Artykuły

Los łączył mnie z Jagną

- W obecnym teatrze osłabł szacunek dla słowa, dla pisarzy, dla scenarzystów, dla dramaturgów - mówi warszawska aktorka, EMILIA KRAKOWSKA.

Z EMILIĄ KRAKOWSKĄ, aktorką teatralną i filmową, rozmawia Krzysztof Lubczyński.

W 2005 roku odcisnęła Pani swoją dłoń na Promenadzie Gwiazd w Międzyzdrojach. Czy to było najważniejsze dla Pani wyróżnienie i uwieńczenie drogi zawodowej?

- W każdym razie bardzo ważne i jestem z niego bardzo dumna. Także dlatego, że znalazłam się w doborowym towarzystwie cudownej pani Barbary Krafftówny, Romana Polańskiego, Jerzego Skolimowskiego. Znaleźć się z nimi na tym samym kawałku ziemi z dłonią odciśniętą pod czułym okiem wybitnego rzeźbiarza, rektora warszawskiej ASP pana Adama Myjaka to były dla mnie wielka satysfakcja i radość. Przypomina mi to wspólnotę cechu zawodowego, czyli coś, co ostatnimi czasy zatracamy w naszej profesji. Jesteśmy dziś bowiem skomputeryzowani, uważamy, że wszystko jest w internecie i że kontakt z drugim człowiekiem, z którym możemy podzielić się swoimi wrażeniami i doświadczeniami, nie jest nam potrzebny. Dziś ludzie chcą tylko egoistycznie zadziwiać innych. A gdzie jest miłość bliźniego? Przecież istotą sztuki jest radość dzielenia się. W naszym zabieganiu nie dostrzegamy wielu ważnych rzeczy.

Czy należy Pani do tych aktorek, które od dzieciństwa marzyły o tym zawodzie?

- Tak, od dzieciństwa urządzałam teatr na strychu lub na podwórku. Za przedstawienia zbierałam po pięć groszy i wtedy ingerowała moja mama, księgowa, mówiąc, że skoro biorę pieniądze, to muszę zgłosić się do urzędu skarbowego (śmiech).

Sztuką, która szczególnie polega na dzieleniu się z drugim człowiekiem, jest teatr, bo w teatrze aktor dzieli się z widzem niejako swoją osobą psychofizyczną. W 1989 roku część polskich aktorów wystąpiła w telewizji, by ogłosić, że ,,jesteśmy wreszcie we własnym domu'', ale ten dom okazał się raczej niegościnny dla tegoż teatru, co w konsekwencji doprowadziło do jego podupadnięcia. Co Pani o tym sądzi?

- Wolę mówić o tym, że sztuka uczy pokory, a teatr zespołowości. Teatr jest wypadkową pracy wielu ludzi. Niestety, odrzuciliśmy wiele autorytetów. Adam Asnyk nawoływał, by budować nowe na ołtarzu starego. Istotą kryzysu teatru jest to, że umarło słowo, a jak uczy Pismo, ,,na początku było Słowo''. W obecnym teatrze osłabł szacunek dla słowa, dla pisarzy, dla scenarzystów, dla dramaturgów. Ostatnio będąc w Szwajcarii na zaproszenie przyjaciół miałam okazję obserwować wielkiego polskiego artystę, pianistę Krystiana Zimmermana. Jak ten artysta będący w czołówce pianistów świata z wielką pokorą odnosi się do dzieła kompozytora, jak pracuje nad tym, by wyszlifować każde pół taktu, pół tonu! Dlaczego nie bierzemy wzoru z takich ludzi? Jeżeli wystawia się ,,Burzę'' Szekspira, w której z prawdziwego tekstu jest tylko jedno zdanie, to jak to się nazywa? Złodziejstwo. Jakim prawem ktoś podszywa się pod Szekspira? Po to, żeby zgarniać pieniądze? Wystawia się np. ,,Lalkę'' całkowicie lekceważąc tekst Prusa, ale podpierając się jego nazwiskiem po to, by ściągnąć do teatru szkoły? A niechże pan reżyser i pani scenarzystka napiszą sztukę pod swoim nazwiskiem i ją wystawią, a nie korzystają z Szekspira i Prusa. Jesteśmy profesją usługową dla społeczeństwa, ale musimy oferować towar uczciwy, niepodrabiany i bez pychy w stosunku do widowni (do tego dochodzą niechlujstwo, czasem brud aktora na scenie). Po co pokazuje się z uporem świat ludzi zdegenerowanych, zdemoralizowanych, sięgających dna. Przecież ci ludzie i tak nie odwiedzają sal teatralnych, więc dla kogo są te spektakle? Chyba że są to ,,Lęki poranne'' Stanisława Grochowiaka, wspaniałego poety, który ukazał w swoim poetyckim utworze zmagania człowieka z nałogiem.

Porozmawiajmy o Pani rolach. Zauważyłem, że w teatrze większość z nich to repertuar klasyczny. Czy to przypadek?

- Jak wspomniałam, najczęściej jest to przypadek, ale jeśli ma się łut szczęścia, to jest to szczęśliwy przypadek, czyli wymarzona rola. Mnie przydarzyła się możliwość zagrania ukochanej, wymarzonej roli Klary Zachanassian w ,,Wizycie starszej pani'' Friedricha Duerrenmatta. Taką propozycję otrzymałam od dyrektora Rybki w Teatrze im. J. Kochanowskiego w Radomiu. To bardzo aktualna sztuka, mimo że należy do klasyki dramaturgii. Mówi o zemście, o karze, o cenie za dobroczynność, o mechanizmach kapitalizmu, co zresztą szczególnie wyeksponował w swoim przekładzie Adam Tarn.

Czy za pomocą klasyki dobrze opisuje się współczesność? Przecież świat tak bardzo się zmienił...

- Wszystko jest po staremu, mimo że jeździ coraz więcej coraz nowocześniejszych samochodów. Nowoczesność zawarta jest w tekście autora. Gdy pan spojrzy na postać Dulskiej, to zobaczy pan, że ta pani opisana sto lat temu i pokazana w secesyjnej dekoracji przez Zapolską to współczesna kobieta zajęta małym biznesem, aby utrzymać rodzinę.

A przez teksty romantyczne da się opowiadać o naszej współczesności?

- To jest nazbyt wielki i ważki problem, aby go zbyć kilkoma zdaniami.

Chcę zapytać Panią o trzy role w bardzo ważnych filmach, w tym jednym ogromnie popularnym. Mam na myśli Jagnę w ,,Chłopach'' Jana Rybkowskiego, Malinę w ,,Brzezinie'' oraz Marysię w ,,Weselu'' Andrzeja Wajdy. Czy ta Jagna Pani nie ciążyła w późniejszej karierze?

- Ani trochę. Jak komuś ciąży rola, która przyniosła mu popularność, to niech się pocałuje... Jak może mi ciążyć rola w serialu, który przyniósł mi masową popularność? Przecież to byłoby niepoważne. Powiem nieskromnie, że należę do aktorek, o których mówi się, że są prawdziwe. Tak długo bowiem drążę rolę, aż stanie się w pełni moja i trochę zaciera się różnica między mną a postacią, którą gram. Tak się składa, że filmową Jagnę grałam po tym, jak zagrałam ją sto razy w Teatrze Ziemi Mazowieckiej w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Krystynę Berwińską. Znacznie wcześniej za sukces w konkursie recytatorskim w Poznaniu otrzymałam w nagrodę dwa tomy ,,Chłopów'' Reymonta. Jak więc pan widzi, los jakoś ciekawie i uparcie łączył mnie z tym dziełem i postacią Jagny. Do tej pory jestem w przyjaźni z mieszkańcami Lipców Reymontowskich, miejsca akcji tej wspaniałej powieści, tak bogato ukazującej istotny fragment naszej narodowej tradycji.

Co Pani, urodzona w Poznaniu, a nie na wsi, ,,włożyła'' z siebie w postać Jagny?

- Tęsknotę za miłością, zachłanną ciekawość życia. To mi zostało do dziś.

Czy Pani starsi, wybitni partnerzy Ignacy Gogolewski grający Antka Borynę i znacznie starsi Władysław Hańcza, stary Boryna, czy Tadeusz Fijewski nie onieśmielali Pani, nie przytłaczali?

- Wręcz przeciwnie. Byli dla mnie ogromnym wsparciem. Pan Hańcza był czarującym, wspaniałym, bezpośrednim człowiekiem i umiał sypać anegdotami. Był jako Boryna bardzo królewskim chłopem. Pisał o tym Wyspiański w ,,Weselu'' (,,bardzo wiele, wiele z Piasta, chłop potęgą jest i basta'').

A jak Pani wspomina pracę z Andrzejem Wajdą? Najwyraźniej była była Pani jedną z jego ulubionych aktorek, bo poza ,,Brzeziną'' i ,,Weselem'' wystąpiła Pani jeszcze w ,,Ziemi obiecanej'', ,,Smudze cienia'' i ,,Bez znieczulenia''.

- Dla każdego aktora i aktorki jest wielkim wyróżnieniem, jeżeli może się spotkać w pracy z Andrzejem Wajdą. Jest on ogromnie inspirującym i wymagającym reżyserem, a my, aktorzy, lubimy, gdy się od nas wiele wymaga.

Dość często widuję Panią na imprezach kulturalnych. Czy to z potrzeby kontaktu ze sztuką, czy kontaktu z ludźmi?

- I jednego, i drugiego. Z potrzeby życia. Bo życie to moje hobby.

Czy bardzo dotknęły Panią przykrości ze strony części środowiska aktorskiego w latach 80. spowodowane Pani społecznym zaangażowaniem nie po tej stronie, z którą ta część środowiska sympatyzowała?

- Nie zrobiłam niczego, czego mogłabym się wstydzić, a co za tym idzie - tłumaczyć się.

Bardzo utkwiła mi w pamięci Pani ciekawa rola dentystki w ,,Bez znieczulenia'' Andrzeja Wajdy, energicznej kobiety doświadczonej życiowo, która udziela rad siedzącemu na fotelu głównemu bohaterowi granemu przez Zbigniewa Zapasiewicza. Czy lubi się Pani dzielić z ludźmi swoim życiowym doświadczeniem?

- Staram się nim dzielić nie narzucając nikomu niczego. Mam świadomość, że jestem przez otoczenie obserwowana i naśladowana. W życiu i na scenie bardzo potrzeba nam dziś dobrych form i wzajemnego szacunku.

Dziękuję za rozmowę.

EMILIA KRAKOWSKA - poznanianka z urodzenia, absolwentka PWST w Warszawie, wybitna aktorka teatralna i filmowa. Występowała w teatrach warszawskich: Powszechnym (1964 -1968), Narodowym (1968 -1978), w których współpracowała głównie z Adamem Hanuszkiewiczem, a także we Współczesnym (1978 -1985) i Rozmaitości (1985 -1991), a ostatnio gościnnie w Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego w Radomiu, gdzie kreuje tytułową rolę w "Wizycie Starszej Pani" Friedricha Duerrenmatta. Jej niektóre ważniejsze role sceniczne to: Marion w "Śmierci Dantona" G. Buechnera, Księżna w "Świętej Joannie" C.B. Shawa, Piosenkarka w "Rzeczy listopadowej" E. Brylla, Masza w "Czajce" A. Czechowa, Helena w "Żabusi" C. Zapolskiej, Fiokta w "Ożenku" M. Gogola, Warwara w "Letnikach'' i Warwara w "Na dnie" M. Gorkiego, George Sand w "Lecie w Nohant" J. Iwaszkiewicza, tytułowa rola w "Moralności pani Dulskiej" G. Zapolskiej. Jest także aktorką filmową, która ugruntowała swoją pozycję w popularnych serialach telewizyjnych: "Chłopi" (1972), "Czterdziestolatek. 20 lat później" (1993), od 1999 r. - "Na dobre i na złe", a od 2004 - "Pierwsza miłość". Pierwsza ważna rola filmowa E. Krakowskiej to Malina w "Brzezinie" (1970) Andrzeja Wajdy, a poza tym wystąpiła w kilkudziesięciu filmach, m.in. w "Molo" (1970) W. Solarza, "Seksolatkach" (1971) Z. Huebnera, "Weselu" (1972) A. Wajdy, "Koperniku" (1973) E. i Cz. Petelskich, "Ziemi obiecanej" (1974) A. Wajdy, "Brunecie wieczorową porą" (1976) St. Barei, "Smudze cienia" (1976) A. Wajdy, "Nie zaznasz spokoju" (1977) M. Waśkowskiego, "Bez znieczulenia" (1978) A. Wajdy i innych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji