Artykuły

Kwestia żalu

- "Rok magicznego myślenia" to, paradoksalnie, pochwała życia, zachwyt nad nim. Jest w tym autoironia, brak rozczulania się nad sobą. Jest obserwacja i miłość - mówi EWA BŁASZCZYK, aktorka Teatru Studio w Warszawie.

W sztuce według "Roku magicznego myślenia" Joan Didion , Ewa Błaszczyk mierzy się z własnym bólem.

30 grudnia 2003 roku wieczorem w apartamencie w Nowym Jorku zmarł nagle John Gregory Dunne, mąż pisarki Joan Didion. Stało się to tuż po odwiedzinach w szpitalu, gdzie w śpiączce na skutek tajemniczej i nagłej choroby neurologicznej leżała ich jedyna córka Quintana. "Poprosił o jeszcze jednego drinka, zanim zaczniemy jeść. Siedliśmy do stołu. () Mówił coś, potem umilkł. Lewą rękę trzymał uniesioną; siedział bez ruchu bezwładnie zsunięty na krześle.

Pamiętam, że powiedziałam: Nie rób tak". John Gregory Dunne i Joan Didion przeżyli razem prawie czterdzieści lat i rzadko rozstawali się na dłużej niż kilka dni. Podczas żałoby Didion zaczęła opisywać swoje przeżycia, próbując na różne sposoby zrozumieć sens tragicznych wydarzeń. "Żal po stracie () nadchodzi w postaci fal, paroksyzmów, nagłych napadów lęków, od których uginają się nogi, zaćmiewa wzrok i znika powszedniość. Każdy, kto go doświadczył, wspomina o zjawisku fal". Didion potraktowała siebie jako obiekt obserwacji. Wspomina o swoich dziwnych i niezrozumiałych reakcjach. Na przykład o potrzebie bycia w mieszkaniu na wypadek, gdyby John wrócił. O tym, że nie potrafiła pozbyć się jego butów, bo przecież będzie ich potrzebował.

O konieczności przedyskutowania swojego bólu z mężem, bo dotąd nie było problemów, których nie omawialiby razem. Głośna książka "Rok magicznego myślenia" ukazała się w rok po śmierci Dunne'a i na kilka miesięcy przed śmiercią Quintany. Z powstałym na jej podstawie monodramem w warszawskim Teatrze Studio występuje Ewa Błaszczyk, której życie naznaczył podobny dramat.

Niedługo po nagłej śmierci męża jej sześcioletnia córka Ola zapadła w śpiączkę i do dziś nie odzyskała pełnej sprawności. Kreację Błaszczyk krytycy zgodnie uznali za wybitną. Na pustej scenie jedyną scenografią jest drewniane krzesło. Przy słowach, które na niej padają, nic nie powinno rozpraszać uwagi widza. Zresztą nie ma tam miejsca na nic innego jak wielkie emocje.

PANI: Kiedy po raz pierwszy dowiedziała się Pani o książce Joan Didion?

Ewa Błaszczyk: Moja przyjaciółka przeczytała o niej we francuskiej prasie i natychmiast mi o tym powiedziała. W tym czasie w londyńskim Royal National Theatre wystawiano sztukę na podstawie "Roku" z wielką rolą Vanessy Redgrave. Zastanawiałam się, jaka to sztuka i czy dałabym radę w niej wystąpić. Ponieważ nie było jeszcze polskiego przekładu, ściągnęłam książkę w oryginale. Przeczytałam pierwsze słowa: "Życie zmienia się szybko. Życie zmienia się w jednej chwili. Siadasz do kolacji i życie, jakie znasz, się kończy". Poruszył mnie ostatni wers wstępu: "Pozostaje kwestia żalu nad sobą". Zrozumiałam, że ktoś inny nazwał to, co czuję. Ktoś mi to dał.

Napisała Pani do Didion?

- Starając się o prawa do wystawienia sztuki, wysłałam do agencji reprezentującej jej interesy list, w którym opisałam swoją historię i Fundację "Akogo?" zbierającą pieniądze na pierwszą w Polsce klinikę dla dzieci po ciężkich urazach mózgu. A Teatr Studio uzyskał prawa do sztuki.

Ludzie niechętnie myślą i mówią o śmierci, a teatr wolą traktować jak rozrywkę. Nie obawiała się Pani, że temat okaże się dla nich za trudny, zbyt przygnębiający?

- To niesamowite, że tak uparcie wypieramy cierpienie związane z odejściem bliskich, choć wcześniej czy później dotyka ono każdego. Pojechałam specjalnie do Royal National Theatre, żeby zobaczyć, w jaki sposób Vanessa Redgrave gra tak trudny i intymny temat przed widownią, która liczy 1300 osób. Ona wskazywała ich palcem i zwracała się do nich "you": "Tak. To może spotkać także ciebie". Lepiej oswoić śmierć, niż dać się jej zaskoczyć. Zresztą "Rok magicznego myślenia" to, paradoksalnie, pochwała życia, zachwyt nad nim. Jest w tym autoironia, brak rozczulania się nad sobą. Jest obserwacja i miłość. A wszystko kończy się stwierdzeniem, że do straty nie da się podejść racjonalnie. Można się wysilać, a bateria w pilocie i tak nie działa. Didion próbuje zapanować nad rozpaczą, twórczo ją przetwarzając. Ale nikomu nie narzuca swojego sposobu myślenia. Wie, że choć uczucie straty to uniwersalnie doświadczenie, każdy reaguje inaczej.

Dla Pani ten monodram jest rodzajem terapii?

- On zamyka pewien etap w moim życiu zawodowym, a w prywatnym - pewnie

też. Myślę, że już nie wrócę do tak dramatycznych tematów na scenie.

Wybrałam tę sztukę, bo zamiast mroku jest w niej piękne pożegnanie przeszłości i nadzieja na nowy rozdział. W gruncie rzeczy jest to tekst o miłości. Ja też nie chcę się żalić. Smutek przerabiam na aktywność. Ola jest poddawana nowej terapii w Moskwie. Mam dużo do zrobienia w fundacji i w zawodzie.

A przede wszystkim jest jeszcze życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji