Artykuły

Kupiec wenecki

Teatr Wilama Horzycy w Toruniu rozpoczął nowy sezon premierą jednej z najbardziej kontrowersyjnych sztuk Williama Szekspira "Kupiec wenecki". Po pierwszej części publiczność była tak zachwycona, że klaskała w antrakcie.

"Kupiec wenecki" to sztuka o przyjaźni, miłości, konflikcie między Kościołem a Synagogą, przestroga przed niefrasobliwością, czarna komedia, ale też kpina z namiętności rządzonych mamoną. Bo też konflikt w niej zaczyna się od pieniędzy. Mamona w "Kupcu" jest tą ukrytą siłą, jak elfy, chochliki i wszelkie stworzenia żyjące by mieszać w ludzkich sprawach.

Zdarzają się też opinie przypisujące "Kupcowi" antysemityzm. Postać Żyda Schylocka (wcielił się w nią Włodzimierz Maciudziński) może budzić odrazę. Chciwość tak wielka, że aż śmieszna, nienormalna wręcz chęć zemsty i zarazem mądrość - jedyna obrona przed ostracyzmem chrześcijańskiej społeczności. Ale cóż dobrego można powiedzieć o Bassanio, renesansowym dandysie, którego z początku interesuje tylko majątek Porcji? Że nie zostawił przyjaciela w potrzebie, że zrozumiał, iż złoto to nie wszystko? Schylock swą nikczemnością pragnie tylko obnażyć prawdziwą naturę społeczności, która skazała go zaocznie ("Waszą nauką nikczemności zastosuje do was samych" - mówi w trzecim akcie). Wszystkim zresztą chodzi o pieniądze. Zakochany, tkliwy Lorenzo (Paweł Kowalski), chwali się przyjaciołom tą częścią listu od ukochanej Jessici (Małgorzata Abramowicz), w której pisze, ile ukradnie ojcu złota i dukatów na ich wspólne życie. Wszystkie postacie obdarzone są małostkowymi przywarami. Może z wyjątkiem Antonia, uosobienia szlachetności. Jeżeli więc jest to sztuka antysemicka, to w takim samym stopniu jak "antykobieca" jest bajka ze złą wiedźmą. Ale do rzeczy.

Akcja "Kupca weneckiego" dzieje się oczywiście w Wenecji. W jej przestrzeń wprowadza nas surowa scenografia Małgorzaty Szczęśniak: drewniany pomost na scenie przechodzącej w błękitny horyzont, wystające jakby z morza bale, łódź na proscenium zainstalowana na szynach (złośliwcy dostrzegali, że pływa także do tyłu).

Sztuka samą swą intrygą przykuwała uwagę widzów do końca. I niech to stwierdzenie nie będzie krzywdzące dla aktorów, którzy jak zwykle dali z siebie tyle, ile mogli. Pszenicznowłosa Jolanta Teska na pewno sprawdziła się w roli "great lady" szekspirowskich komedii za jaką uchodzi postać Porcji (choć jak na lady, to może zbyt mocno uderzyła w zbroję Bassania). Podobał się też występ Małgorzaty Chojnowskiej w roli jej pokojówki Nerissy. Michał Marek Ubysz zaś bez afektacji, w oszczędnym geście pokazał nietuzinkową, szlachetną i nieco lekkomyślną postać. Czuło się jednak, że owa lekkomyślność jest jakby pożegnaniem małych rzeczy tego świata. Największą uwagę przykuwała oczywiście kreacja Schylocka, Włodzimierza Maciudzińskiego. Był groteskowy, jak tylko groteskowe może być dozgonne przywiązanie do pieniędzy, rozgoryczony nad swą dolą, ale bez przesady. "Czyż Żyd nie ma rąk, twarzy, narządów, zmysłów, uczuć, namiętności? - skoro żywi się tym samym jadłem..." - mówił spokojnie i zabrzmiało to jak ciche oskarżenie antysemityzmu. Reżyserowi zaś Krzysztofowi Warlikowskiemu zawdzięczamy jedną z najpiękniejszych scen z jego udziałem na koniec pierwszej części. Opuszczony przez córkę, staje podpierając się parasolem (sic!) na pomoście. Przed nim tyko błękit sztucznego morza. Przypomina postać z drzeworytu Muncha "Samotni". O czym na pewno przekonacie się odwiedziwszy Teatr Wilama Horzycy. Wieczór na pewno nie będzie zmarnowany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji