Artykuły

W biało-czarne pasy

"Obywatel" w reż. Jacka Bończyka w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Tomasz Bielicki w Nowościach.

Porwać się na spektakl według twórczości Grzegorza Ciechowskiego to wyzwanie. Zwłaszcza w Toruniu, gdzie pamięć o Liderze Republiki jest wciąż żywa.

Fabuła "Obywatela" nie jest skomplikowana. W pewnym nieokreślonym Biurze niepodzielnie rządzi Autokrata (w tej roli Sławomir Maciejewski). Wszyscy pracownicy tańczą (dosłownie) pod jego dyktando. Nie ma tu miejsca na żaden indywidualizm. Każdy jest tylko pionkiem w wielkim korporacyjnym systemie. Zmianę zapowiada uczucie jakim Autokrata zaczyna darzyć jedną z pracownic (Matylda Podfilipska).

Ta miłość między bohaterami została pokazana przez reżysera Jacka Bończyka jako Wirus, który trafia w struktury Biura. Grający go Michał Marek Ubysz, po próbie wyrzucenia, zaczyna drążyć system od wewnątrz i w konsekwencji staje na czele republikańskiego przewrotu. Całą fabułę oparto na tekstach piosenek Grzegorza Ciechowskiego. Wszystkie utwory zagrano i zaśpiewano na żywo ze skrytym za dekoracjami zespołem. "Układ sił", "Lawa", "Zawsze ty (klatka)" oraz "Znak =". Do tego cytaty z "Republiki marzeń",, Arktyki" i "Białej flagi". Fani Republiki będą wniebowzięci, wychwytując nawiązania do tekstów, cała reszta widzów niekoniecznie. Nieco to karkołomne, aby z utworów lidera Republiki układać spektakl. Nie są to bowiem takie opowieści jak np. w "Herbacianych nonsensach" czy w "S.O.S. ginącej miłości".

Jacek Bończyk postanowił jednak dopasować do siebie 11 różnych piosenek. Fabuła, jaką na nich zbudował, nie jest najmocniejszą stroną spektaklu, ale odnosi się wrażenie, że nigdy taką nie miała być. To tylko pretekst, aby zabrać widza w świat pomalowany w biało-czarne pasy - barwy Republiki. W świat, w którym pojawia się Wielki Hipnotyzer, a jednostki pracują ku chwale systemu.

Niezwykle przyjemnie ogląda się w "Obywatelu" zbiorowe układy choreograficzne, które podkreślają atmosferę panującą w Biurze*. To jedna z kilkunastu rzeczy, które z pewnością zostaną widzowi w głowie po wyjściu z teatru. Tak samo jak lekko demoniczna postać "asystenta" Autokraty, grana przez Grzegorza Wiśniewskiego, pojawiająca się na pierwszym planie, a kiedy trzeba - z boku.

Jest jednak jedna rzecz, której nie można Jackowi Bończykowi wybaczyć. Jaki cel przyświecał mu, gdy decydował się na wprowadzenie do spektaklu filmowej animacji z udziałem Michała Ubysza? Nie dość, że to mało zabawne, to rozbija cały stonowany republikański klimat, który reżyserowi udało się odtworzyć na scenie. W tej jednej kwestii Jacek Bończyk się potknął.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji