Artykuły

Rewelacja: Żółta strzała

"Żółta Strzała" w reż. Igora Gorzkowskiego Studia Teatralnego Koło w Centralnym Basenie Artystycznym w Warszawie. Pisze Janusz Majcherek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Fascynujące przedstawienie Studia Teatralnego "Koło" wciąga w niepokojącą i enigmatyczną podróż, której powód i cel każdy widz musi wyznaczyć sam dla siebie.

Tytułowa "Żółta strzała" z wczesnego opowiadania Wiktora Pielewina jest nazwą pociągu, autor od pierwszych akapitów nawet nie próbuje udawać, że tworzy coś innego niż metaforę i jawnie prowadzi grę z literacką tradycją. Dubravka Ugresić w jednym z esejów zauważyła, że "cała literatura rosyjska podróżuje pociągiem. Pociąg to obok duszy jeden z najczęstszych toposów rosyjskiej literatury, od Dostojewskiego po Wieniedikta Jerofiejewa". Chorwacka pisarka przypomina też, że pociąg należał do wczesnokomunistycznej ikonografii propagandowej, symbolizując zwycięski pęd do świetlanej przyszłości.

Te konotacje są Pielewinowi dobrze znane, ale jego oryginalny talent nie wyczerpuje się w postmodernistycznym recyklingu. Rozpoznawalnym znakom rosyjskiej, sowieckiej i postsowieckiej rzeczywistości została nadana świeża i nieuchwytna wieloznaczność. Pisząc "Żółtą strzałę" Pielewin nie mógł znać późniejszej o dwanaście lat niezwykłej powieści Pascala Merciera "Nocny pociąg do Lizbony", której narrator wyznaje: "Mieszkam w sobie jak w jadącym pociągu. Nie wsiadłem z własnej woli, nie miałem wyboru i nie znam celu podróży". Po czym rozwija subtelnie i szczegółowo wizję egzystencji jako podróży pociągiem zdumiewająco spowinowaconą z narracją Pielewina, który osobliwy sens zagadkowej jazdy zdaje się zamykać w kluczowym dla opowiadania zdaniu: "Pozostaje to, co w życiu najtrudniejsze. Jechać pociągiem i nie być jego pasażerem".

Gdyby się ktoś uparł, mógłby z tych słów bez trudu wyprowadzić Heideggerowską refleksję o egzystencji autentycznej i nieautentycznej, ale cały smak "Żółtej strzały" właśnie na tym polega, że Pielewin wskazuje ścieżki do rozmaitych możliwych interpretacji, a zarazem wcale nie zachęca, żeby nimi pójść do końca. Jakby przestrzegał, iż każde dookreślenie sensu opowiadania, w rodzaju: "To jest o Rosji postsowieckiej" albo "To jest o sytuacji "bycia-ku-śmierci", zniszczy jego zagadkową poezję, która stawia nas przed równaniem z wieloma niewiadomymi i zmusza naszą wyobraźnię do pracy, nie obiecując żadnego rozwiązania.

W podobnym stylu myśli autor przedstawienia Igor Gorzkowski, który zresztą nie raz dał się poznać jako wnikliwy czytelnik adaptowanej przez siebie literatury (a przecież teatralizował rzeczy tak różne jak fragmenty cyklu Prousta i małe prozy Roberta Walsera). Gorzkowski nie podąża niewolniczo za literą tekstu Pielewina, lecz z niezwykłą lojalnością dla ducha opowiadania szuka dla niego scenicznego kształtu, mając zresztą znakomitego partnera w scenografie Janie Kozikowskim, który skonstruował coś, co przed laty zwykło się określać "maszyną do grania". Jest to mianowicie niebywale funkcjonalny, obracający się wokół własnej osi szkielet wagonu kolejowego, w sam raz godzący ślady realizmu z oniryczną dziwnością pociągu pędzącego z nie-wiadomo-skąd do nie-wiadomo-dokąd, w którego przedziałach rozgrywa się opowieść parabola. Reżyserowi i aktorom (bardzo dobra robota Buzkówny, Lewandowskiego, Grzymkowskiego, Korzeniowskiego) udaje się coś arcytrudnego: rozwibrowują widza, podniecają jego ciekawość, wpędzają w dręczący niepokój i pozostawiają w poczuciu, że enigmatyczna sytuacja nigdy nie znajdzie zadowalającego wyjaśnienia. Rzec by można, że widz zostaje zachęcony do podjęcia gry o niejasnych regułach i niewiadomym wyniku, gry, która zresztą toczy się zarówno na poziomie znaczeń, jak i stylu. Polityczna i obyczajowa satyra raz po raz wywraca się na nice, odsłaniając metafizyczną podszewkę, spod groteskowej maski wyziera mistyka, fantazja graniczy z fantastyką.

Szukając pisarskich antenatów Pielewina trzeba sięgnąć w głąb rosyjskiej literatury, aż do Gogola i Dostojewskiego, a już na pewno do Bułhakowa . Czytając i oglądając "Żółtą strzałę", myślałem też o "Pikniku na skraju drogi" braci Strugackich, sławnej powieści, science fiction, z której Tarkowski wysnuł swego "Stalkera". Powinowactwo chyba polega na uporczywej potrzebie przekraczania granicy realnego świata po to, żeby znaleźć się w strefie czy, jak pisali Strugaccy, w zonie, w której pozostały niewytłumaczalne ślady jakiejś innej, nie wiadomo, czy metafizycznej rzeczywistości.

Jestem pełen podziwu dla Gorzkowskiego i jego kompanii: materię teatru wprawili w taki ruch, że uzyskali poetycką tajemnicę, która nie daje spokoju i w żadnym momencie nie pozwala się pochwycić w sidła interpretacji. Rewelacja!

Najbliższe spektakle - 9, 10 stycznia, g. 21. Centralny BASEN Artystyczny (ul. M. Konopnickiej 6)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji