Artykuły

Szekspir i Słowacki

Teatr Polski w Bielsku, o którym pisaliśmy jako o scenie ambitnych poszukiwań repertuarowych sięgnął po dzieło niełatwe, mające licznych, a świetnych już realizatorów na naszych scenach od Osterwy po Grotowskiego. "Książę Niezłomny" Słowackiego według Calderona otwiera przed współczesnym reżyserem wielkie możliwości, ale i zarazem mnoży niebezpieczeństwa. Nie spłowiało samo dzieło, które teatr wzbogacił o nowe barwy, o naukę ostatniego trzydziestolecia, mieszczącego i doświadczenia wojny i niepokój współczesności. Współczesny świat dostarcza tak wielu nowych przykładów i sytuacji, w których postawa niezłomności i heroizmu sięga granic samounicestwienia jednostek. Dlatego dzieło to przemawia do nas i pozwala rozumieć nagłe przemiany losu "Księcia Niezłomnego", a skrótowo pokazany los niewolników ubranych w więzienne pasiaki, narzuca się ze skojarzeniem grozy obozów hitlerowskich.

Reżyser nie poszedł jednak zbyt daleko w konkretnych analogiach. Don Fernand nie jest ofiarą sadyzmu, choć król Fezu (grał go z umiarem Michał Leśniak), jest okrutny w naszym współczesnym pojmowaniu tego określenia. Książę stał się przede wszystkim ofiarą politycznych racji swojego przeciwnika, jak i zachłanności swojego brata.

A Książę Niezłomny pozostał w tym przedstawieniu także i tym czym był w zamiarze autorskim - wielkim symbolem. Racjonalne przesłanki wyboru własnej śmierci nabierają ogromnej siły wzruszenia dzięki pięknej roli Andrzeja Kałuży. Młodemu aktorowi wydatnie pomógł reżyser przedstawienia Krystyna Meissner.

Przedstawienie zarówno w swojej warstwie ideowej jak i w artystycznym przekazie walorów estetycznych tekstu, urody słowa, konkretności nastroju, zdecydowanemu zróżnicowaniu postaci trafiło do widowni wrażliwej, ale jednocześnie nie snobizującej się na inscenizatorskie nowinki. Obok walorów uniwersalnych zabrzmiały akcenty mądrego patriotyzmu, odczucia związku z ludźmi swojego narodu w połączeniu z pełnym patosu, a nawet i egzaltacji obrazem ludzkiej doli, poniżenia solidarności pokrzywdzonych na całym świecie. W całej aurze przedstawienia zaznaczyła się jeszcze jedna linia podziału na świat egoistyczny, wyrachowany, okrutny i oschły, i ludzi, którzy nie zagubili sensu takich słów, jak: wierność, przyjaźń, szlachetność.

Ładnie wypadło to w rolach Muleja - Stanisław Kieresiński oraz towarzyszy niedoli księcia Fernanda (Don Suan Coutinio - Zbigniew Sieciechowicz), postaciach niewolników, których grali m. in. Stanisław Kosmalewski i Zbigniew Kornacki.

Ładnie poprowadzono wątek miłosny Feniksany i Muleja. Feniksana - Jolanty Hanisz wysuwa się w tym przedstawieniu, obok postaci tytułowej, na miejsce szczególnie eksponowane, co jest nie tylko wynikiem indywidualności artystycznej artystki, ale i wyraźnym zamiarem reżyserskim. Skonstruowanie postaci niewiernej wobec kochanka Feniksany z wiernością w przyjaźni Fernanda i Muleja, stwarza bogate tło i chroni przedstawienie od monotonności. Już pięknie zakomponowana introdukcja, narzucająca w oparciu o dekoracje i kostiumy Barbary Jankowskiej wrażenie przepychu i wyrafinowania przygotowuje wrażenie kontrastu ze światem niewolników, który stanie się udziałem Księcia Niezłomnego. Dobrze pojęta widowiskowość, ładne zaznaczenie walorów poetyckich tekstu, a przede wszystkim współcześnie interpretowanej ideologii utworu dały rezultaty odpowiadające randze tego dramatu.

Dużym powodzeniem cieszył się również spektakl "Kupca Weneckiego". Sztuka od dawna u nas nie grana, była tematem wielu interpretacji, a wiodący wątek Szajloka i jego okrutnego żądania wobec wierzyciela przysłaniał zazwyczaj miłosną intrygę utworu, którą reprezentowały trzy w ostatecznym efekcie szczęśliwe pary: Porcja i Bassanio, Jessyka i Lorenza, Neryssa i Leonardo. W kobiecości dojrzałej, mądrej, przekornej i sprytnej, znajduje Szekspir, a za nim i reżyser "Kupca Weneckiego" - Józef Para, antidotum na okrucieństwo wynikłe z chciwości jak i na nadmierną surowość prawa.

Przedstawienie przy pełnej dbałości o efekt scenograficzny jest przede wszystkim spektaklem aktorskim. Postacie zaznaczone są wyraziście, indywidualności dopowiedziane. Jest kilka ról słabszych, zdarzyła się pomyłka obsadowa, ale mamy i pięknie pokazane postacie Porcji (Jolanta Hanisz), Bassania (Józef Para) i

Szajloka (Michał Leśniak), Jessyki (Małgorzata Kozłowska). Dobrze wypadły epizodyczne role zalotników: Księcia Marokańskiego (Zbigniew Kornecki) i Księcia Aragońskiego (Stanisław Kosmalewski), służących: Lancelota (Bronisław Nycz), Leonarda (Aleksander Pestyk). Godnym, ale jednocześnie przystępnym dozą weneckim był Mieczysław Tarnawski.

W oparciu o dobrze na ogół obsadzone role mógł się zająć reżyser precyzyjnie przemyślaną kompozycją poszczególnych scen, dobrze określając ich charakter, atmosferę, stylistykę, zmienność nastrojów, odpowiadającą sytuacjom: miłosnej, groźnej, zabawnej. Najpiękniej jednak zabrzmiał, jak wspomniałem, wątek dojrzałej miłości, wybaczającej, wyrozumiałej, nie zaślepionej, który jak klamra spina tak bardzo rozwichrzoną sztukę jedną z najciekawszych, nie najlepiej napisanych dzieł szekspirowskich. Scenograf Andrzej Cybulski, wraz z nim reżyser starali się uniknąć przesłodzenia i zbytniego ulirycznienia scen miłosnych, a szczególnie epizodów Porcji i Bassania. Nastrój wzbogacały kostiumy nawiązujące do bogactwa i barwności strojów renesansowych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji