już wtedy była wydarzeniem, kwintesencją teatru Różewicza i tak zwanej telewizyjności... W roku 1907 zarejestrowano tych "Świadków" na taśmę filmową i w tej wersji obejrzeliśmy je 10 czerwca. Mój Boże, jakże to dobre! Jak nowoczesne, zjadliwe w oskarżeniach, jak wypreparowane z rodzajowości i wspaniale syntetyczne.

Oskarżenie nowomieszczańskiej mentalności przeprowadzono tu środkami subtelnymi choć arcyprostymi: zbitki, kontrasty, obrazki jak rysunki satyryczne, cudowne aktorstwo Śląskiej, Hanuszkiewicza (osoby Prologu), Kucówny, Wołłejki, Łapickiego i Zapasiewicza. Całość przypomina odwracanie kartek albumu (pointowane muzycznie i graficznie) naszej małej stabilizacji. Żadnych nadmiarów, przerostów, udziwnień. Żadnych nieadekwatnych, odreżyserskich pomysłów. Lekkość, ale ta lekkość rani boleśnie. Sens spektaklu wyraźnie społeczny: terapia wstrząsowa, twarze widzów w lustrze. 17 lat temu i... dzisiaj. Wszystko aktualne, modelowe. Teatr telewizji jakim był, czy bywał. Warto to mieć na uwadze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji