Artykuły

Początek dyskusji

Na owarcie Teatru Powszechnego, który po przebudowie i rozbu­dowie stał się jednym z ładniejszych akcentów ar­chitektonicznych stolicy - wystawiono "Sprawę Dantona" Przybyszewskiej. Można by to uznać za nawiązanie do tradycji tej sceny, która - zwłaszcza w ostatnim okresie - zajmowała się wszystkim, co polskie; ale jest to zara­zem chyba deklaracja ideowo-artystyczna nowego kierow­nictwa, które tą sztuką o uni­wersalnym zasięgu zaprasza do dyskusji na temat miejsca człowieka we współczesnym świecie. Niby to samo, ale krok naprzód; wzbogacone przy tym o próbę penetracji w głąb. "Sprawa Dantona" jest dra­matem o jednym z niezwykle ważnych fragmentów Rewolu­cji Francuskiej. Ukazuje on rozgrywkę dwu ludzi, a właś­ciwie dwu koncepcji organizo­wania walki o przyszły kształt stosunków międzyludzkich. Wyrazicielem jednej jest Danton, wódz którego można by określić jako typ przywódcy populistycznego; pragmatyk, pragnący uniknąć zbyt daleko idących zadrażnień z narodem, szukający rozwiązań "bliskich życiu". Na czele drugiego nur­tu stoi Robespierre, czyli sa­ma czystość i asceza rewolu­cyjna, wielka przy tym prze­nikliwość intelektualna i wy­raźnie wytyczona droga do zwycięstwa klasy wydziedzi­czonych. Owo przeciwstawie­nie nie ogranicza się u Przyby­szewskiej do zaznaczenia ostrego kontrastu na zasadzie białe - czarne. Obaj przecie mają ręce unurzane we krwi, obu oceniła historia jako wiel­kich okrutników. Przybyszewska podpiera się analizą psycho-socjalną, próbuje ukazać obu, jako ludzi z ich słaboś­ciami i ułomnościami. W nie wysłanej korespondencji pisa­ła: "...dyktator pozostanie człowiekiem; i chociaż kon­trola zdoła zneutralizować lu­dzki jego egoizm, to jeszcze nie uzupełni indywidualnych niedoskonałości w jego umy­słowym ustroju. Jednostron­ny talent, wadliwa obserwa­cja mogą spowodować zasad­nicze błędy, które społeczeń­stwo zauważy za późno...". W analizie pobudek, którymi kie­rował się Danton, idzie Przybyszewska dalej i sięga głę­biej, niż Romain Rolland, czy George Büchner, którzy po­staci Dantona poświęcili swo­je utwory dramatyczne. Od­kryła w tym człowieku tyle samowygodnictwa i oportu­nizmu, co i logiki, wynikającej z realistycznej oceny sytuacji społecznej. W starciu obu po­staci, obu wodzów rewolucji zawarła tragiczny dylemat sa­mego procesu.

Pisała to na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych kobieta niespełna trzydziesto­letnia. Rówieśniczka Jasieńskiego, Przybosia i innych awangardystów. Jak oni urze­czona wielkimi przemianami zachodzącymi w Rosji. Inna od nich, bo szukająca nie formy dla opisania współczesnego świata, lecz podejmująca ana­lizę samej istoty przemian. Sięgnęła po temat "historycz­ny" nie dla zaspokojenia wła­snej ciekawości, lecz dlatego, że w nim właśnie, w Rewolu­cji Francuskiej widziała po­czątek owego wielkiego proce­su przebudowy stosunków między ludźmi, a w analizie jej przebiegu szansę uniknię­cia błędów.

Myślę, że przywołane tu my­śli autorki mogą, a właściwie powinny się stać punktem wyjścia dyskusji, do której zaprosił nas Teatr Powszech­ny przedstawieniem "Sprawa Dantona".

Bo przedstawienie, wyreżyserowane przez Andrzeja Wajdę, mimo niezwykłej atrakcyj­ności i bogactwa obrazu - jest w samym założeniu dyskusją. Dyskusją, pogłębioną rozmaitością rysów psycholo­gicznych poszczególnych po­staci, bujnością sylwetek ludz­kich. Akcja toczy się nie na scenie, lecz między nami, wi­dzami, którzy otaczają ją z wszystkich stron, jakby nas ten teatr zagarnął i przemie­nił w bezpośrednich uczestni­ków wydarzeń. Gdy dochodzi do punktu kulminacyjnego - rozmowy Dantona z Robespierrem- czujemy się jak świadkowie, na których cią­żyć ma obowiązek czuwa­nia nad przyszłymi reforma­mi. Jest to niezwykle przej­mujące starcie racji reali­stycznych, pragmatyzmu Dan­tona - rozpasanego, niewy­brednego w argumentacji, uwodzicielskiego, świadomego przy tym gry, w której chodzi o własną głowę. Tak go gra Bronisław Pawlik. Głowy in­nych to głupstwo, "nie o te baranie głowy mi chodzi" - powie. W tej okrutnej wypo­wiedzi zawiera się dialektyka oceny zarówno samego procesu rewolucji francuskiej i działa­nia wodza. Rozumowanie i ar­gumentacja Dantona natrafia na milczenie Robespierre'a; twarz Wojciecha Pszoniaka, pełna skupienia i napięcia my­śli, wyraża oburzenie, odrazę, przerażenie wręcz, że rewolu­cja ta wyniosła takich na same szczyty; równocześnie domy­ślamy się diabelnego napięcia wobec zbliżającej się decyzji, bo wyrok skazujący Dantona otwiera falę terroru.

Sąd jest już tylko czczą for­malnością. I znów jesteśmy za­mieszani, bo ławnicy, przed­stawiciele "ludu", postacie jak­by wyjęte z albumów Daumiera siedzą tuż przed nami, jakby jedni z nas. Z drugiej strony zamieniamy się w po­pleczników Dantona i jego grupy - żywiołowego Desmoulinsa (Olgierd Łukaszewicz), ograniczonego żołda­ka Westermanna (Franciszek Pieczka), obleśnego Delacroix (Stanisław Zaczyk) czy gład­kiego Philippeaux (Edmund Fetting).

Robespierre przeżywa swój tragiczny triumf. Opuszcza "scenę" w towarzystwie Saint Justa, jedynego sprawiedliwe­go, niezłomnego, a przy tym ludzkiego (Władysław Kowal­ski), świadomy jednak, że to zwycięstwo w samym zarodku niesie największą klęskę re­wolucji francuskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji