Artykuły

Hegemonia reżyserów. Rozmowa z Zygmuntem Hubnerem

Czy dobry, ciekawy teatr, mógłby funkcjonować bez dobrych, ciekawych reżyserów?

Myślę, że w tak sformułowanym pytaniu już kryje się nieporozumienie. O dobrym poziomie teatru nie decydują, ani sami aktorzy, ani sami reżyserzy - decyduje zespół aktorów i reżyserów wspólnie. Ich dobór, ich możliwości.

Jak w ciągu ostatnich sezonów teatralnych startuje najmłodsze pokolenie reżyserów?

Z trudem. Mają znikome możliwości startu w przodujących teatrach w kraju; w Warszawie praktycznie nie mają ich w ogóle. Rozpoczynają pracę bez treningu w pracy z aktorem, w zespołach słabych, w których najczęściej reżyser powinien uczyć aktora tego, czego on sam jeszcze nie zdążył się nauczyć. Dlatego też warszawskiej PWST tak bardzo zależy na wiązaniu warsztatów reżyserskich z dobrymi zespołami aktorskimi. Niebezpieczeństwa zawodu reżysera kryją się obecnie nie tylko w trudnym starcie. Reżyserowanie stało się po prostu zawodem bardzo nieatrakcyjnym finansowo. Wybitny reżyser zarabia u nas znacznie mniej niż bardzo przeciętny aktor. O młodych lepiej nie mówić. Żeby uzyskać pełny etat - rzadkie szczęście - muszą przygotować w sezonie trzy premiery, a teatr daje pięć. Teatr woli więc brać reżysera na , na 2/3 etatu, skoro i tak nie może mu zagwarantować więcej niż dwóch sztuk. Wyżyć z tego trudno, zwłaszcza - a to już jest reguła, gdy podejmuje się pracę poza miejscem zamieszkania. Trzeba więc jeździć po Polsce i szukać dodatkowego zatrudnienia. A Radio i Teatr TV ostatnimi laty stronią od absolwentów wydziałów reżyserii PWST. Jeśli dyrekcja teatru - znając trudności dnia codziennego młodego reżysera (duża część sezonu poza domem, dojazdy) - stara się podnieść jego zarobki, powstaje inna anomalia: różnica honorariów młodego i zasłużonego reżysera staje się minimalna lub wręcz żadna. Towarzyszy tym objawom życia teatralnego ogólne niedocenienie zawodu - w środowisku, wśród krytyków, wśród widzów. Stąd dążenie wielu reżyserów do objęcia dyrekcji, jako jedyna możliwość stanowienia o sobie. Władze SPATiFu ukonstytuowane są tak, że stanowi on właściwie stowarzyszenie aktorów. Fakt ten jest - jak sądzę - nie bez znaczenia. W Stowarzyszeniu nie ma właściwie reprezentacji reżyserów. Próby stworzenia sekcji dyrektorów teatrów też skończyły się na niczym. Hegemonia reżyserów? Koń by się uśmiał. Dziś mamy do czynienia z hegemonią aktorów. To oni dyktują warunki. I w stolicy, i poza nią. Nie wszyscy aktorzy są nawet świadomi, że ich sukces łączy się z sukcesem reżysera. Aktor - nawet w znakomitej roli, a w miernym przedstawieniu - jest na ogół niezauważany. "Koncepcjonizm" reżyserski? Jego źródło tkwi po prostu w brakach aktorstwa wielu zespołów.

Słyszy się jednak opinie, często i stale powtarzane, że młodzi reżyserzy po prostu nie umieją pracować z aktorem, opinie o poważnych niedostatkach, ułomnościach ich warsztatu?

A gdzie się mieli tego nauczyć? Jest rzeczą niemożliwą nauczenie się tej pracy przez obserwację, a jak dotychczas Szkoła tylko to może swoim słuchaczom zapewnić: asystentury w teatrach. Dlatego też apelujemy o udział wybitnych aktorów w zajęciach szkolnych na Wydziale Reżyserskim. Paradoksem jest, że program nie przewiduje takich zajęć, brak również stawek dla zapraszanych aktorów!

Czego więc może Szkoła nauczyć słuchacza Wydziału Reżyserskiego? Czego uczy?

Myślę, że "rozrzut" tych umiejętności u absolwentów jest dość szeroki. Szkoła powinna przede wszystkim uczyć umiejętności myślenia, które należałoby po prostu nazwać logicznym; nie powinno ono hamować talentu ani własnej wizji reżysera, ale ułatwiać samowiedzę, uruchamiać system samokontroli. Także - umiejętności obserwacji, zobaczenia i zrozumienia tego, co aktor rzeczywiście gra. Częstym błędem niedoświadczonego reżysera jest patrzenie na rezultat pracy - gotowe przedstawienie - poprzez własną koncepcję, branie za dobrą monetę swojego reżyserskiego zamysłu, chociaż rzeczywistość sceniczna daleko odeń odbiega. Młody reżyser ulega złudzeniom, że zdoła z r o b i ć z aktorem rolę wbrew jego możliwościom, nieświadomy, że 90°/ sukcesu reżysera to trafna obsada. Mistrzem w komponowaniu obsady był Konrad Swinarski, dlatego każdy epizod w jego przedstawieniach był widoczny, nawet słabi aktorzy, przydatni w kompozycji całości, istnieli na scenie. Wspaniale tę umiejętność opanował Krzysztof Zanussi - jak obsadził Barwy ochronne! Reżyser musi się uczyć umiejętnego wykorzystywania tego, co j e s t w aktorze, odkrywania tego, co ukryte, czego być może przed nim nikt nie zauważył - w konkretnym zadaniu. Szkoła powinna nauczyć także zrozumienia istoty zawodu aktora: jakiego typu informacja reżyserska jest mu potrzebna, jaka zbędna, a jaka wręcz myląca. Ciekawości świata, niezbędnej w pracy reżysera - tego już nie można nauczyć.

Na studia reżyserskie przyjmuje się - jak wiadomo - kandydatów po studiach wyższych. Czy można zauważyć, że jakiś kierunek studiów jest szczególnie przydatny dla dalszego kształcenia się na Wydziale Reżyserskim?

Trudno byłoby jakieś studia wyróżnić. Najczęściej spotykamy się z absolwentami Wydziału Aktorskiego i wydziałów filologicznych. Obie grupy charakteryzują się dość płytką i powierzchowną wiedzą humanistyczną, w najlepszym razie - wycinkową. Zwyczaj prof. Bohdana Korzeniewskiego, który na egzaminie wstępnym pytał: ile części mają Dziady oraz w jakiej kolejności powstały i wedle odpowiedzi na to pytanie przeprowadzał wstępną selekcję kandydatów - mimo że przez delikwentów traktowany jako okrutny, nie wydaje się pozbawiony racji. Spotykamy się często na egzaminach z biegłą orientacją w modach intelektualnych, obserwujemy sprawne posługiwanie się slangiem: struktury, kod, semiologia, semiotyka to są słowa potoczne - najczęściej jednak nie poparte rzetelną wiedzą. Studia plastyczne dają na ogół większą wrażliwość na obraz, świadomość kompozycji przestrzeni, rzadziej - precyzyjne myślenie. Zdarzają się kandydaci po studiach muzycznych, politechnicznych, przyrodniczych... Nie mamy możliwości systematycznego, kursowego uzupełniania braków w zakresie ogólnej wiedzy humanistycznej. Tu studenci muszą być zdani na samych siebie. Dobrze, gdy Szkoła zdoła im uświadomić bezmiar ich niewiedzy. Zdarzają się, rzecz jasna, chlubne wyjątki, tacy, co to i profesora w kozi róg zapędzą.

Umiejętność pracy z aktorem - oczywiste, że jest to podstawowy element warsztatu reżysera. Tylko że tej umiejętności nie ceni, nawet nie zauważa opinia prasowa - mówię opinia prasowa a nie krytyka, bo ta na dzień dzisiejszy ogranicza się u nas do kilku zaledwie nazwisk. Wysokie oceny zdobywają przedstawienia efektowne i efekciarskie; praca z aktorem, niezauważalna reżyseria nie jest w cenie. Młody reżyser szybko się orientuje, co daje rozgłos. A każdy przecież chce być zauważony.

Obserwując pracę młodych reżyserów widzę często pewne - jak sądzę - "odchylenie" w ich metodzie pracy. A jest nim traktowanie spektaklu wyłącznie jako wypowiedzi osobistej, niejako poza świadomością, że każdy spektakl opiera się na konkretnym tekście, zagrany jest przez określonych aktorów.

Myślę, że tylko osobista wypowiedź naprawdę się liczy, zwłaszcza w pracy artystycznej. Nie musi to oznaczać braku szacunku dla dzieła literackiego. Podejrzewam zresztą, że to, co często bierzemy za lekceważenie autora, jest po prostu niezrozumieniem go. Zbyt wątła wiedza, niedostateczna świadomość kontekstu historycznego, literackiego, kulturowego nie pozwala odczytać, co sztuka

naprawdę znaczy. Jeśli nawet chcemy łamać intencje autora, odstępować od jego tez, musimy wiedzieć od jakich. Bronię prawa do wypowiedzi osobistej. Być może dlatego, że sam jestem reżyserem typu "literackiego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji