Artykuły

Aktorki, Aktorzyce

"Stworzenia scenicznie" w reż. Roberta Czechowskiego w Teatrze Lubuskim w Zielonej Górze. Pisze Andrzej Buck w miesięczniku Puls.

Nawet nie było to zbyt nużące - powiedział do mnie widz wychodzący ze spektaklu - premiery, której doczekaliśmy się w trzy miesiące po zakończeniu przerwy wakacyjnej. A osoba bardzo życzliwa Teatrowi zauważyła, że rzecz jest o przemijaniu, bezwzględnym upływie czasu człowieczego istnienia i obecności na Ziemi.

Nie wróżę jednak szerszego sukcesu artystycznego najnowszej premierze LT chociażby dlatego, że - pomimo braku takiej deklaracji - mimo wszystko, mieści się w zapowiadanych projektach edukacyjnych Teatru w ramach których zobaczymy wkrótce przedstawienie "W amfiteatrze Dionizosa", poświęcone dziejom teatru greckiego. Po obejrzeniu "Stworzeń scenicznych" (1993) brytyjskiej autorki April De Angelis z pewnością zapamiętamy (jeśli przeczytamy program teatralny), iż właśnie w XVII wieku kobiety po raz pierwszy wkroczyły do teatru elżbietańskiego. Stało się tak dlatego, że król Karol II oczekując na rozpoczęcie przedstawienia niecierpliwie dopytywał się o przyczynę opóźnienia . Usłyszał wówczas, że aktor mający grać Kobietę właśnie goli nogi. Niech więc grają kobiety - zadecydował. I to jest moment ważny. Ale czy wystarczający?

Tekst "Stworzeń scenicznych" nie posiada dynamicznej akcji, nie zmierza do rozwiązania jakiejś intrygi, jest raczej spowiedzią pięciu kobiet, dodajmy czterech Aktorek XVII wiecznej Anglii. April de Angelis wprowadziła do dramatu autentyczne postaci z historii teatru. Ale nie tylko, także pokazała brutalizm relacji interpersonalnych wówczas. Tamten angielski świat, nie przeżywał jeszcze lekcji wrażliwości, w przeciwieństwie np. do Francji. Walka o miejsce w teatralnej hierarchii toczyła się obok rozgrywających się igrzysk i rywalizacji zwierząt (niedźwiedzi).

Dzisiaj, okazuje się, że świat środowisk aktorskich to rzeczywistość która niewiele się zmieniła. Co prawda coraz mniej dominuje w nim walka o godność, więcej zaś obecności atrybutów donosu, brutalnej rywalizacji, deprecjacji debiutantek, itp. Zatem, kiedy śledzę losy postaci spektaklu brak we mnie współczucia dla starzejącej się Pani Betterton (w tej roli Elżbieta Donimirska), która symbolizuje proces przemijania i ludzkiej marności (vanitas vanitatum et omnia vanitas). Ponieważ idea ta dotyka od wieków nas wszystkich. Poza tym Betterton, dopóki jest na topie, potrafi bez skrupułów sekować młodszą koleżankę Panią Nell Gwyn (w tej roli znakomita Karolina Honhera, która udowadnia, że można zbudować rolę bez kolejnych powtórek warsztatowych). Betterton zaś nie udało się niestety wyjść z durrenmatowskiej postaci Starszej Pani. Nie dostrzega ona, że krzyk jako znak teatralny, w spektaklu należy stosować z umiarem. To też uwaga dla Pani Farley (Anna Zdanowicz), której na scenie i w życiu teatralnym nic się nie udaje (a bycie utrzymanką nie jest sposobem na niedostatki aktorskiej profesji). Obok roli Honchery odnotowuję kolejne, dojrzałe pojawienie się na scenie Marty Artymiak (w roli Pani Marshall). Bardzo świadomie uzewnętrznia swoje emocje(mocno poprowadzona rola w scenie usuwania ciąży Pani Farley).

Dobrze też, że w spektaklu, i w Teatrze pojawiła się Elżbieta Lisowska-Kopeć (Doll Common). To jest - wydaje się - aktorka (w spektaklu garderobiana) szlachetneego skupienia i niezwykłego tragizmu, który jest dozowany przez dwie godziny spektaklu z niezwykłym umiarem.

Kostiumy w tym przedstawieniu (projekty Elżbiety Terlikowskiej) miały szansę stać się atutem nowej realizacji Teatru. Przeniesienie inscenizacji spektaklu w przestrzeń Sali Kameralnej zmniejszyło dystans pomiędzy przestrzenią widza a przestrzenią aktora. W rezultacie zamiast magicznego, wykreowanego też światłem barwnego obrazu plastycznego atakuje nas realizm teatralnej szaty bez owej teatralnej, możliwej do wykreowania, magii.

Tekst "Stworzeń scenicznych", jest oczywiście partyturą, która daje szansę na aktorskie kreacje, ale ileż możemy znaleźć tytułów, dających szanse na kreacje. Dlatego mam pretensje do reżysera, że powraca do tekstu, który wystawił niedawno w teatrze kaliskim. W teatrze jest bowiem taka niepisana zasada, że powrót do tekstu następuje z jakiegoś istotnego powodu, dodajmy powodu artystycznego. Teatr nie musi być jak angielska farsa, którą możemy wystawiać wielokrotnie, jak rzemieślnicy, zmieniając tylko obsadę. Teatr nie musi przez to ograniczać swojego działania do przestrzeni stutysięcznego miasta. Już wcześniej ks dr Andrzej Draguła wielokrotnie pisał o konieczności obecności teatru w kraju, na festiwalach. Żadna niestety premiera ostatniego roku takiej szansy sobie nie stworzyła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji