Artykuły

Jakich będziemy mieli aktorów?

Zygmunt Hübner wystawił w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej "Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego. Grają studenci czwartego, ostatniego roku. W przyszłym sezonie będą już grać w normalnych teatrach, i czasem wystąpią w filmach i telewizji. Jacy to będą aktorzy? Czego się po nich można spodziewać? Na których z nich warto zwrócić szczególną uwagę?

Krytycy mogą im już teraz wystawiać cenzurki w prasie, ale ja muszę to zrobić w indeksach. To jest jeszcze nasza szkolna sprawa, więc raczej nie powinienem tego robić publicznie - wyjaśnia reżyser przedstawienia.

A jakie będą te stopnie?

Postawię ze dwie piątki. Powinienem też dać dwie dwójki. Reszta to trójki i czwórki. Zresztą taka skala ocen jest za mała i niezbyt precyzyjna dla oceniania pracy aktora.

A czy nie warto by jednak podać tych ocen, aby publiczność mogła wiedzieć, czego po kim się można spodziewać?

Publiczność zdąży jeszcze zobaczyć to sama, a z ocen tych niewiele wynika na przyszłość. Dwóch dziś cenionych i popularnych aktorów wyleciało ongiś z PWST... za brak zdolności. Znacznie zaś więcej szkolnych gwiazd utonęło gdzieś za kulisami. Szkoła uczy zawodu, ale nawet dobre wyuczenie się nie daje żadnej pewności. Jedynie w odniesieniu do kilku naprawdę wybitnych talentów aktorskich można powiedzieć, że ci najprawdopodobniej zrobią tzw. dużą karierę. Ale to też nie gwarancja.

Od czegóż więc będzie zależała przyszłość zawodowa 24 aktorów z tego "Wyzwolenia"?

W dużym stopniu od prawdziwego startu w zawodzie. Jeśli w pierwszych latach aktor nie trafi na swoje role, niekoniecznie duże, ale takie, do których pasuje, to bardzo małe są szanse, że kiedyś w przyszłości odnajdzie swe emploi. Żaden reżyser się nie domyśli, że ten, co latami obijał się gdzieś po kątach, byłby może wspaniałym królem Learem i raczej mu nie powierzy ważnej roli.

A jak się dobrze wystartuje?

To się też nie ma żadnej oewności, bo może się np. okazać, że aktor pasuje tylko do roli młodych chłopców i jego możliwości wyczerpią się w sposób naturalny. Częściej akurat takie straty dyspozycji zdarzają się aktorkom. Ale zawsze łatwiej jest bronić pozycji, niż je potem zdobywać.

Jeśli więc nie można przewidzieć przyszłej kariery poszczególnych wstępujących dziś w życie zawodowe aktorów, to co można powiedzieć o nich jako o całym roczniku? Jaki mają stosunek do swojego zawodu, do teatru?

Chyba się nie przejmują bytnio. Szkoła nie jest wszak izolowana od tego, co się dzieje w teatrze, kinie, telewizji. Studenci widzą, że aktorzy dwoją się i troją, żeby jakoś sprostać zapotrzebowaniu na nich, choćby ilościowo. Oczywiście nie wszyscy są jednakowo wzięci i nie wszyscy zgadzają się tak chałturzyć, ale taka jest reguła. Wiedzą też studenci, że jak się ktoś raz na etat w teatrze dostanie to może grać ogony, może latami nie grać stale, lecz jeśli się z tym pogodzi to praktycznie małe są szanse, aby ten etat stracił. Zwłaszcza mężczyzna Aktor może więc robić karierę, ale nie musi, i też się jakoś utrzyma.

Jakoś trudno zestawić tę nonszalancję z tłumem pchającym się co roku na studia aktorskie...

Rzeczywiście. Ale jak się już ktoś na te studia dostanie i nie wyleci na początku, to właściwie ma już zapewniony jaki taki byt do samej emerytury.

To dlaczego się nie zwiększa naboru na studia aktorskie? Dlaczego ogranicza się konkurencję tylko do egzaminu wstępnego, a nie przedłuża jej na lata późniejsze, już po studiach? Zwłaszcza kiedy w sumie brakuje aktorów dla wszystkich form show-businessu?

Z jednej strony nie ma tak wielu wykładowców. Muszą to być czynni aktorzy, pracujący z niewielkimi grupami. A ci aktorzy są już bardzo zajęci. Z drugiej strony - wśród tych, których się nie przyjmuje na studia, nie widzi się marnowanych talentów, choć może czasem trudno wykluczyć pomyłkę. Zgłasza się wielu, lecz na ogół nie ci, którzy by się nadawali. Ci mają widać inne ambicje. Najprostszy przykład: w zawodzie trzeba więcej mężczyzn niż kobiet, a zgłoszenia układają się zupełnie odwrotnie. Dalej: aktor niekoniecznie musi być piękny, ale lepiej, by dysponował urodą. Musi natomiast mieć dykcję, łatwość poruszania się i wiele innych niezbędnych cech. Są tacy ludzie, którzy je mają, ale rzadko się do nas zgłaszają i z reguły są przyjmowani. Odnosi się natomiast wrażenie, że wielu kandydatów stara się o przyjęcie, by przezwyciężyć swoje kompleksy z powodu braków... które im utrudniają zostanie aktorem.

Jakie więc wyjście?

Tego, tak naprawdę, nie wiemy. Mówi się o skróconych studiach czy nawet liceach lub technikach teatralnych. Aktorów byłoby więcej i byliby młodsi, a takich też w branży trzeba. Ale kto wtedy chciałby tracić lata na normalne długotrwałe studia? A przecież uczą one rzeczy naprawdę aktorowi potrzebnych.

Czy póki co nie dałoby się chociaż rozwiązać problemu dykcji? Zdaje się, że każde nowe pokolenie aktorskie mówi coraz ciszej i mniej wyraźnie?

To prawda, ale i tu trudno jest znaleźć wyjście. Niektórzy od razu dopasowują się do wymagań filmu i TV, gdzie są mikrofony i gdzie tzw. teatralna wymowa razi. A tej teatralnej wymowy można się nauczyć w teatrze, a nie w ciasnych klitkach. Andrzej Łapicki, który odbywał tajne studia aktorskie w okupowanej Warszawie, opowiada, że salony, których im na ten cel użyczano, były większe od pomieszczeń, w których dzisiaj musimy uczyć aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji