Artykuły

Teatr to samotność czy wspólnota?

Peter Brooki, legendarny, 83-letni reżyser, wziął udział w inauguracji Roku Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu. Opowiadał o tym, co łączyło go, a co dzieliło z polskim twórcą - relacjonuje Janusz R. Kowalczyk w Rzeczposplitej.

Aulę Ossolineum we Wrocławiu zapełniła w czwartkowy wieczór rzesza ludzi. Ci, dla których zabrakło słuchawek, cisnęli się przy kabinie tłumacza. Atmosfera, początkowo podniosła, szybko przemieniła się w pełną ciepła i bezpośredniości promieniejących od angielskiego gościa.

Można było poprosić go o autograf w książce "With Grotowski. Theatre Is Just a Form", którą wydał właśnie w 10. rocznicę śmierci polskiego przyjaciela. Pracę współredagowali Paul Allain, Grzegorz Ziółkowski - dyrektor Instytutu im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu i Georges Banu - prowadzący spotkanie.

Lepiej być samemu

Peter Brook [na zdjęciu] opowiadał (po francusku i angielsku) o związkach łączących go z Grotowskim. Wskazywał podobieństwa, ale i różnice w podejściu ich obu do teatru. Grotowski skupiał się na wewnętrznym świecie aktora, który przestawał być odtwórcą. Po odrzuceniu wszystkiego, co zewnętrzne, nie ma już aktora ani widza, tylko samotny człowiek odgrywający swój ostateczny dramat.

- Jerzy stworzył ciąg przedstawień, które miały olbrzymi wpływ na teatr na całym świecie - mówił Brook. - Bez nich nie doszedłby do konkluzji, by ograniczać liczbę osób na sali. Wypraktykował coś bardzo intymnego.

Teatralna droga Brooka wiedzie w przeciwnym kierunku. Widowisko wyprowadza nas z samotności. Dlatego zawsze dba o intensywną obecność aktora i widzów. Wspólnie tworzą oni porozumienie o niezwykłej sile, umożliwiające przełamywanie barier; kiedy prawda prywatna i publiczna stanowią części tego samego doświadczenia.

Georges Banu przypomniał Ryszarda Cieślaka, którego Brook (obok innego Polaka Andrzeja Seweryna) zaangażował do "Mahabharaty".

- To cud, że Grotowski znalazł Ryszarda Cieślaka. Aktora, którego mógł prowadzić coraz bardziej w głąb jego wnętrza. Nigdy nie spotkałem tak fenomenalnie przygotowanego wykonawcy. Był akrobatą zdolnym do wszystkiego: od emanacji pełni istoty ludzkiej po inkarnację boskości. W "Mahabharacie" grał niewidomego króla, kontrolując mięśnie po czubki palców. Poruszał się i wyglądał jak ślepiec. Przyznał, że nigdy nie wykonał tak wyczerpującej pracy.

Znika człowiek, pozostaje energia

Ostatni okres twórczości Grotowskiego we włoskiej Pontederze odbywał się pod hasłem "teatr jako wehikuł", które podsunął mu Brook.

- Luksusowy samochód może być pięknym wehikułem, lecz ja jeździłem małym twingo i on mi wystarczał. To tylko przedmiot, a nie rzecz święta - wyjaśnił teraz we Wrocławiu. - A teatr tradycyjnie wywodził się z miejsc świętych. Np. w sufizmie wewnętrzny stan medytacji przybiera zewnętrzną postać tańca. Wirujący derwisze wprawiają ciało w coraz szybszy ruch. Osoba derwisza znika, widzimy samą energię, coś nieomal przezroczystego. Z chwilą zatrzymania tancerz spokojnie wraca do wehikułu, którym jest jego ciało.

- Takim nośnikiem jest też np. butelka - kontynuował wywód Brook. - To forma, wypijemy zawarty w niej płyn, ale tam nadal coś jest, mianowicie pustka. Grotowski najpierw zajmował się formą, później "płynem", wreszcie tym, co mieści się w owej pustce. W Indiach zobaczył coś pośredniego między nią a formą - technikę np. oddychania, dzięki której, podobnie, jak w przypadku tańczących derwiszów, człowiek staje się częścią czegoś większego. W aktorskiej zaś praktyce jest to ów piękny stan, kiedy w teatrze pojawia się cisza. Wszystkie sprawy znikają i nikt nie myśli o sobie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji