Artykuły

Egzamin ze... wszystkiego

"Next-ex" w reż. Justyny Celedy w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku.

Juliusz Machulski swoją najnowszą sztuką "Next ex" wystawianą w łódzkim Powszechnym udowadnia, ze powinien częściej pisać dla teatru.

Jaki powinien być idealny narzeczony dla mojej jedynej córeczki? Karol - pisarz, pseudointelektualista, ten, co to na wszystkim (i na niczym) się zna, zbyt długo w głowę nie zachodzi, by odpowiedzieć sobie na to pytanie. Przede wszystkim musi umieć wymienić przynajmniej 50 stanów USA, ugotować smaczny rosół, czytać klasyków w oryginale, cenić jego - Karola - własnoręcznie napisane książki oraz być bogaty i wysportowany. Jak nietrudno zgadnąć, dotychczasowi absztyfikanci córki oczekiwaniom ojca nie sprostali, dlatego zostali nazwani przez niego "next ex", czyli kolejnymi byłymi. Czy najnowszy narzeczony, którego do domu przyprowadzi jedynaczka Marysia, zda egzamin ze wszystkiego?

Mistrz polskiej komedii znów pisze dla teatru. Wcześniej spod jego pióra wyszły "Śmierć w najszczęśliwszym dniu", "Jury" i "19. południk" wystawione w Teatrze Telewizji. Tym razem autor "Kilera" dał się namówić na udział w konkursie organizowanym przez łódzki Powszechny na polską komedię współczesną. Sztuka Machulskiego zdobyła w ubiegłym roku drugą nagrodę, dzięki czemu trafiła na deski. Autor swoim zwyczajem kpi z rodzimych przywar i w głos się śmieje z pozerstwa w iście polskim wydaniu. Oprócz trafnej wyliczanki atrybutów, których nie wymienia się w katalogu naszych cech narodowych, smacznego żartu i przewrotnego pomysłu na zakończenie można tu znaleźć bolesną dosłowność ("rosół-srosół") i absurd (monolog o eksterytorialności wygódki - trzeba go jednak usłyszeć, nie ma sensu w tym miejscu wyjaśniać, o co w nim chodzi).

Tekst nie wybrzmiałby jednak tak dobitnie, gdyby nie aktorzy. Chociaż nie wszystkim należą się brawa. Grzegorz Pawlak w roli zaborczego ojca tylko chwilami jest przekonywający, zdarzają się jednak irytujące momenty, kiedy ma się nieodparte wrażenie, jakby aktor szukał akceptacji na widowni i puszczając do niej oko, myślał: "Rozumiecie, teraz się trzeba śmiać". Jego żona - doktor Zyta Barbary Lauks chwilami zachowuje się jak kotka na rozgrzanym dachu wyjęta trochę z innej bajki. Spektakl nabiera tempa i nowych barw, kiedy na scenie pojawiają się zalotnicy beztroskiej Marysi (pełna wdzięku i akuratności Marta Górecka). Najpierw Marcel Jakuba Firewicza, który swoją charyzmą zgarnia całą uwagę widzów, oraz doskonały Jacek Łuczak w roli Eustachego księcia Czartoryskiego. Objawy "hiperwentylacji" w wykonaniu Łuczaka to prawdziwy majstersztyk. Jego przerysowanej i przejaskrawionej jak trzeba roli należy się dodatkowa gwiazdka. Jednym z bohaterów spektaklu Justyna Celeda czyni też zespół muzyczny ustawiony na końcu sceny. Pełni rolę tła i odzywa się, kiedy trzeba rozładować napięcie lub postawić kropkę nad i. Rozpoczyna swój spektakl od dynamicznych i mocnych dźwięków - jakby radosnej uwertury do tego, co zobaczymy za chwilę na scenie. Trafiony pomysł.

Reżyser czyta komedię Machulskiego najprościej, jak się da. Nie bawi się w zbędne zbiegi psychologiczne czy moralizatorskie. Jej spektakl zgrabnie, bez natrętności obnaża nie tylko polską megalomanię, ale też daje ironiczny komentarz. Celeda nie udaje, że jej spektakl jest czymś więcej niż tylko bezpretensjonalną rozrywką i... krótką chwilą prawdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji