Artykuły

Desant komandosów

"Makbet" w reż. Andrzeja Wajdy w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

Scena pokryta czarnymi plastikowymi workami, w których mogą kryć się trupy żołnierzy zamordowanych na polu walki i trzy wiedźmy, których głowy owinięto bandażami. Kiedy przepowiedzą przyszłość, położą się wśród zabitych. Obraz kojarzący się z byłą Jugosławią, Irakiem, czy innymi miejscami wojny, miał szansę utkwić na dłużej w pamięci widzów, którzy zobaczyli premierę ,Makbeta" w reżyserii Andrzeja Wajdy, ze scenografią Krystyny Zachwatowicz. Tak się jednak nie stało, gdyż twórcy przedstawienia zrobili wszystko, by nie wywołało ono żadnych emocji, skutecznie usypiając nawet najwytrwalszych teatromanów.

Rzeczone worki szybko przestają bowiem budzić skojarzenia ze współczesnymi wojnami - za chwilę spadnie na nie desant pracowników technicznych w czarnych kominiarkach. Dzielni komandosi przywiążą czarny plastik do sznurków, by następnie jednym ruchem zamaskowanego maszynisty pofrunął on w górę, gdzie zostanie do końca, przypominając już nie trupy, a snopy siana. I tak wszystko w tym przedstawieniu zostaje po kolei spłaszczone, zbanalizowane do granic wytrzymałości. Poczynając od Makbeta i Lady Makbet, a na ich służących kończąc.

Grający tytułową rolę Krzysztof Globisz [na zdjęciu], ubrany w kuloodporną kamizelkę, do której Bóg raczy wiedzieć czemu przypina miecz a nie kałasznikowa, usiłuje pokazać człowieka chorobliwie ambitnego, a zarazem słabego. By zdobyć się na jakikolwiek czyn, musi dostać lanie od zażywnej żony, czyli Iwony Bielskiej. Andrzej Wajda postanowił zerwać z tradycją przedstawiania tych postaci jako pełnych żądzy władzy młodych ludzi, powierzając role dojrzałym aktorom, którzy przez morderstwo dokonane na królu chcieliby jeszcze uszczknąć coś z życia.

Tylko dlaczego reżyser założył, iż mamy tu do czynienia nie z wyrafinowaną zbrodnią, a z czynem prostaków, którzy lepiej znaleźliby się na wiejskim klepisku niż w zamkowych komnatach? Może gdyby Makbet miał w sobie choć trochę cech szlachcica, a nie tylko wieśniaka (podobnie jego żona), mniej śmieszyłaby uczta, którą obsługują żołnierze specnazu, wykonujący to poważne zadanie tuż po tym jak straszyli króla czarnymi kominiarkami, rozkładając przed nim czerwony dywan.

Na końcu spektaklu, także przy ich pomocy, zjadą na dół plastikowe worki. Zanim poetycko rozłożą się na scenie, widzowie mają już pewność, że stracili trzy godziny na pozbawione jakiejkolwiek sensownej interpretacji przedstawienie - oglądając wyzbytych z emocji aktorów, którym zabrakło reżysera i scenę niemal pozbawioną scenografii, której nie dodaje dramatyzmu choćby przyzwoite oświetlenie.

Chciałam tylko przypomnieć, że ,Makbet" to jeden z najkrótszych dramatów Szekspira, w którym, jak w żadnym innym, akcja posuwa się w zawrotnym tempie, a wstrząsające wydarzenia następują po sobie tak szybko jak kolejne newsy telewizyjnych Wiadomości, pokazujących desant polskich żołnierzy w Iraku. W Starym Teatrze czas jednak biegnie innym rytmem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji