Na rozdrożu
"Ludzi cesarza" Zygmunta Hübnera w wykonaniu zespołu Teatru Wybrzeże pod reżyserią Marka Okopińskiego obejrzało się z przyjemnością. Petroniusz, Seneka... Iluż znakomitych pisarzy inspirowało się nimi (Szekspir!), ilu o nich pisało (Sienkiewicz!). Hübner zrobił z tego jakby przypowieść filozoficzną rozłożoną na głosy. Akcji tu nie ma, bo jakaż być by mogła - w zaświatach, wśród ofiar Nerona. To bardzo stary wzorzec: "Rozmowy zmarłych" Lukiana, naśladowany przez Fontenella i następców, a w wersji Hüibnerowskiej przypominający nowelę (której autorstwo wyskoczyło mi z pamięci) o podróżnym na rozstaju trzech dróg: wybrał jedną i spotkały go krwawe przygody w jakimś zajeździe; wybrał więc inną, wystrzegając się podobnych sytuacji i rekwizytów, ale wynik był ten sam; wybrał wreszcie trzecią, gdzie zanosiło się na całkowitą odmienność, lecz i tam los go dopadł w identyczny sposób... Jakiż stąd wniosek może być inny niż ten, że kto chce ocalić własną godność, nie może poprzestać na zachowaniu postawy, lecz musi działać - przewalczyć narzucone reguły gry. Inaczej pozostają tylko apologetyczne rozhowory poniewczasie...
Te rozhowory Okopiński wystawił z energią i swadą, może nawet chwilami
nadmierną, co już należy do "ducha czasu": z podobnie nerwową popisowością wypowiadało się wielu takich, co przeskoczyli z obozu do obozu... Duch czasu! (...)