Artykuły

Norwid nieznany

Cyprian Kamil Norwid całle swoje życie był samotny. Jego twórczość wyrastała wprawdie z epoki romantyzmu, ale przegonił tę epokę. Był bliski pozytywistom, ale nie znalazł miejsca dla swej filozofii w ich programie ideowym. Mówił o konieczności wyzwolenia ducha narodowego, ale bał się rewolucji. Na emigracji zbliżał się do kół skrajnej reakcji, potępiał "Legion Mickiewicza", żarliwie bronił instytucji Watykanu przed gniewem włoskiego ludu, upajał się mistycznymi wzruszeniami Krasińskiego, a jednocześnie tworzył wiersze, które trafić miały do niezniszczalnej skarbnicy poezji patriotycznej, walczącej - Fortepian Szopena, Bema pamięci żałobny rapsod, Moja piosnka. Był synem zubożałego szlachetki - magnateria patrzała nań więc z pogardą. Odczuwał to, nienawidził hrabiów i książąt, ale jednocześnie... zazdrościł. Nie miał pieniędzy, a w epoce wczesnego kapitalizmu usuwało to już z towarzystw nawet kawalerów herbowych. Nienawidził więc pieniądza, a jednocześnie marzył o jego zdobyciu. Krytykował rewolucje, snując mrzonki o zgodzie ponadklasowej. Atakował wczesny, ale jakże drapieżny już kapitalizm, nie wypuszczając spod pachy Almanachu gotajskiego. Wzbogacał język poetyckimi odkrywczymi metaforami i neologizmami, ale obok tego błądził w symbolice i jego neologizmy nieraz stawały się dziwolągami. Kochał się żarliwie w słynnej pani Kalergis - córce carskiego dygnitarza i wdowie po dygnitarzu tureckim, słynącej z urody, postaci znanej w całej Europie. Do czasów Wiosny Ludów osoba ta darzyła Norwida - jak można wnioskować z listów i relacji współczesnych - pewną dozą sympatii. Potem jednak stosunek ten ochłódł i zamienił się niemal w nienawiść - tym głębszą, że pani Kalergis obdarzyła nią wszystkich polskich patriotów, dążących do zerwania kajdan niewoli...

Ktoś spyta - tyle o Norwidzie, a kiedy wreszcie zaczniemy mówić o sztuce?

Właśnie te wszystkie sprzeczności, te wszystkie dramaty, które były udziałem Norwida, znalazły odbicie w sztuce Aktor, zaprezentowanej nam na scenie Teatru "Wybrzeże" w Gdyni. Czy nie za dużo tych konfliktów jak na jedną sztukę? Z pewnością za dużo. Utrudnia to czytelność, przejrzystość sztuki, gmatwa generalny wątek, którego wypadkowa tylko pozornie sprowadza się do ironicznego obrazka zbankrutowanego hrabiego zarabiającego na spłacenie długów występowaniem w teatrze, w roli Hamleta.

Ambitny spektakl wybrzeżowy uzyskał świetną obsadę. Bardzo ciekawie przedstawiono nam takie postacie, jak hrabiego Jerzego (Bohdan Wróblewski), byłego guwernera Wernera, w którym Norwid zawarł cząstkę siebie samego i swoich marzeń (Stanisław Dąbrowski), Felcię (Lucyna Has), pełną dramatycznego napięcia w wyrazie swej gry. Elizę - córkę hrabiny (Wiesława Kosmalska) czy wreszcie Faustyna Bizońskiego (Paweł Baldy). W dodatku sztuka otrzymała staranne opracowanie reżyserskie (Teresa Żukowska) i bardzo oryginalnie zaprojektowane kostiumy i dekoracje (Jan Banucha).

Wszystko to jednak nie jest w stanie naprawić nierównej dramaturgicznie, zagmatwanej w swej filozofii sztuki i rozjaśnić jej naczelnej pointy. Sztuka dla widza szukającego przede wszystkim rozrywki i prostych wzruszeń w teatrze nie będzie zrozumiała. Zresztą niełatwy język Norwida wcale nie pomaga w śledzeniu toku myśli autora i akcji - nawet ludziom jak najbardziej zżytym ze sceną.

Na konto Teatru "Wybrzeże" zapisać trzeba i pracowitość i pietyzm dla tradycji naszej dramaturgii, ambicje i odwagę. Na pewno spektakl ten przyczyni się do dalszych odkryć Norwida, poety do dziś będącego wciąż jeszcze zagadką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji