Artykuły

Nowość czyli nic

Bohaterowie są równoważnikami zdań, kreskami na ścianie graffiti postmodernistycznej Europy - o "Łaknąć" w reż. Łukasza Chotkowskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Borough Of Islington z Nowej Siły Krytycznej.

Sarah Kane - te trzy sylaby brzmią jak uderzenie. Jak wstrząs, który wywraca nasz świat do góry nogami. Wydawało się, że w Teatrze Polskim w Bydgoszczy skonstruowano bombę. Młody i gniewny reżyser z postdramatyczną duszą (Łukasz Chotkowski) plus genialna scenograf (Justyna Łagowska), plus czwórka młodych, zdolnych i wyrazistych aktorów (Dominika Biernat, Anita Sokołowska, Michał Czachor i Mateusz Łasowski). Nazwiska, dramat i legenda brytyjskiej pisarki zapowiadały eksplozję. Jaką? Nieważne. Nie chodzi przecież o to, by po obejrzeniu sztuki Kane zbierać ze ścian egzystencjalne flaki i wymiotować pospektaklowe przerażenie w teatralnej toalecie. Idzie raczej o zachłyśnięcie się, choć na chwilę, obrazem, który do tej pory leżał sobie nieodkryty przy którymś z biliona neuronów. W Bydgoszczy żaden wybuch jednak nie nastąpił. Zamiast poruszenia i smaku świeżości zaserwowano chaos udekorowany tradycyjną wisienką buntu w kolorze czerwieni.

Chotkowskiemu nie można odmówić inwencji. Widzowie siedzą w centrum przestrzeni otoczonej czerwonymi ścianami i platformą, po której poruszają się aktorzy. Czerwień to miłość, krew, ból. Czerwień to nit życia i śmierci. Już przed spektaklem wśród szmerów publiczności kiełkuje atmosfera ukrytej tajemnicy. Wbiegają aktorzy. Cztery postacie i akompaniament świetnej muzyki. Czekamy. Czekamy, ale nagle nadmuchany balon pożądania pęka. Przedstawienie od początku musi się bronić, od pierwszych scen widz musi wdrapywać się po drabinie chaosu, łudząc się, że na jej szczycie znajdzie coś, co będzie mógł zabrać do domu.

W "Łaknąć" popełniono błąd, z którym Chotkowski świetnie poradził sobie w "O zwierzętach". Tamta opowieść, podobnie jak dramat Kane, też była nierówna i zawieszona w jakiejś pararzeczywistości. W poprzednim spektaklu Chotkowski przezwyciężył chaos dając widzom oparcie w czterech jaskrawych monologach prostytutek. W "Łaknąć" zamiast szkieletu mamy chaos opisany za pomocą chaosu.

Kontekst spektaklu umiera w niedookreśleniu. Treść jest ledwie wyczuwalna, jak puls starca, który nie ma nikomu nic ważnego do powiedzenia. "Łaknąć" to cztery monologi - spazmy, to krzyk młodych miłosnych idealistów. Na ich zagubienie nie ma recepty. Bohaterowie są równoważnikami zdań, kreskami na ścianie graffiti postmodernistycznej Europy. Chotkowski nie kształtuje ich krzyku, nie nadaje mu zrozumiałej formy. Na scenie panuje depresyjny bałagan. Ciekawy tylko na chwilę. Po kilku minutach zmienia się w kłamstwo, a swój żywot kończy jako niestrawna papka "czegoś".

Niby wszystko współgra. Czerwień dekoracji uwydatnia obolałe z miłości dusze, a multimedialne projekcje stawiają wykrzyknik przy ponowoczesności, konsumpcyjnym zakłamaniu i braku alternatywy. Problem tkwi jednak w sposobie opowiadania ludzkich historii. Bohaterowie są zlepkiem rwanych opisów i emocji. Sceny są wyłącznie podkreśleniem samotności. "Łaknąć" mimo swojej energii jest do bólu jednostajne. To mozolnie budowana mglista mozaika. Na koniec można tylko stwierdzić: "Tak jak od początku podejrzewałem chodziło im właśnie o to (tutaj widz może wpisać dowolne wrażenie, które pojawi się przy pierwszej scenie i do końca go nie opuści)".

Wina niezrozumienia leży również po stronie aktorów. Tylko momentami radzą sobie z tekstem. Jego głębia i surowa prawda rzadko dociera do publiczności. Wygląda to tak, jakby w tym konglomeracie nawoływań najważniejszy był rytm, jakby czas ceniono bardziej od sensu i treści.

Sceniczny bałagan potęgują reżyserskie wtręty, na siłę wprowadzone rozwiązania, które zamiast symbolicznej magii fundują nam tłok. Raz stroboskop, innym razem pulsująca żarówka, później jakiś krzyk, rozerwana lalka, uderzenie w ścianę, gest. "Łaknąć" zabudowane jest niepotrzebnymi wydarzeniami. Nie są to na pewno wskazówki, ale raczej przesyt ozdób. Co rusz na teatralnej choince zapalają się nowe lampki. Po obfitym obiedzie Chotkowski proponuje listek mięty, choć jedzenie podchodzi nam już do gardła.

Jest jednak światełko w tunelu. Końcówka spektaklu jest kojąca i przyjemnie oczywista. Szkoda, że dopiero, kiedy zbliżamy się do upragnionej mety, możemy wysłuchać dwóch mocnych monologów. Szczególnie tekst wypowiadany przez Czachora spełnia swoją rolę. Ostatnia wypowiedź to przerażający opis miłości trywialnej, współcześnie prawdziwej, miłości zbrukanej i skromnej, która wymaga od człowieka największego poświęcenia. "Chcę mówić ci jak bardzo kocham twoje włosy twoje oczy twoje wargi twoją szyję twoje piersi twój tyłek twoją". Cały czas słuchaliśmy i w końcu coś usłyszeliśmy. Kropka na końcu spektaklu jest zwyczajnie piękna.

Spektakl Chotkowskiego daje do myślenia. Niestety nie o substancji teraźniejszej miłości, nie o zagubieniu i poszukiwaniu, nie o czołganiu się we współczesnym błocie niezrozumienia. "Łaknąć" jest argumentem w dyskusji o tym, czy w teatrze nowe jest lepsze od starego. Bydgoskie przedstawienie to dowód na to, że nowość nie powinna być żadnym argumentem. Im szybciej zdamy sobie z tego sprawę, tym mniej jałowych dyskusji przed nami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji