Artykuły

Czego się dziś nie nosi

"Nie był modny... nie wyglądał na artystę - raczej na dość konwencjonalnego urzędnika ambasady, banku lub ministerstwa, dbałego o nienaganny krój garnituru i powściągliwego w słowach" - napisała o nim Marta Fik.

Aleksander Bardini uważał, że wraz z Hübnerem odszedł teatr dyskutujący. "Nie prowadzę teatru dla popisu aktorskiego, prowadzę go, by przekazać kilka myśli, o których sądzę, że są ważne i że powinny być powiedziane ze sceny" - powiadał sam Hübner. Zastanawiał się, czy reżyserii w ogóle można nauczyć. Często przytaczał trochę cyniczną opinię Erwina Axera - "Uczyć warto tego, który już umie". Za najważniejsze u reżysera uważał umiejętność kierowania zespołem, cechy przywódcze, pewność siebie i zdolność do realizowania własnych celów poprzez innych ludzi. Zauważył, że wysokie intelektualne kwalifikacje reżysera nie muszą być natury humanistycznej - często lepiej radzą sobie w zawodzie ludzie o umysłowości ścisłej, obdarzeni darem syntezy. Ustalił regułę żelaznej konsekwencji. "Właśnie konsekwencja budzi szacunek i zaufanie. Jeśli cię na nią nie stać, spod babcinego czepka zawsze będą wystawać wilcze uszy. Nawet Czerwony Kapturek nie da się nabrać. W każdej roli można dobrze wypaść, ale wypaść z roli można tylko na pysk". Kazimierz Kutz twierdzi, że nigdy, nawet w chwilach największych tryumfów, nie był z siebie zadowolony.

Mimo że nie dbał o efekciarską publicity, uważano go za ideał dyrektora, ideał dziekana. Był pilnym uczniem Zelwerowicza. Otaczał się sławami, wiedział, że podnoszą renomę kierowanych przezeń teatrów. Były to tak konkurencyjne na gruncie reżyserii nazwiska- jak Jerzy Jarocki, Konrad Swinarski, Andrzej Wajda, Józef Szajna. Szanował słowo, szanował realistyczny warsztat aktorski. Koledzy szanowali go za to, że nie pchał się na afisz.

Działał jak architekt, jak konstruktor, dając swoim tworom zarówno solidne fundamenty, jak i wytrzymały szkielet. Repertuar jego teatrów także był niczym kompozycja - przez lata służąca przeciwstawianiu się komunistycznej władzy. Ludzie średniej generacji, którzy weszli do teatru za Hübnera, podkreślają jego reformy jako dziekana Wydziału Reżyserii. Płatne asystentury, wyjście na zewnątrz szkoły, podział na "ćwiartki" - chciał, żeby po czterech wybitnych pedagogów na każdym roku robiło z reżyserami "sceny". Rezygnował z przedmiotów ogólnych na rzecz kursów szczegółowych. Za praktykami Hübnera stała myśl schillerowska - warsztaty służyć miały temu, by reżyser terminował, przechodził szczeble kariery od dyrektora w teatrze prowincjonalnym do najwyższego awansu - dyrektorowania teatrem stołecznym. Swoich asystentów zabierał na rozmowy z cenzorami, by nauczyli się argumentować i dyskutować z najbardziej betonową władzą.

Miał oczywiście dom i prywatne życie, ale najlepiej czuł się zawsze w teatrze. Zagnieżdżał się w skromnych, nieciekawych gabinetach i sztuce przez duże "S" poświęcał wszystkie siły. "Artysta nie musi być skromny. Artysta nie musi być sprawiedliwy. Artysta nie musi mieć poczucia humoru. Takie są prawa artysty. A obowiązki? Tylko jeden: Artysta musi być prawdziwy". Izabella Cywińska napisała: "Poglądy Hübnera wielekroć wyprzedzały epokę. Jego sąd o gospodarce rynkowej i dziś by się mógł wydać niejednemu radykalny. W 1986 Zygmunt - powołując się na system anglosaski, opowiada się za mobilnością aktorów, przeciw podziałowi na aktorów stołecznych i prowincjonalnych".

Choć teatr był dla niego przede wszystkim polem prezentowania głębokich myśli, dyskursu, polemiki politycznej, to śmiać się też lubił, albo przynajmniej rozśmieszać innych - stąd takie sztuki jak Arlekin Mahomet Zabłockiego, Czarna komedia Shaffera czy Buffalo Bill Kopita. Miał też dar skrótu. Trochę kostyczny i zamknięty, potrafił dawać celne wskazówki aktorom. Zapasiewiczowi, który miał zagrać Sira w Garderobianym, powiedział: "To wszystko jest dobrze, ale za agresywnie. Graj to samo, tylko ciszej. Zwiń się do wewnątrz, a zobaczysz, że tajemnica twojej postaci będzie większa". Jerzego Nowaka potraktował znacznie krócej. "Na generalnej Zygmunt po kolei omawiał role, mnie zostawił. Więc go zapytałem: Masz coś?. Tak. Graj lepiej".

Miał w sobie poczucie misji, patriotyzmu, obowiązku. Dziś bardzo wiele się zmieniło. Zamiast misji częściej mówi się o kasie. Lokalny patriotyzm, lojalność wobec własnego zespołu nie jest wartością nadrzędną. Między ignorancją a świeżym spojrzeniem stawiany bywa znak równości. Artysta zawsze wszystko wie najlepiej. Nowi ludzie sztuki już się raczej nie zastanawiają, co by Hübner zrobił na ich miejscu w trudnej sytuacji. Przeczucie tego stanu rzeczy wyziera z kart jego felietonów: "Artysta powinien spać spokojnie. Tak zwane męki twórcze, wahania, wątpliwości, to dobre dla dekadentów. Tego się dziś nie nosi".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji