Artykuły

Za ile pójdzie porsche Agaty Kuleszy

- Nikt mi nic za darmo nie dał i lepiej niech tak zostanie - Z AGATĄ KULESZĄ, która wygrała śmigłe auto w "Tańcu z gwiazdami" i równie szybko oddała je na zbożny cel Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, rozmawia Magdalena Rigamonti.

Najszybszą atrakcją niedzielnego finału Orkiestry Owsiaka będzie porsche boxter (245 km, 6 s do setki, 258 km/godz.).

Podobno to obciach jeździć porsche po Warszawie.

- Nie wiedziałam. Naprawdę?

Myślałam, że właśnie dlatego oddała Pani swój wóz na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

- Nie, chociaż porszak pewno dziwnie by wyglądał, stojąc pod moim blokiem na warszawskim Ursynowie. A co do obciachu, to myślę, że teraz, kiedy ten samochód będzie miał przyklejone serduszko WOŚP, będzie jedynym porsche, którym wręcz wypada jeździć.

Takie auto w salonie kosztuje 215 tys. złotych. Czemu go Pani nie sprzedała?

- Bo już teraz ktoś chce za nie dać 255 tys. Zadzwonił do mnie Jurek Owsiak i powiedział, że za taką kasę można kupić jeden ultrasonograf. W niedzielę może ktoś zapłaci za ten samochód jeszcze więcej, a złośliwi będą mogli z radością stwierdzić, że zrobiłam sobie świetną reklamę.

Sobie, no i firmie Porsche.

- Na to nie wpadłam. W każdym razie żaden menedżer do mnie nie dzwonił i nie proponował, bym została twarzą Porsche. (śmiech). Tak więc nie ubiłam interesu. A nawiasem mówiąc, nie brałam udziału w "Tańcu z gwiazdami" po to, żeby wygrać porsche. Choć im bliżej był finał, tym bardziej brałam pod uwagę, że mogę wygrać ten program.

I porsche.

- I od razu sobie założyłam, że oddam wygraną na cele charytatywne. Przecież za to porsche zapłacili ci ludzie, którzy oglądali "Taniec z gwiazdami" i wysyłali SMS-y. Powiem pani, że naprawdę byłam zaskoczona, kiedy się okazało, że 70 proc. głosów oddano na mnie. Gdybym sprzedała to auto, nic by się zasadniczo w moim życiu się nie zmieniło. Od lat pracuję na swoje utrzymanie. Nikt mi nic za darmo nie dał i dobrze mi z tym. I niech tak zostanie.

A Pani koledzy z Teatru Dramatycznego nie pukali się w głowę, że pozbywa się Pani takiej pięknej fury?

- Wręcz przeciwnie. Nawet mnie w tym wspierali, a poza tym starali się każdej niedzieli oglądać mnie w "Tańcu...".

Rodzinę chociaż Pani przewiozła?

- A gdzie tam. Powiedziałam mężowi, że jeżeli wygram program, to zamierzam oddać porsche. "Dzięki Bogu. Bardzo chciałem to usłyszeć", powiedział mąż. Wprawdzie moja 11-letnia córka miała lekki żal, ale jej przeszło.

Bez wahania przyjęła Pani propozycję udziału w "Tańcu z gwiazdami"?

- Na pewno nie mam sobie nic do zarzucenia. Trochę się bałam, że po tym programie będę się mizdrzyć, udawać kogoś innego, niż jestem. Jestem przekonana, że nic takiego się nie dzieje. Ludzie mnie zaakceptowali, a niektórzy nawet polubili. Oznaki sympatii spotykają mnie każdego dnia. Stałam się bardziej pogodna, uśmiechnięta. Dostaję od ludzi niesamowitą energię. Zaczepiają mnie, co jest bardzo miłe. Płynie do mnie sama dobra energia. Zanim podjęłam decyzję, że wezmę udział w tym programie, zastanawiałam się, czy to jest świat dla mnie, czy ja się odnajdę w tym wielkim show. Potem, kiedy już tańczyłam, dochodziły do mnie opinie, że jestem osobna. A ja naprawdę zadomowiłam się w tym programie.

I co do Dramatycznego przychodzą teraz ludzie na Agatę Kuleszę?

- Nie sądzę. Nie gram teraz w teatrze żadnej dużej roli, więc jeśli ktoś mnie zauważy i skojarzy, że brałam udział w "Tańcu z gwiazdami", to baczniej mi się przygląda. Czekam na rolę w teatrze, która by mi dała wielką satysfakcję. Chciałabym poczuć na scenie taką adrenalinę, jaką czułam na parkiecie w programie telewizyjnym. Przeżyłam tam takie niesamowite emocje i teraz marzę, żeby mi się to przydarzyło w teatrze. O Jezu, jakbym chciała taki lot przeżyć jako aktorka.

A w filmie to możliwe?

- Możliwe, ale na razie nie było mi dane. Może spotka mnie to przy okazji pracy z Jankiem Komasą. W kwietniu ruszają zdjęcia do "Sali samobójców", w którym zagram jedną z głównych ról. Janek to człowiek, który mnie inspiruje. Czuję, że jestem w znakomitej kondycji aktorskiej i mam dużo większą wiarę w siebie niż kiedyś.

Możemy to potraktować jako Pani ogłoszenie do reżyserów: "Angażujcie mnie do swoich filmów, bo jestem świetną aktorką w doskonałej formie"?

- Nie, nie możemy. Pracuję w swoim zawodzie od wielu lat i wiem, że teraz dostałam jedynie bonusy - popularność i fakt, że moje nazwisko jest rozpoznawalne. Wydaje mi się, że większość ludzi, z którymi pracuję i którzy cenią mnie jako aktorkę, to nie jest widownia "Tańca z gwiazdami". Na przykład Filip Bajon nie ma nawet telewizora, więc zupełnie nic nie wiedział o moich telewizyjnych sukcesach. Wiem, że jeśli znajdzie dla mnie rolę w "Ślubach panieńskich", to mnie obsadzi.

A co do ogłoszenia, kiedy skończyłam szkołę teatralną, to powiedziałam sobie, że nie będę nosić swoich zdjęć i prosić, by mnie ktoś gdzieś obsadził. I nic się w tej kwestii nie zmieniło. Spokojnie czekam, aż ktoś pomyśli: "Kulesza to zagra" i zadzwoni do mnie z propozycją.

Nie ma Pani obaw, że niektórzy pomyślą: "Niech Kulesza to zagra, bo jest znana z Tańca z gwiazdami"?

- Nie sądzę, żeby tak było. Nie bywam na imprezach czy bankietach, gdzie się podobno sporo showbiznesowych spraw załatwia. Wydaje mi się, że ktoś, kto chce ze mną pracować, zna nie tylko moje nazwisko ale i moje aktorstwo. Chciałabym, żeby moje nazwisko było wiązane z wysoką jakością, a nie faktem, że ostatnio bardzo często pojawia się w prasie kolorowej. Chciałabym być aktorką sławną a nie popularną.

Kiedy to nastąpi?

- Nie wiem. Wiem natomiast na pewno, że wybrałam dobrą drogę. Mogę pani powiedzieć, że niełatwą, bo nie jest zbyt przyjemnie, kiedy się siedzi w kapciach w domu i ogląda się sukcesy swoich kolegów po fachu. I tu wcale nie chodzi o zazdrość.

Występ w "Tańcu z gwiazdami" potraktowała Pani jako zadanie aktorskie?

- Oczywiście. Mnie nie interesowało tworzenie układów choreograficznych. Jako aktorka pracuję na emocjach. Taniec to też emocje. Wiedział to też mój partner z programu - Stefano Terrazzino - i również dzięki temu wygraliśmy. Każdej niedzieli grałam inną rolę.

Taniec Panią wciągnął?

- Od końca programu minął miesiąc i mam wrażenie, że moje ciało już sporo zapomniało i owinęło się w skorupkę wstydu. Wiem, że gdybym teraz miała zatańczyć rumbę, to musiałabym się przełamać. Teraz koleżanki mnie od czasu do czasu wyciągają na tańce. Na razie byłyśmy raz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji