Artykuły

Cabaret

Musical "Cabaret", jak niemal wszystkie wielkie dzieła tego gatunku, dotarł do nas z opóźnieniem "zaledwie" 26. lat, licząc od dnia jego broadwayowskiej premiery. Choć jest on muzyczną wersją sztuki Johna Vandrutena "I am a Camera", opartej z kolei na podstawie powieści "Berlin stories" Christophera Isherwooda, to jednak kojarzy się niemal wyłącznie z arcygenialnym filmem Boba Fosse'a i z niezapomnianymi kreacjami Lizy Minelli, Joela Greya i Michaela Yorka.

Pierwszy skruszył lody Jan Szurmiej, wystawiając musical {#au#1610}Kandera{/#}, Masterotfa i Ebba we wrocławskiej Operetce w czerwcu zeszłego roku. W niespełna trzy miesiące po tym wydarzeniu, Teatr Rozrywki w Chorzowie zaprezentował swoją wersję tego utworu w inscenizacji i reżyserii Marcela Kochańczyka. I właśnie to przedstawienie mieliśmy okazję gościć przez dwa wieczory w Teatrze Słowackiego.

Cała uroda chorzowskiego spektaklu sprowadza się niestety tylko do jednego, ale za to pokazanego z największą konsekwencją wątku uczucia dwojga starszych ludzi: Fraulein Schneider (Elżbieta Okupska) i Herr Rudolfa Schulza (Stanisław Ptak). Aktorzy ci wzruszająco rozegrali i wyśpiewali tragiczną historię Żyda i Niemki, którym strach przed terrorem, podszytym bzdurną ideologią, odbiera prawo do bycia razem. Uwierzyłem.

Natomiast zupełnie niewiarygodna jest pierwszoplanowa para (Maria Meyer) i Clifford Bradshaw (Cezary Jakubicki) utopiona w przesadnej i pustej opozycji: nadekspresyjna ona i ślimakowaty on. Reszta jest równie beznamiętna: nijaka atmosfera kabaretu "Kit Kat", w którym, pomiędzy nieciekawym tłumem snują się nie wzbudzające żadnych emocji girlsy, sympatyczni faszyści, w imieniu których milutki chórek łagodnie zanucił pieśń "Jutro świat będzie nasz" i nawet Fraulein Kost (Lidia Majerczak), trudniąca się najstarszym zawodem świata, zasługuje jedynie na miano potulnego baranka. Za łagodnie!

Jacenty Jędrusik w roli Mistrza Ceremonii, choć nie wnosi wiele dziegciu do tej beczki z miodem, to przynajmniej stara się być także troszkę perwersyjny. Cóż z tego, skoro wszystko na dystans i żeby - Boże uchowaj! - nie naruszyć wartości.

Nie takie jest życie i jeśli ma być ono, jak w piosence, kabaretem, to nie taki powinien być ten "Cabaret". Chyba, że wyciągniemy wnioski ze śpiewającego obok orkiestry chóru, z niemiłosiernie trzeszczących kabli od mikrofonów i z "gubiących" głos aktorów. Tak, teraz jesteśmy w domu...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji