Artykuły

Perełka

Przez pierwsze kilkanaście minut tego przedstawienia byłem nieco zawiedziony. O "Rodzinie" Antoniego Słonimskiego, komedii z 1933 roku, nie dane mi było wiedzieć zbyt wiele - po wojnie grano ją podobno tylko w Londynie, a u nas nie zaistniała raczej w świadomości powojennego pokolenia. Słowem, szedłem po prostu na Słonimskiego, arcymistrza dowcipu słownego i celnej satyry. Spodziewałem się więc pewnie beczki śmiechu od podniesienia kurtyny, a zetknąłem się z dość banalną introdukcją komedii w nieznośnie kiczowatym wnętrzu przedwojennego dworku, odtworzonym na scenie Teatru Kwadrat. Pierwsze wrażenie nie trwało jednak długo. Rychło rozpoczęła się doskonalą zabawa, by trwać już nieprzerwanie do końca tego uroczego wieczoru.

Cokolwiek pisałoby się dziś - po latach - o "Rodzinie" Słonimskiego, nie sposób jest zaprzeczyć opiniom wydanym o tej komedii już przed wojną. Warto przytoczyć kilka z nich, pomimo że szerzej robi to również program przedstawienia. Tadeusz Sinko określił "Rodzinę" szkicem komedii narodowej (fabula togata), ponieważ przedstawia nie konwencjonalną intrygę, ale rzeczywistość polską rozpatrywaną w porównaniu z tym, co jest na zachód i na wschód od niej". Emil Breiter uznał tę sztukę "za najświetniejszą komedię ostatnich lat". Kazimierz Wierzyński pisał przy okazji tego utworu o "nieporównanym dowcipie słownym Słonimskiego, zapewne jednym z najpełniejszych dzisiaj w świecie". Boy-Żeleński nazywał "Rodzinę" "komedią polityczną dużej klasy". Ich oceny nic nie straciły na swojej aktualności. Komedia Słonimskiego pozostała i długo jeszcze pozostanie prawdziwą perełką swojego stylu - jak określiłby ją jeden z moich sędziwych już znajomych, wytrawny smakosz tego, co piękne, mądre i wartościowe.

Trafił zresztą rodzynek Słonimskiego w nie byle jakie ręce - mistrza dobrego komediowego stylu, Edwardą Dziewońskiego. Ten sam Dziewoński, który z każdego tekstu potrafi zwykle wykrzesać ze swoim zespołem, wystarczająco dużo, by dać publiczności beztroskie wytchnienie na widowni "Kwadratu", w tym przypadku - w zetknięciu z materią literacką wysokich komediowych lotów - daje nam spektakl bestsellerowy. Reżyseruje, jak zawsze, ze smakiem i poczuciem humoru, świetnie obsadza role i prowadzi każdego aktora z rzadkim wyczuciem komedii teatralnej. A przy tym sam gra główną rolę hrabiego Lekcickiego. Gra pysznie!

Ma również znakomitych partnerów Włodzimierz Nowak i Włodzimierz Press otrzymali od Słonimskiego bardzo wdzięczne, ale i trudne zadania w rolach domniemanych synów hrabiego, przybyszów z zagranicy: Hansa i Lebenbauma. Obie role wymagają niezwykłej dyscypliny aktorskiej i - rzekłbym - pewnej dyplomacji. Bardzo łatwo popaść w nich w niestosowny tu ton kabaretowy czy parodystyczny. Tym większe należą się słowa uznania obu wykonawcom za ich kulturę aktorską.

Wybaczy mi sztandarowy komik "Kwadratu" - Jan Kobuszewski, że jego udział w tym przedstawieniu odnotowuję w dalszej kolejności. Przecież jednak pojawia się tu w niewielkiej, ale jakże zagranej (!) roli Wojewody, a konkurują z nim jeszcze tego wieczoru Andrzej Fedorowicz z Haliną Kowalską (Kaczulscy), urocza Lebenbaumowa (Alfreda Sarnawska) i urodziwa Ewa Borowik w roli panienki Marysi. Cały zespół staje na wysokości zadania. Jego jest zasługą, że "Rodzina" Słonimskiego odżyła po latach w pełnym blasku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji