Artykuły

Samotny tatko w rekwizytorni telewizyjnego dramatu

Scenariusz telewizyjny "Tatko" zdobył trzecią nagrodę na konkursie Teatru TV. Pisaliśmy niedawno o plonie tego konkursu, a obejrzawszy spektakl według scenariusza Jerzego {#au#53}Janickiego{/#} nie musimy rewidować własnych przekonań: "Tatko" raz jeszcze dowodzi, że rutyniarskie poleganie na konwencjach dramaturgicznych ze sfery "małego realizmu" staje się dla tematu współczesnego papierowym kneblem, który dusi szerszy oddech i pozbawia życia nawet interesująco zarysowane dylematy. Bo w pomyśle "Tatka" byłe przecież sporo dramatyzmu, ba prawdy psychologicznej. Wprawdzie motyw listów od nieżyjącego, schemat owego dobroczynnego kłamstwa, którym córka przez lata buduje wiarę ojca w sprawiedliwość losu, zaczerpnął autor od Julia Cortazara. Sceneria za to polska: ten ojciec, "tatko", stracił czterech, jak sądzi, a przecież pięciu, synów na wojnie - kolejno: we Wrześniu, w radzieckiej armii, w Afryce. w konwoju morskim i ostatniego - wokół którego toczy się sprawa - w milicji, kiedy przeprowadzano reformę rolną. Podejrzany, co prawda, ten rozrzut śmierci; jakby autor miał ambicję obdzielenia nimi tych wielu różnych frontów - po sprawiedliwości, ambicję może zrozumiałą, ale już nadto dobitnie deklarowaną.

Choć i to nie razi; tacy ojcowie u nas są, mogą być, a słowa: "dziewiętnaście lat - nieprzekraczalna granica wieku w naszej rodzinie" nie brzmią pusto. Władysław Krasnowiecki dodaje zresztą postaci apodyktycznego starca, żyjącego mieszaniną cierpienia i nadziei, wiele cech prawdziwych, wiele godności.

Gdybyż jednak można było poprzestać na duecie starca i córki, na historii szlachetnej mistyfikacji i jej zdemaskowania! Gdybyż, bo w chwili kiedy pojawiają się dalsze postacie dramatu, szelest papieru nasila się, by w zakończeniu sztuki przybrać natężenie grzmotu. Oto kożusznik, listonosz, zootechnik młody nauczyciel, lekarz - wszyscy, może z wyjątkiem lekarza, straszni, nieprawdziwi. Już nie w sferze konfliktów, to zostawmy, mniej więcej wiadomo, że dramatopisarze nasi, a szczególnie telewizyjni, najchętniej igrają regułą: rzecz dzieje się na prowincji polskiej, czyli nigdzie. Stąd pewność, że rzeczywiście z prowincją mamy do czynienia jedynie w niektórych teatrach.

Idzie o sferę języka. Już to "ludzie prości" mówią w tych widowiskach TV! Każden jeden musi, naturalnie, mieć swoje własne porzekadło, takie, co go charakteryzuje najłatwiej - i widz spamięta, i autor z tym kłopotu nie ma, bo tylko do gotowego dialogu doda, co parę słów, jakieś celne "jak to się mówi" (milicjant) albo "powiedzmy" (zootechnik). Radzę tylko stylu tego nie naśladować, wyjechawszy z Warszawy na wieś, bo tam, powiedzmy, można za to dostać w mordę, i nie tylko od zootechnika, ponieważ - jak to się mówi - człowiek prosty zrozumie od razu, że się z niego struga, powiedzmy, prostaka. którym - jak się to mówi - bywa stosunkowo rzadziej, niż by się to, powiedzmy, dramaturgowi warszawskiemu wydawało.

I tak to leci, wlecze się, rozmywa: sprawa, sztuka, życie.. W udawanych dialogach, w spięciach konstruowanych na podstawie wiadomości o świecie z Matysiaków rodem. Przyjechał na tę wieś młody nauczyciel - dziwny jakiś, bo młodzież dziś dziwna; co powie, trudno wyrozumieć, ale chyba szlachetny będzie w środku - po co się młodzieży narażać. Milicjant sympatyczny, owszem i rozmowny - a tu nagle rzecze: "wróg był i jest, jak to się mówi", i od razu doceniamy cierpki komizm autora. W tym świecie złego teatru cierpienie starego Dąbka, jego godność są nie do obrony; musi runąć ich wiarygodność pod naporem tylu papierowych machin oblężniczych.

Interesująca rola przypadła w tej wbitemu w ścianę gwoździowi, na którym niegdyś wisiał święty obrazek, póki Dąbek-ojciec nie zrobił z Bogiem układu: "wróci Andrzej (syn najmłodszy) - powiada - i Ty wrócisz na ścianę". Mamy więc teraz ten gwoźdź. W przyzwoitym realistycznym teatrze powinna na nim wisieć owa dubeltówka, która to na scenie jest już od pierwszego aktu, by wypalić w trzecim... Ale że to nie jest przyzwoity teatr realistyczny, jeno udawanie na konkurs - wystarczy sam gwoźdź. Wyjmie go Dąbek ze ściany w ostatniej scenie, zaduma się nad nim, w palcach pokręci, zmilczy... Symboliczna scena, co tu duże mówić. Myśleliśmy, że stworzymy, opiszemy chociażby, życie w naszej sztuce, ale to tylko nasza kulawa sztuka, więc kiedy te zrozumieliśmy, wypada milczeć. Milczeniem są - niekiedy nawet bardzo długie teksty. Zaś życie, choć dalej nie opisane - życie jest ciekawsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji