Artykuły

Sialalala, zabawa nie trwa!

Spektakl to galopującą treść dobita formą - o "Zabawie" w reż. Jacka Jabrzyka wystawionej w Teatrze Jaracza w Olsztynie pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.

"Zabawa" Sławomira Mrożka to przewrotna groteska "Wesela" Wyspiańskiego. Jak bohaterowie pierwowzoru mówili, co w polskiej trawie piszczy, tak ci od Mrożka gadają o tym, że bawić się chcą. Przy okazji - jako że bawić się nie ma gdzie, bohaterowie vel parobkowie dyskutują na temat wartości dzisiejszej kultury.

Dariusz Poleszak, Radosław Hebal i Marcin Tyrlik żonglują tekstem Mrożka jak na jakimś turnieju. Nie pozwalają widzom odetchnąć, wejść z myślą między słowa. Kwestie odbijane są jak piłka - mówi jeden, drugi odpowiada, trzeci dopowiada. I tak przez niespełna pół godziny, bo tyle trwa spektakl. Takie dialogowe katapulty podkreślają wręcz pragnienie zabawy. Już, teraz ale dlaczego nic się nie dzieje? Przecież wszystko przygotowane. Czy to oczekiwanie na wesele? A może na stypę? Aktorzy - wciśnięci w niezrozumiałą sytuację - są w ciągłym ruchu. Przeskakują z nogi na nogę, tupią, czasem tańczą. Można nawet stwierdzić, że zadeptują wypowiadane kwestie. Ich nogi odwracają uwagę od ust, głów. W końcu zadeptują wydźwięk spektaklu. Z drugiej jednak strony - dziś sztuka nie ma już siły przebicia. Człowiek zadeptał ją swoją bieganiną, pędem do sztuczności. A patrząc jeszcze z innej strony - przedłużające się przeskakiwanie z nogi na nogę podkreśla, że usilnie potrzebuje rozrywki - tak bardzo, że aż ustać w miejscu nie potrafi. Zadeptał kulturę, ale nadal jej wyczekuje. Przyjdzie? Nie przyjdzie? Prawie jak czekanie na Godota. Z jednym jednak wyjątkiem - Mrożek swoją kreską absurdu odcina człowieka od jakiegokolwiek Absolutu. Tu na pierwszy plan wysuwa się relacja człowiek - człowiek.

Na rozrywkę nie ma miejsca i podkreśla to scenografia. Błękitna ściana ustawiona prawie pod nosem widowni zakleszcza wszystkich w małej przestrzeni. Aktorzy są na wyciągnięcie ręki, a więc są prawie jak kumple. Czy rzeczywiście przyszli tu tylko we trzech? Wiele słów już padło na temat dramatu Mrożka - parobkowie to metafora społeczeństwa, a ono to przecież widownia. Jabrzyk nie zaprzecza. Publiczność patrzy więc aktorom głęboko w oczy i nie dziwi nawet sytuacja, w której - dla zabawy - musi zginąć człowiek. Wymuszone samobójstwo? Tak, byle jak najszybciej. Zapada ciemność, rozbrzmiewa walc. Skoro muzyka gra, więc jednak zabawa się rozkręca. Widzowie wstają i wychodzą przez otwarte w błękitnej ścianie drzwi - tak jak parobkowie wyszli ze śmiercią pod rękę. Co więc dzieje się z kulturą? Czy to wesele, a może już stypa?

Mrożek u Jabrzyka idzie jak z karabinu. Aktorzy też jakby wystrzeleni z armaty - pot spływa im z czoła, bo przecież spocząć nie mogą ani na chwilę. Jest ich trzech, a ma się wrażenie, jakby było dwudziestu. Grają dobrze, ale czy ich aktorstwo można nazwać niekonwencjonalnym? Scena Margines wedle swoich zamiarów stawia na spektakle offowe, więc i na sztukę aktorską wymykającą się wszelakim ramom tradycji. I owszem, "Zabawa" to na pewno nie klasyczne aktorstwo dramatyczne. Sztuka budowana jest na dystansie do roli-postaci. To trochę Becket, trochę Brecht przykraszony ruchliwością kończyn. Takie zestawienie wypada interesująco, ale do czego zmierza? Dlatego spektakl Jacka Jabrzyka można określić jednym - to galopującą treść dobita formą. I to właśnie forma zapada w pamięć, a treść umyka - zadeptana. Czyżby jak dzisiejsza sztuka?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji