Artykuły

Najwyborniejszy tytuł

Stało się. Nie minął nawet miesiąc od rozpoczęcia sezonu teatralnego a już rozwiązano pierwszy worek premier. Na początek wysokie c, czyli przygotowywany przez kilka miesięcy na dużej scenie Teatru Polskiego sam Szekspir. Ten genialny mieszczuch, jak nikt w historii dorobił się na teatrze. Dzisiaj jednak wystawianie jego arcysztuk wcale nie gwarantuje wpływów kasowych. Pierwszym, od 6 lat dramatem wielkiego stradfordczyka, pokazanym w naszym mieście jest "Kupiec wenecki", serwowany jako "Najwyborniejsza opowieść o kupcu weneckim" a nawet dalej "wraz z niezwykłym okrucieństwem Żyda Shylocka..." na czym również tytuł się nie kończy.

Klnę się na wszystko, iż szedłem do teatru jak najżyczliwiej nastawiony. Pomimo tego nie uniknąłem ściskania w dołku i ziewania. A przecież zadbano o ten spektakl. Scenografię przygotował duet monopolistów - Wojciech Jankowiak i Michał Jędrzejewski. Owszem, ładny obrazek na początku ale przez trzy czwarte przedstawienia martwy (o możliwościach światła przypomniano sobie pod koniec I aktu) i pusty (dosłownie i w przenośni). Kostiumy starannie i z pewną nonszalancją, nie bez erotycznego smaczku zaprojektowała Anna Sekuła. Muzyka Zbigniewa Karneckiego, gdyby to był inny (tzn. inaczej zrobiony) spektakl mogłaby zasługiwać na pochwałę. A tak nie zaszkodziła ale też i nie pomogła. O choreografii Wojciecha Misiuro mogę powiedzieć, że faktycznie jakaś była. Przykro mi tylko, że nie potrafiłem zrozumieć o co "pląsającym" postaciom w maskach i zwiewnościach chodziło i jaka była funkcja tak ustawionych przerywników taneczno-pantomimicznych w strukturze przedstawienia.

Na scenie oglądamy czołówkę Teatru Polskiego, skutecznie lokującą większość piłek na polu autowym. Igor Przegrodzki pozostał samotnym libero na teatralnym polu gry, tragicznie samotnym Shylockiem, jak zwykle nie pozostawiając cienia wątpliwości co do własnego kunsztu. Ciepłe słowa należą się trzem Gracjom - Kamili Sammler, Jolancie Zalewskiej, Ewie Skibińskiej (kolejność wcale nie dowolna), skutecznie przekonującym, iż temperament, uroda i sex appeal aktorek nie zniknęły z wrocławskich scen.

To wszystko nie wystarczyło mi jednak, abym potrafił sam sobie - skoro realizatorzy tego nie robią - odpowiedzieć na pytanie: O co chodzi? (czyli - po co, dlaczego?). Akcja dramatu rozgrywa się w bajkowej stolicy karnawału i kochanków - Wenecji. Są korowody; piękne kobiety, zakochani młodzieńcy, bankruci, lichwiarze, książęta, jest intryga miłosna (homo i hetero), jest i finansowa, są problemy prawne i moralne. Słowem wszystko co trzeba, aby zrealizować komedię. Ale tekst, przy pomocy opowieści o Shylocku zawiera też poglądy Szekspira na współczesną mu sytuację moralną i społeczną. Dozgonną obsesją poety były problematy natury moralnej; sytuacja człowieka uwikłanego w tragiczną sprzeczność między nakazem etyki a amoralnym żywiołem życia. Na scenie nie ma ani komedii ani tragedii. Nie ma teatru elżbietańskieskiego - emblematów i scenerii stworzonej przez gest i słowo, nie ma teatru iluzji - włoskich intermediów i dworskich mitologicznych pastorałek. Nie ma, nie ma, nie ma...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji