Artykuły

Łódź. Maria Guleghina w koncercie solistów MET

Operowa sława, Maria Guleghina [na zdjęciu] nazywana jest "wokalnym cudem". To jedna z niewielu na świecie przedstawicielek tzw. rosyjskiej szkoły wokalnej, zdolna kreować nowe oblicze klasycznej muzyki włoskiej. Artystka zaśpiewa 4 kwietnia w koncercie "Gwiazdy Metropolitan Opera w Łodzi".

Pochodząca z Odessy rosyjsko-ukraińska sopranistka zasłynęła interpretacją tytułowej roli w "Tosce" Pucciniego. Wyspecjalizowała się w operach Giuseppe Verdiego i wykonuje główne partie w imponującej liczbie jego dzieł, np. w "Aidzie", "Makbecie", "Nabucco", "Trubadurze", "Balu maskowym", "Ernanim", "Oberto" , "Otellu", "Mocy przeznaczenia", "Don Carlosie", "Simonie Boccanegra", czy "I due Foscari".

Guleghina stosunkowo późno stanęła na scenie. Miała 26 lat, kiedy debiutowała w Operze Narodowej w Mińsku. A już dwa lata później, w 1987 r. zaśpiewała z Luciano Pavarottim w "Balu maskowym" na deskach mediolańskiej La Scali!. Znana jest z częstych występów z wielkim tenorem. Oglądali ją widzowie największych scen operowych w Europie i Stanach Zjednoczonych, m.in. Royal Opera House, Covent Garden w Londynie, Opery Paryskiej, Wiedeńskiej Opery Państwowej (Staatsoper), Opery Narodowej w Japonii, Arena di Verona - gdzie dostała nagrodę Giovanniego Zanatella za sensacyjny pierwszy występ - i wreszcie nowojorskiej Metropolitan Opera, gdzie zadebiutowała w 1991 r.

Krytycy z entuzjazmem opisują jej śpiew. Recenzent "New York Timesa" po premierze "Aidy" w Met, pisał: "(...) Maria Guleghina rozpoczęła arię niezwykle miękko, a jej głos stopniowo nabierał siły, by wreszcie rozbłysnąć ponad rzędami chóru i solistów, płynnie, niemal bez wysiłku czy zmiany w tonacji - jakby srebro przemieniło się w złoto. Swoim wyraźnym, zdecydowanym brzmieniem potrafi przykuć uwagę publiczności jak w efekcie filmowego zbliżenia. Przejmująca aria Guleghiny nie jest jednak władczym rozkazem, raczej nawoływaniem bratniej duszy. Jej modlitwa przywołuje uczucia jednostkowego człowieka, wyniesionego ponad zawieruchę polityczną czy wojenną. To modlitwa, która zostaje wysłuchana". Artystka wzbudziła też zachwyt hiszpańskich recenzentów grając w Sewilli Normę, tytułową rolę w operze tragicznej Vincenzo Belliniego. Dziennikarz "El Pa~s" stwierdził: "Muzyka i dramat płyną w jej żyłach, a ona niesie je dalej w wyjątkowo przekonującym stylu".

Mistrzowskie kreowanie tak mocnych postaci - największych heroin światowej opery - wymaga nie tylko mocnego głosu, ale i charakteru. A Maria Guleghina nigdy nie należała do słabych. Matthew Gurewitsch w poświęconym jej artykule "A Soprano Who Stands Time's Test" przywołuje historię ulicznego napadu w Odessie. Młoda Maria broniła się przed trzykrotnie od niej starszym chuliganem, ustępując dopiero, gdy złamana kość ramienia przebiła jej skórę. W domu przewiązała rękę chustką, a do szpitala trafiła następnego dnia, kiedy jej matka odkryła krew na pościeli. - Ojciec nigdy nie zachęcał mnie do walki - wspominała artystka. - Ale mówił też, że jeśli zamierza się walczyć, to albo trzeba zwyciężyć, albo mieć odwagę przegrać.

Tę zasadę Guleghina wciela na scenie, śmiało dobierając sceniczne postaci - kobiety silne, władcze, żądne krwi. Bywało, że w operze Verdiego grała Lady Makbet, popadającej w obłęd, morderczej królowej, a miesiąc później na innej scenie stawała się Abigaille, bezwzględną wojowniczką i córką króla Babilonu z "Nabucco". Bliska była jej zawsze tradycja głęboko zaangażowanego aktorstwa, gdzie - jak ją uczył reżyser Piero Faggioni - życie postacią nie zaczyna się na pięć minut przed wejściem na scenę, a pochłania całe jestestwo aktora. Dlatego też, zdaniem Bruce'a Zemsky'ego, jej menedżera z Columbia Artists Management, umiejętność niemal jednoczesnego tworzenia tak wyrazistych, wyczerpujących ról potwierdza, że Maria Guleghina jest w świecie operowym "rzadkim okazem ginącego gatunku".

Sama zaś, pytana o międzynarodowy sukces, mówi głównie o pracy i warsztacie. - O sile głosu nie decydują kolejne piosenki i arie, a wieloletnie ćwiczenia - cytuje jej wypowiedź Matthew Gurewitsch. - Kiedy ludzie mówią o 12-letnich piosenkarzach, to tak jakby człowieka robiącego zdjęcia z samolotu nazywali pilotem. Za sukcesem śpiewaka, który się długo utrzymuje, stoi przede wszystkim gruntowne wyszkolenie. Prawdziwy głos, który utrzyma się przez 30, 40 lat nie będzie gotowy w jeden dzień

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji