Artykuły

Horror buffo z lekka obryzgany kałem

"Sztuka dla dziecka" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Mar w portalu jelonka.com.

Miała być futurystyczna komedia, wyszedł popkulturowy kicz. To niestety najkrótsza ocena sztuki, która po raz pierwszy została wystawiona na dużej scenie jeleniogórskiego Teatru im. C.K. Norwida w miniony piątek. "Sztuka dla dziecka", bo taki tytuł nosi owo dzieło, powstawało w wielkich bólach, chociażby dlatego, że nie było pieniędzy na jego przygotowanie pod koniec ubiegłego roku. Prezydent jednak znalazł jakieś "zachomikowane" 30 tysięcy, dołożył do setki jaką teatr dysponował i sztuka powstała. Wyreżyserowała ją Monika Strzępka, jedna z modniejszych reżyserek teatralnych. Napisał Paweł Demirski, jak mówi teatralna plotka, przy stoliku w teatralnej kawiarni, a po kolejne rozdziały schodził posłaniec, żeby je natychmiast zanieść na scenę. Ten pośpiech widać aż nadto podczas prapremiery.

Chaotyczne sceny, upaćkane rozdeptywanymi ciepłymi lodami, ozdobione kałem w pielusze dziecka-spadochroniarza i na twarzy Królowej. Gęsto przetykane wulgaryzmami, które nie mają żadnego sensu w biegu akcji. Mówiono, że było ich zbyt dużo w przebojowym "Testosteronie", gdzie mają uzasadnienie wynikające z treści sztuki. Tutaj takiego uzasadnienia nie dostrzegłem, a "mięcho fruwa" po scenie nieustannie.

Zapowiedzi były bardzo obiecujące. - Political fiction. Horror buffo i czarna komedia o Europie, w której spełnił się najczarniejszy scenariusz. Nazistowskie Niemcy wygrały wojnę i zjednoczyły podbite kraje. 70 lat później, na drzewie jednego z europejskich miast pojawia się zaplątane w spadochron dziecko.

Dziecko, dość wyrośnięte się pojawiło w spadochronie zwieszonym na drzewie, ale cała reszta mało przypomina tę zapowiedź. Dlaczego w Europie (chyba raczej Germanii) zjednoczonej teutońskim porządkiem i organizacją, panuje typowo socjalistyczny syf i bałagan? Dlaczego rzeczywistość nawiązuje garściami do dzisiejszej popkultury i polityki, która była śmiertelnym wrogiem nazistów? (Białoruski przemytnik przebrany za fauna czy serial "Seks w wielkim mieście"?). Do tego rok 68 i denazyfikacja, czyli a rebours bunt zachodniej młodzieży przeciwko powojennemu skostnieniu. W Polsce był to jednak głównie rok wypędzenia polskich obywateli narodowości żydowskiej i nikczemna postawa wielu Polaków. Takich chybionych skojarzeń jest bez liku.

Wielka szkoda, że tak niewiele wynika z doskonałej gry większości aktorów i aktorek. Jak zawsze niezawodny Włodzimierz Dyła, Piotr Konieczyński, Małgorzata Osiej-Gadzina w roli Leni Riefenstahl czy Marcin Pempuś w roli dziecka z kupą w majtkach, to tylko najbardziej widoczne postaci. Cały zespół mógł stworzyć śmiało nazistowski horror, wyszedł spektakl, w którym niezwykle zabawnym momentem jest rozbijanie pomidora na głowie strażnika. Pomidor rozbryzguje się na siedzących w pierwszym rzędzie. Ubaw po pachy, prawie jak w Monty Pythonach.

Niestety, wydaje się, że ekipa pana Klemma nie widzi już sztuki bez wymiocin z pogryzionych jabłek, ani bez ekskrementów, którymi po obliczach mażą się aktorzy. Doszło do tego, że teatr trzeba będzie omijać, bo śmierdzi jak... wiadomo co.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji