Artykuły

Stefan Żeromski do tańca

"Dzieje grzechu" w reż. Anny Kękuś-Poks w Teatrze Muzycznym we Wrocławiu. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczposolitej.

"Dzieje grzechu" na muzycznej scenie. Żal patrzeć, że tyle twórczego i organizacyjnego wysiłku włożonego w przeniesienie powieści dało tak marny efekt.

Utwór Stefana Żeromskiego (1906 - 1908) jest historią Ewy Pobratyńskiej. Piękna dziewczyna zakochuje się w żonatym Łukaszu Niepołomskim. Kiedy mężczyzna wyjeżdża do Rzymu, aby się starać o rozwód, okazuje się, że Ewa jest w ciąży. Pod wpływem szoku zabija dziecko. Dowiaduje się, że jej ukochany poślubił po rozwodzie posażną pannę.

Ewa zmienia kochanków, w końcu zostaje prostytutką. Zmuszona do udziału w bandyckim napadzie na mieszkanie Łukasza ostrzega ukochanego, lecz trafiona kulą umiera na jego rękach.

Skandalizującą kiedyś, acz poczytną powieść adaptowała i wyreżyserowała Anna Kękuś-Poks. Jej inscenizacja to jednak ciąg smutnych nieporozumień.

Muzyka Krzesimira Dębskiego i teksty Michała Zabłockiego tworzą może i ciekawe piosenki, acz związek z opowiadaną historią mają raczej luźny. Zamiast popychać akcję do przodu, mocno ją spowalniają, co przekłada się na nudę czterogodzinnego przedstawienia.

Piosenki dają odtwórcom głównych ról okazję do wokalnych popisów. Ale brakuje im swobody przejścia od aktorskiej gry do śpiewu. Zawsze widać granicę, którą wykonawca pokonuje, nim wejdzie w skórę śpiewaka.

Nie inaczej się dzieje z baletem, dziwacznie odzianym w czerwone opończe i takież pilotki na głowach. Takie krasne stworki ni stąd, ni zowąd zaczynają śmigać między bohaterami opowieści tylko dlatego, że przyszła kolej na ich występ. Jedynie w scenie rozegranej w kasynie tancerze byli ubrani jak reszta skupionego przy stolikach towarzystwa i tylko ten układ choreograficzny nie robił wrażenia doklejonego na siłę.

Główna przyczyna rozwarstwienia poszczególnych elementów widowiska leży w niedopracowanej adaptacji. Najbardziej uwidoczniło się to w scenografii.

Wielość miejsc akcji sprawia, że sztankiety z dekoracjami pełną parą jeżdżą wciąż w górę i w dół, a pracownicy techniczni stale coś taszczą, przenoszą, przesuwają, meblują. Przygotowanie takiej sceny trwa niekiedy dłużej niż ona sama, nic tedy dziwnego, że ekipa pana Miecia wyszła w finale do ukłonów. Sprawia to jednak wrażenie widowiska sponsorowanego przez firmę od przeprowadzek.

Odtwórcy postaci pierwszego planu radzą sobie wcale dobrze. Wyjątkiem są sceny łóżkowe, które robią wrażenie puszczonych na żywioł. I do tego wyzbytych wdzięku. Bez względu na osobę partnera - ukochanego, kochanka, gwałciciela - seks Ewy Pobratyńskiej (Justyna Szafran) wyglądał z każdym nieomal tak samo. A bez pomysłu na te sceny inscenizatorka nie powinna przystępować do pracy. Ponadto tęczowa maseczka na twarzy Grzechu (Marek Bałata) to wątpliwy wabik, skoro powszechnie wiadomo, że najlepszymi kusicielami są wysłannicy piekieł. Jego wspaniały głos to kolejny rodzynek w tym przerośniętym cieście, w którym jednak zrobił się zakalec.

***

Literatura w teatrach muzycznych

Blues-operę "Kuglarze i wisielcy" według "Człowieka śmiechu" Wiktora Hugo stworzyli: Jacek Kaczmarski, Jerzy Satanowski i reżyser Krzysztof Zaleski (Teatr Nowy w Poznaniu, 1994). "Annę Kareninę" w adaptacji Krzysztofa Korwina Piotrowskiego z muzyką Andrzeja Zaryckiego, w reż. Józefa Opalskiego, wystawił Gliwicki Teatr Muzyczny (2007). Musical "Dyzma" Tadeusza Dołęgi-Mostowicza w adaptacji Henryki Królikowskiej i Wojciecha Młynarskiego z muzyką Włodzimierza Korcza, w reż. Laco Adamika grany był w Teatrze Rozrywki w Chorzowie (2002). W Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu można zobaczyć "Ferdydurke" według Witolda Gombrowicza z librettem Rafała Dziwisza, muzyką Piotra Dziubka, w reż. Wojciecha Kościelniaka (2008).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji