Artykuły

Gorycz niespełnienia

"Letnicy" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Recenzja Janusza R. Kowalczyka w Rzeczpospolitej.

Uwspółcześnieni "Letnicy" w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego to zaskakujące przedstawienie. Jeśli mógłbym pisać o nim dobrze o jego koncepcji, to już na pewno nie o wykonaniu. Bo co ma począć widz siedzący tuż za środkowym rzędem sali, do którego uszu nie docierało pięćdziesiąt procent tekstu? Wstać i wyjść?

Sztuka Maksyma Gorkiego opowiada historię grupy inteligentów - trzech małżeństw, dwóch rodzeństw i ich najbliższego otoczenia - powiązanych skomplikowanymi układami towarzysko-uczuciowymi. Letnią porą wypoczywają, leniuchują, flirtują. I nie dopuszczają do siebie myśli, że im w życiu nie wyszło. Kiedyś głosili szumne ideały, chcieli zmieniać świat. Jednak życie wniosło do ich planów "zasadnicze" korekty. Nie tak wyobrażali sobie stabilizację, którą osiągnęli, więc w każdym z nich pozostała gorycz niespełnienia. A pretensje najłatwiej kierować do innych, nie do siebie. Znienacka wypoczynek zmienia się w rodzaj procesu całej generacji trzydziesto- czterdziestolatków.

Sądząc po komfortowej przyczepie samochodowej, w której mieszkają, po tym, jak się ubierają i bawią, zdawać się mogło, że będzie to przedstawienie o nas samych, współczesnych. Zwłaszcza że reżyser dał swoim postaciom możliwość wypowiadania się w podrasowanym wulgaryzmami przekładzie, który sprawiał wrażenie, jakby sztuka powstała w XXI wieku, a jej bohaterowie to typowi yuppie, z tendencją do nowobogackiego życia.

Z tak pojętej, jakkolwiek dyskusyjnej koncepcji, w widowisku ostało się, niestety, niewiele. Powód prosty - nie została należycie wyartykułowana. Z siedemnastu aktorów dialogujących ze sceny, albo i spoza niej - bo akcja przenosiła się niekiedy na obrzeża widowni - tych, których było słychać, można policzyć na palcach jednej ręki. To Maria Robaszkiewicz, Elżbieta Kępińska, Katarzyna Herman, Edyta Olszówka, Sławomir Pacek. Pozostali albo mamroczą i niezrozumiale szepczą, albo krzyczą, co zlewa się w informacyjny bełkot.

Im młodszy rocznik aktorski, tym szumniej szasta się po scenie, jakkolwiek niewiele z tego wynika, bo się ich postaciom nie wierzy. Natomiast obsadzenie w dramatycznej roli wykonawcy, którego twarz jest mocno kojarzona z sitcomem "Miodowe lata" i telewizyjną rozrywką, można uznać jedynie za kiepski inscenizatorski dowcip.

Tak widocznej klęski zawodowstwa nie spotkałem już dawno. Przecierałem oczy i uszy ze zdumienia. Nie pomogło.

Na zdjęciu: Paulina Holtz i Cezary Żak w scenie ze spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji