Artykuły

Kupiec wenecki

Piękny obrazek: białe płótno w tle, podesty i weneckie słupy, szkło naśladujące wodę kanałów; ładnie Krzysztof Warlikowski, reżyser, z Małgorzatą Szczęśniak, scenografką, to wymyślili. Gorzej z kostiumami: dlaczego Wenecjanie mieliby chodzić w szlafrokach, męskich sukienkach a la Szkoci, nocnych koszulach? A najgorzej z akcją, konfliktami, postaciami. Ale też to arcytrudna partytura. "Kupca weneckiego" grywa się rzadko, bo wzajemna nienawiść chrześcijan i Żydów jest drażliwa w każdej epoce, ale też dlatego, ponieważ to wyjątkowo czarna, nawet jak na Szekspirowskie standardy "komedia", ludzie są tu niemal bez wyjątku odpychający, samolubni i plugawi, wiarołomni i fałszywi; przyjaźń zmienia się w nienawiść z kwestii na kwestię. Żarty są ponure, zaś konwencjonalne happy endy, morały i przesłania same się kompromitują i ośmieszają. Trzeba wielkiej zręczności, by wydobyć migotliwość intencji i wieloznaczność postaw; młody inscenizator - godzien szacunku za odwagę - utonął w głębokich wodach z kretesem. Spektakl jest chaotyczny, niekonsekwentny, intencje rozmywają się w dygresjach. Stosunkowo najczystsze role to Porcja (Jolanta Teska) i Antonio (Michał Marek Ubysz), toczący cienki, dyskretny pojedynek. Znakomity zwykle Włodzimierz Maciudziński gra Shylocka na jednej, histerycznej nucie, nie unikając efektów zdumiewająco tanich (demonstracyjne ostrzenie noża w scenie sądu). Zderzeń taniochy z subtelnością jest zresztą więcej - może w tym niedoświadczenie reżysera odciska się najmocniej?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji