Artykuły

Zabawa z niebezpieczeństwem

Jedną z najlepszych powieści XVIII wieku są "Niebezpieczne związki". Autorem owego dzieła był poeta, librecista operowy, artylerzysta, inżynier wojskowy, sekretarz Ludwika Orleańskiego i zażarty jakobin w jednej osobie - Pierre Choderlos de Laclos (zmarły w 1803 roku). W roku 1985 na małej scenie Royal Shakespeare Company w Stratford odbyła się światowa prapremiera sztuki, którą na podstawie powieści Laclosa napisał Christopher Hampton. W niecałe trzy lata później, sztuka przełożona przez Piotra Szymanowskiego, trafiła na scenę Teatru Kameralnego.

Historyczny kostium, skandalizująca treść, kilka zręcznie skonstruowanych postaci stanowią idealny materiał dla teatru, atrakcyjny dla aktorów i widzów. Pozornie może się wydawać, iż "Niebezpieczne związki" to tylko jeszcze jedna przypowieść obyczajowa.

W istocie jest to jednak dramat moralizatorski, podejmujący heroiczną wręcz próbę zanalizowania tego czym jest zło.

Fabułę dramatu stanowi tragiczna historia wicehrabiego de Valmont - rozpustnika i kobieciarza, wielkiego aktora i życiowego gracza, który postanawia uwieść panią de Tourvel - szlachetną niewiastę o nieposzlakowanej opinii i czystym sercu. Bohater jednak wpada we własne sidła. Zimny i wyrachowany sceptyk zakochuje się naprawdę. Los jest jednak okrutny. Okazuje się bowiem, iż de Velmont był tylko igraszką, narzędziem w rękach wyrachowanej markizy de Merteuil - zazdrosnej intrygantki.

Reżyser Jan Buchwald całą treść dramatu przedstawił w prosty sposób, poprzez kilkanaście wspaniale pointowanych scen, rozgrywających się w nie zmienionej dekoracji. Smak i możliwości sztuki zostały doskonale rozegrane przez aktorów Zwłaszcza w scenach, pisania listu czy uwiedzenia Cecylii dają oni popis warsztatu połączony z poczuciem smaku i dowcipem. Nie razi nawet oszczędna scenografia, nazbyt efekciarskie, moim zdaniem, kostiumy (poza tym, który zdobi wicehrabiego) czy niektóre dłużyzny dialogu. Od pierwszych chwil wiadomo, iż najważniejsza jest gra. Najpyszniej bodaj zaprezentował się Jerzy Schejbal, którego Valmont poza samczą pychą i witalnością wypełniony jest strachem i wrażliwością. Aktor z dużą swobodą, pewnie poruszający się po scenie wygrywa każdy niuans roli, bawi się nią, zapraszając do tych igraszek widza. Partnerem i równorzędnym przeciwnikiem jest odtwarzająca postać markizy Teresa Sawicka, zarazem ciepła i przejmująca chłodem, kokieteryjna i odpychająca (choć zabrakło być może odrobiny dystansu do postaci). Również większość pozostałych wykonawców zasługuje na uznanie. Udanie i wiarygodnie wybrnęła z niewdzięcznej, jednostajnej roli Kamila Sammler, doskonałe momenty miał Tomasz Lulek, a w bardzo dojrzały i przekonujący sposób zagrała Jolanta Zalewska.

Wygląda na to, iż teatr wciąż jeszcze może dostarczać zadowolenia widzom i wykonawcom. Wystarczy tylko wiedzieć jak i co grać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji