Artykuły

Opole. Grażyna Rogowska przygotowuje nowy koncert

Znów zaśpiewam o świecie, który minął - zapowiada Grażyna Rogowska przygotowująca w teatrze dramatycznym koncert piosenek Mieczysława Fogga.

Dorota Wodecka: Dlaczego chce Pani reanimować piosenki Mieczysława Fogga?

Grażyna Rogowska*: Wiem, wiem, też myślałam kiedyś, że jest obciachowy, komunistyczny, zza żelaznej kurtyny. Ale od dwóch lat pomieszkuję w Warszawie i zachwyca mnie w niej to, że poraniona wojną i powstaniem warszawskim potrafiła się odrodzić. Siłą rzeczy, spacerując jej ulicami, przychodził mi do głowy śpiewający o niej i w niej Fogg. Nie planowałam jednak sama śpiewać jego piosenek. Kiedy pół roku temu zadzwonił do mnie dyrektor Tomasz Konina z propozycją recitalu, wybrałam niespodziewanie dla siebie samej Fogga. Trudno mi ten ówczesny wybór uzasadnić, ale najwyraźniej siedział on we mnie.

I co Pani znalazła w jego piosenkach?

- To zadziwiające, ale mam wrażenie, jakbym znów robiła recital o tym samym. Śpiewając żydowskie pieśni, starałam się opisać świat Żydów na chwilę przed jego upadkiem. Teraz podobnie czuję. Zaśpiewam o mieście okresu międzywojennego, na moment przed jego końcem. Taka opowieść wydaje mi się czytelna, ale nie wiem, czy i dla widza taka będzie. Zastanawiałam się, kim będzie mój odbiorca. Pytałam młodszych od siebie ludzi, czy wiedzą kto to był Fogg i okazuje się, że nie mają o nim pojęcia. Ja zaś, podobnie jak starsi ode mnie ludzie, uważam go za symbol pieśniarstwa w Polsce.

Trudno interpretować jego piosenki?

- Wydają się łatwe, ale w ich przypadku okazuje się, że nie każdy śpiewać może. W czasie pracy nad nimi raz miałam wielką satysfakcję, a raz falę załamania. Fogg miał bardzo szeroką skalę głosu, jak nic trzy oktawy. Ja takiej nie mam, nie jestem piosenkarką. Sądziłam, że nie dam rady. Długo szukaliśmy z Radkiem Wocialem tonacji, w której mogłabym te piosenki opowiedzieć. Bo czuję się opowiadaczem historii. Nie zamierzam też stylizować się na okres międzywojenny.

Ale będzie jak w starym kinie.

- Tak, dzięki wideoprojekcjom fragmentów przedwojennych filmów z Charlie Chaplinem, z ulicami Warszawy. Staramy się nadać temu recitalowi klimat, w tym tygodniu robimy ostatnie korekty.

I co dalej? Wraca Pani do Warszawy?

- Nie wiem. Jestem wszędzie i nigdzie. W teatrze w Opolu mam dwie trzecie etatu co obliguje mnie do zagrania w jednym przedstawieniu w sezonie. Cieszę się, że prócz grania w "Aktorach prowincjonalnych" mam jeszcze ten recital, bo jest we mnie potrzeba zaśpiewania, dania od siebie czegoś więcej, niż ukrywanie się za sceniczną postacią. Ale, mimo że jestem najbardziej związana z teatrem opolskim i z tym miastem, to jednak nie jestem już stąd. Ani znikąd. Mam wrażenie, że żyję w pociągu.

Nie żałuje Pani, że przed dwoma laty stąd wyjechała?

- To był wybór życiowy. Mam poczucie, że musiałam to zrobić, mimo że te dwa lata to bardzo trudny dla mnie czas. Dużo wprawdzie pracuję, ale nie wiem, czy za rok też tak będzie. Wciąż muszę zdawać egzamin, sprawdzać się w castingach, w innych teatrach. Wciąż muszę o coś zabiegać, to stresujące. Dużo mnie to moje życie kosztuje. Choć uważam, że decyzja sprzed dwóch lat była dla mnie samej niezbędna.

Premiera "Jak w starym kinie. Wieczór piosenek Mieczysława Fogga", 10 stycznia o godz. 20

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji