Artykuły

Niepisana kawa na ławie słów

258. Krakowski Salon Poezji. Wiersze Jana Brzękowskiego czytali: Przemysław Chojęta i Tadeusz Zięba. Na akordeonie grał Mateusz Gurgul. Śpiewał Tadeusz Zięba. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Czytam stare zdania "Nowych ust" Tadeusza Peipera. Jak bardzo stare? Ten swój odczyt o poezji Peiper wydał w 1925 we Lwowie. Czytam: "Rozgranicza się formę od treści, jak gdyby były to rzeczy nie przenikające się wzajemnie". Dalej idą słowa o zamęcie, co w poczciwych umysłach przaśnych zjadaczy literatury fałszywy obraz naczynia i płynu czyni. I wreszcie - myśl finałowa. Oczywistość.

"Z obrazu tego pochodzi idea, że - jak ten sam płyn można przelać w różne naczynia - tak samo treść można "ubrać" w różne formy. Ale nie. "Ta sama" treść "w" innej formie jest inną. (...) forma jest naczyniem, którego ściany oddziaływają chemicznie na płyn w nim zawarty, zmieniając całkowicie naturę tego płynu. Inaczej: forma wsiąka w treść i staje się treścią".

Te oczywistości starych zdań "Nowych ust" mają już lat 84 - a na świecie wciąż tak samo męczący upór poczciwych umysłów przaśnych zjadaczy słowa drukowanego. Ile razy dziennie człowiek słyszy błagalną litanię: napisz pan to samo, tylko prościej, jaśniej, a zwłaszcza, na Boga!, krócej, nie 20 słów - cztery wystarczą, i żadne tam metafory, tylko po prostu "kawa na ławę"? Nie chce mi się liczyć. Tak jak nie chce mi się detalicznie ustalać ciężaru tej samej, o "kawę na ławę" błagającej, tyle że milczącej litanii, co w niedzielny poranek, gdy na Salonie Poezji Przemysław Chojęta i Tadeusz Zięba wiersze Jana Brzękowskiego czytali, nad krzesłami słuchaczy zawisła.

Zawisło błaganie o prostotę, choć przecież w strofach Brzękowskiego nie ma żadnych wydumanych "krzywizn" poetyckich. Jest w wierszach tych tylko to, a raczej są one tylko tym - spokojnym słownym ucieleśnieniem zasad, które Brzękowski i kilku innych, na czele z Peiperem, między 1922 a 1927 ustalali, tworząc grupę tzw. awangardy krakowskiej. "Proza nazywa, poezja pseudonimuje" - uczył Peiper. I dalej: w poezji "słowny ekwiwalent oddala się coraz bardziej od imienia rzeczy". Rzecz sama przestaje być ważna - ważne staje się ciało zdań. Pytanie: o czym wiersz jest? - pięknie zdycha. Błaganie o "kawę na ławę" - głupie się okazuje, bo w istocie już właśnie tak jest: oto napisana kawa na ławie słów.

Co w sądach tych jest karkołomnego? Nic. Oczywiste są, tak jak oczywiste było czytanie Chojęty i Zięby. Spokojne, nie wysilone, nie umordowane niby dziwaczną składnią, niby bombastyczną metaforyką, niby nieludzką rytmiką i niby cudacznymi rymami. Nie wykrzywiali twarzy nad wydumanymi "krzywiznami" wierszy Brzękowskiego po prostu dlatego, że tam nie ma wydumanych, ani też nie wydumanych "krzywizn". Tam, za plecami zdań, tkwi jedynie cicha prośba, by fraz nie brać za wytrychy do realności, bądź za kalki rzeczy i uczuć, bo same frazy już są rzeczami, uczuciami, są - tylko sobą. Tak, stareńką awangardę czytali naturalnie, jak naturalnie bułkę z masłem się je. I właśnie dlatego wyłuskali z niej stos wzruszeń kruchych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji