Artykuły

Spektakl o namiętnościach

Scena kameralna Teatru Polskiego zaprosita nas na premierę, pierwszą w tym sezonie. Mowa o "Niebezpiecznych związkach" Christophera Hamptona według powieści Choderlosa de Laclos. Jest to nieźle pomyślana historyjka o miłosnych intrygach, która nudzi mężczyzn, ale wciąga całą duszę kobiety.

Jest jedna intrygantka, prawie czarownica, która mota całą sieć uczuciowych rozgrywek byleby tylko, dla własnego spokoju, zemścić się na różnych mężczyznach. Jej ofiarami pada kilka osób. Wszystko to, czyli zabicie wielkiego uczucia, złamanie przyjaźni i zaufania, zbeszczeszczenie dziewictwa, oszustwa, kłamstwa i żmijowatość toczy się na scenie ponad dwie godziny. Pierwszy akt jest wartki i nie odczuwa się upływu czasu, drugi wyraźnie osiada, ale i tak z ciekawością wysiedziałam do końca. Swoje powodzenie spektakl będzie zawdzięczał kilku sprawom. Po pierwsze znakomitej zabawie słowami, trafnym pointom dobrze zaakcentowanym -przez aktorów. Po drugie scenografii - tak przejrzystej, że nie zmusza do żadnej zabawy w detektywa.

Przede wszystkim jednak trzeba zwrócić uwagę na grę trzech osób - Jerzego Schejbala. Teresy Sawickiej i Igi Mayr. Nie chodzi nawet o to, że normalnie i prosto przekazali tekst bez żadnych udziwnień, ale o to, że zachowali dużo przymrużenia oka. Taka postawa pozwoliła na uwspółcześnienie tekstu, który dziś jest już trochę dziwny, bo kto może pozwolić sobie na takie namiętności i takie walki o palmę pierwszeństwa w grzesznym życiu. Nie było tu ani cienia ckliwości, melodramatyczności. Także Tomasz Lulek, który grał "zielonego" jeszcze kawalera, był odpowiednio nieporadny, sztywnv. niezdecydowany i podatny na grzech. Podobnie ze sceniczną dziewicą - Jolantą Zalewską, choć tej bardziej podobało się łamanie świętości.

Sprawiedliwość i serdeczność na scenie przegrywa (jak w życiu), ale nie wywołuje to w widzach uczucia przygnębienia - częściej śmiali się w czasie spektaklu. Może tak powinno się pokazywać wielkie dramaty sprzed lat. Taka sceniczna równowaga jest zasługą reżysera Jana Buchwalda. W utrzymaniu klimatu pomagali mu scenograficznie - Zofia de Ines-Lewczuk i Jerzy Juk--Kowarski, muzycznie - Jerzy Satanowski, a pojedynek ułożył Andrzej Chichłowski. Tak. jest pojedynek, czyli mamy wreszcie na scenie coś lekkiego z dziedziny płaszcza i szpady. Warto zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji