Artykuły

Parnell tańczy!

Gdy przebrzmiały ostatnie takty "Mazura" Moniuszki i po chwili skupionej ciszy na widowni Teatru im. Jaracza podniosła się burza oklasków, wiedzieliśmy już, że premierowy występ Baletu Opery Łódzkiej zakończy się pełnym sukcesem.

Wiedzieliśmy zresztą o tym już wcześniej. Dochodziły nas pełne uznania, ba, pełne entuzjazmu wieści z prób, mieliśmy zaufanie do wielkiego nazwiska Feliksa Parnella - tancerza, choreografa i pedagoga. Trzeba było jednak jeszcze sprawdzianu ostatecznego i nieodwołalnego, trzeba było zetknięcia z publicznością, kontaktu z widownią - tego kontaktu, który może zarówno uskrzydlić tancerza, jak i sparaliżować mu mięśnie w bezlitosnym skurczu, tremy.

Trudno wątpić, że i tym razem się bez owej tremy nie obyło, lecz gorące, serdeczne przyjęcie, jakie zgotowała publiczność SWOJEMU baletowi, rozwiała ją jak ranne mgły.

Niesposób powiedzieć, co podobało się najbardziej, jak i za wcześnie jeszcze na ostateczne oceny. W każdym bądź razie żywiołowo oklaskiwano Parnella, który - nawiasem mówiąc - dotrzymał obietnicy danej kiedyś łódzkiej publiczności i z wciąż jeszcze młodzieńczym temperamentem, zatańczył m. in. swojego słynnego "Maćka". Oklaskiwano primabalerinę Marię Łapińską - tancerkę o szerokiej skali talentu, a może przede wszystkim wyborną klasyczkę, naszą dobrą znajomą Zofię Kuleszankę (za "Roztańczoną babę"), Edwarda Pokrossa (za bardzo pięknie zatańczonego Fauna), wreszcie cały zespół, o którym powiedział kiedyś Parnell: "...wszystko młode, piękne i kocha taniec" a my mogliśmy się teraz przekonać, że nie przesadził ani na jotę.

Oklaskiwaliśmy ich zresztą chyba nie tylko za to, że zademonstrowali nam program stojący na wysokim poziomie artystycznym. Jakaś cząstka braw należy się im i za to, że zarażeni zapałem swojego mistrza - chyba to miano w pełni Parnellowi przystoi - ściągnęli ze wszystkich stron do naszej biednej Łodzi, która nie tylko nigdy, ale to nigdy własnego baletu nie miała, lecz w dodatku nie mogła przez dłuższy czas owej garstce miłośników Terpsychory zapewnić sceny do występów, a nawet własnej salki na próby.

Allea iacta sunt - kości zostały rzucone. Balet Opery Łódzkiej stał się rzeczywistością - tańczy, podoba się, żyje. Reszta jest sprawą czasu. A że w dniu premiery na sali znajdowali się przedstawiciele zarówno Komitetu Łódzkiego PZPR, jak i Prezydium Rady Narodowej m. Łodzi, więc wolno nam chyba wierzyć, że entuzjastyczne oklaski, jakie i oni bili, znajdą swój materialny wyraz w jeszcze serdeczniejszym i pełniejszym poparciu dla młodego Łódzkiego Baletu i Łódzkiej Opery.

Dzień 9 listopada 1957 r., dzień premiery Baletu Parnella na trwałe zapisał się w kulturalnych dziejach Łodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji