Artykuły

"Rzecz Listopadowa" w Katowicach

"Rzecz listopadowa" Ernesta Brylla miała na przestrzeni roku osiem premier i jeszcze na długo przed realizacją sceniczną stała się ważnym wydarzeniem literackim. Żadna po wojnie nie przeżyła tak triumfalnego pochodu na scenie, dawno również - niektórzy twierdzą, że od "Wesela" - nie mieliśmy sztuki tak głęboko polskiej. Tematem, dramatu Brylla jest polskość w najszerszym rozumieniu tego słowa: rozważania nad współczesną egzystencją Polaka, obciążonego całym bagażem historii.

"Rzecz listopadowa" stała się wydarzeniem teatralnym także i dlatego, że jej pierwsze różnorodne realizacje firmują tacy reżyserzy jak: Skuszanka, Krasowski, Dąbrowski, Okopiński. Do tej pory krytyka teatralna najkorzystniej ustosunkowała się do przedstawienia wrocławskiego Skuszanki i Krasowskiego.

Bogatą jut kolekcję sceniczną "Rzeczy listopadowej" powiększyła inscenizacja Józefa Szajny w katowickim teatrze, której należy wróżyć szerszą dyskusję.

Sam utwór nie jest zamkniętym dramatem, stanowi rodzaj poetyckiego reportażu, który inwencja reżysera może wszechstronnie rozbudowywać i wypełniać. Nie ma tu tradycyjnej fabuły, ani zamkniętych konfliktów ludzkich, sztuka jest formą collage'u, który wypełniają dotychczasowe liryki Brylla i symboliczne scenki ukazujące panoramę losów ludzkich. Osobą, uruchamiającą sytuacje i sceny, staje się zagraniczny dziennikarz, człowiek najzupełniej obcy i wszystkim niezmiernie zdziwiony, szukający za wszelką cenę sensacji.

Rzecz jasna tak luźny scenariusz to była przysłowiowa woda na młyn Szajny. Lubi on interweniować w tekst a nawet dezorganizować dla własnej użyteczności teatralnej. Nie tylko poprzestawiał kolejność obrazów, co było w środku, przesunął na początek, ale nawet poscalał postacie i wprowadził w pantomimie nowe. Tekst stał się tu najwyraźniej tylko pretekstem do jego wyobraźni. Czuły pozostał jedynie na tonacje martyrologiczne i właściwie stworzył z "Rzeczy" Brylla nowy zupełnie utwór, coś w rodzaju etiudy oświęcimskiej czy jak to już nazwano - narodowych zaduszek. W tych obrazach, które zwracają się ku dramatycznej przeszłości, jest też najbardziej wstrząsający. Pozostawia ich w pamięci wiele - jak ową scenę z warszawskim kanalarzem, który z otworu ulicznego wyrzuca na światło dzienne "resztki" powstańcze - dziecięce rączki, strzępy munduru, karabiny; jak ową scenę egzekucji, w której na odgłos strzałów odmykają się w tylnej ścianie klapy, uformowane na kształt ludzkich sylwetek, czy wreszcie jak ową scenę cmentarną, w której rząd strzelistych, zapalonych świec przybliża się stopniowo do proscenium, nieruchomieje w symbolicznym znaku, pokazując, iż dla Polaka nie ma ucieczki od grobów.

Z malarskiego punktu widzenia obrazy te są jedyne w swoim rodzaju i nie do podrobienia. Czy tak myślał Bryll? Czy i on upajał się grozą? Oczywiście Bryll nie unika w swojej sztuce obciążeń martyrologicznych, ale odwołuje się nie tylko do tragicznej przeszłości Polski. Polska interesuje go żywo i w warstwie współczesnej, niekoniecznie patetycznej. Często pojawiają się tu elementy komediowe i ironiczne.

Szajna zawęził wymowę utworu, ograniczając dyskusję do związku dnia dzisiejszego z... grobami. Skomasowane postacie powodują nieczytelność wielu wątków, a nawet ich spłycenie czy zbrutalizowanie. Tak się dzieje np. z rolą. jaką powierzono Jadwidze Wrońskiej. Gra ona przejmująco, ale połączenie w jedno dwóch postaci, z których pierwsza ma być symboliczną matką Polką, opłakującą śmierć syna, a druga współczesną warszawską cwaniarą, kokietującą zabandażowanymi udami - staje się czymś niesmacznym i nieznośnym. Również niejasna jest rola Adama Kwiatkowskiego, który uosabia równocześnie Obcego i Artystę z buldogiem. Aktor ten zresztą obrał fałszywą koncepcję sposobu bycia zagranicznego dziennikarza, zgrywał się po prostu.

Kiedy się pierwszy raz ogląda to przedstawienie, staje się ono ledwie zrozumiałe. Pozostaje oczywiście jakieś ogólne wrażenie o bolesnej złożoności polskich losów, przede wszystkim dzięki zaletom malarskim widowiska. Ale to one właśnie, ich przeładowanie, uniemożliwiają skoncentrowanie się nad tekstem, zastanowienie się nad faktem, że przecież mamy do czynienia z najświetniejszą współczesną poezją.

Rzecz jasna i aktorzy przytłoczeni zostali owym bezmiarem kukieł, szmat, bandaży, tak typowych dla scenografii Szajny. Na ogół jednak potrafili się oni dostosować do wszystkich udziwnień inscenizacyjnych i uzyskać w tym galimatiasie nawet dozę indywidualności, co trzeba przede wszystkim powiedzieć o Barbarze Kobrzyńskiej, aktorce szybko wysuwającej się na czoło zespołu katowickiego, która całkowicie obandażowana wystąpiła w roli Dziewczyny i Kobiety, oraz o aktorach: Mieczysławie Jasieckim, Tadeuszu Sobolewiczu, Władysławie Kornaku, Marianie Skorupie i Lilianie Czarskiej.

Przedstawienie Szajny bezsprzecznie należy do trudnych. Jeśli jednak widzowie nie szukają w teatrze tylko płochej rozrywki, polecam je gorąco. Daje ono mocne przeżycie, daje dużo do myślenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji