Artykuły

Księga raju

Chociaż spektakl Roberta Glińskiego na podstawie prozy Icyka Mangera rozgrywa się w zaświatach, to jednak jest o wiele bliższy ludzkim sprawom niż większość telewizyjnych widowisk. Na pochwały szkoda czasu: to najlepsze widowisko Teatru TV, od kiedy piszę te recenzje. Powieść zmarłego w 1969 roku w Izraelu pisarza zmieniła się w kolorowy sen o raju, ale nie tym, który wyobrażamy sobie na podobieństwo wystawy sklepu z nocnymi koszulami. Raj Icyka Mangera to żydowski raj i na ekranie za sprawą rewelacyjnej scenografii Agnieszki Zawadowskiej przypomina zagracone miasteczka z prozy Schulza i obrazów Chagalla. Gliński wydobył liryczny żydowski humor, z jakim Icyk Manger patrzy na swój naród. Pocieszające jest, że aniołowie też mają swoje grzechy: w oczekiwaniu na Mesjasza kłócą się z żonami, popijają, miewają kaca, ba - zdarza im się kraść. Ale w gruncie rzeczy są dobrzy, bo przepaja ich miłość. Obraz drugiego, konkurencyjnego raju gojów był mistrzowską satyrą: ten łasy na gotówkę św. Piotr (Krzysztof Kowalewski), dziecięce chóry anielskie, śpiewające "Sanctus" pod kontrolą dorosłych, oraz delikatna sugestia, że w raju gojów nie przepadają za Żydami - obserwacje śmieszne, ale celne. Po aktorach widać, że się w tej literaturze zakochali: od nastoletniego, świetnego Mariusza Grydlika w roli narratora, anioła Szmulka, po Jana Peszka jako rozpustnego Króla Salomona i Jana Kociniaka - Króla Dawida, uganiającego się za anielicami. Piosenki w wykonaniu Justyny Steczkowskiej do muzyki Jerzego Satanowskiego dały całej historii gorącą duszę. Przez godzinę czułem się jak w raju.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji